Koniec małej księżniczki. Manicure na komunii to nie grzech
Nowe pokolenie matek pozwala córkom na więcej. Kobiety, których córki poszły do pierwszej komunii z manicurem nie widzą w tym nic nagannego. Czy chodzi tu o "rodzicielski luz", czy raczej o konkurs piękności?
15.05.2019 | aktual.: 15.05.2019 20:14
Przyzwyczajamy się do wszystkich zwyczajów, w których wyrośliśmy. Dziwi nas, że obcokrajowców obrzydza sam pomysł wzięcia do ust sfermentowanego ogórka, mimo że większość z nas nie paliłaby się do spróbowania takich przysmaków jak "100-letnie" jajo czy bycze jądra.
"Normalne” i nie
Podobnie jest z uroczystościami. Weźmy taką pierwszą komunię. Przebieranie dziewczynek w miniaturowe suknie ślubne z brylancikami i koronkami, buty na obcasie i często pierwsza w życiu wizyta u fryzjera nie na strzyżenie, ale na, misterne upięcia.
Potem? Bywa, że przyjęcie w restauracji, od wesela różniące się w zasadzie tylko brakiem zespołu albo DJ-a.
W naszych głowach te zwyczaje już dawno się znaturalizowały. Jednak jeśli popatrzymy na pierwszokomunijny szał z boku, zobaczymy, że coś tu się nie klei.
Oto okazja ze wszech miar duchowa - dopuszczenie dziecka do przyjęcia "ciała Chrystusa”, symbolu śmierci za grzechy, zyskuje rozbuchane konsumpcyjne ramy. Niejednokrotnie zamienia się w manifestację bogactwa i gustu danej rodziny. "Patrzcie, oto nasza mała księżniczka”.
"Co ludzie powiedzą?”
Aga urodziła Maję zaraz po maturze. Potem był szybki ślub, problemy mieszkaniowe. Po 11 latach jakoś się ułożyło. Jest samotną mamą dwóch córek, ale skończyła studia, pracuje, spłaca mieszkanie. Jej starsza córka poszła do komunii dwa lata temu.
- Maja miała umalowane paznokcie, zrobiłyśmy delikatny french. Nie powiem, żebym była tym zachwycona, ale zgodziłam się. Wiem, że kilka dziewczynek z jej klasy też miało pomalowane paznokcie. Nie chodziło o presję rówieśniczą, raczej o to, że kiedy 19-latka zostaje matką trochę z tym swoim dzieckiem dorasta. Nie pracowałam 4 lata po porodzie i wszędzie brałam ze sobą Maję. Na zakupy, do urzędów, ale też kiedy sama szłam do kosmetyczki czy fryzjera. Dla dziecka to nudne, wiadomo, więc kiedy prosiła, żeby jej też pomalować paznokcie godziłam się. To nie był żaden manicure, raczej takie pociągnięcie lakierem. Płaciłam 5 złotych, a ona była zadowolona - opowiada Aga.
30-latka postrzegała komunię córki jako rodzaj sprawdzianu. Mąż zostawił ją dwa lata wcześniej, wszystko organizowała sama. Maja usłyszała, jak jej mama umawia się na paznokcie i koniecznie chciała iść.
- W końcu pozwalałam jej na te paznokcie jak miała 5 lat, więc jak miałabym jej wytłumaczyć, że nie może iść ze mną przed tak ważnym dniem. Nie chciałam wyjść przed córką na hipokrytkę. Nie używam nigdy argumentu "co ludzie powiedzą”, bo pamiętam jak moja matka po informacji, że jestem w ciąży, tego bała się najbardziej. Do dziś czuję złość, gdy o tym myślę - wyjaśnia Agata.
Klientka przed dziesiątką
Obdzwaniam kilka salonów piękności w mniejszych miasteczkach. Te z pracownic, które chcą rozmawiać, mówią, że owszem, zdarza im się obsługiwać 9-latki idące do pierwszej komunii. Co ciekawe, najczęstszym zabiegiem nie są paznokcie, ale makijaż.
- To nigdy nie jest full make-up. Malowałam raczej dziewczynki, które bawiły się na słońcu i miały rumień na twarzach albo takie, u których zaczynają się już pierwsze problemy skórne - mówi pani Renata pracująca w salonie w Węgrowie.
Kiedy kilka lat temu przyszła pierwsza kobieta, która poprosiła o "makijaż komunijny" dla dziecka, zatkało ją, ale dziś uważa, że takie zakrywanie niedoskonałości jest raczej dla córek niż matek.
- 9-latka z trądzikiem po prostu się go wstydzi, można jej tłumaczyć, że to naturalne i minie, ale to nie sprawi, że przestanie się wstydzić. Dzieci są tego dnia w centrum uwagi, wszyscy robią im zdjęcia, rozmawiają, całują. Ja takie podejście absolutnie rozumiem, to nie jest podlewanie próżności dziecka, ale troska o jego dobre samopoczucie. Sama bym nie poszła do fotografa ani na przyjęcie z worami pod oczami - tłumaczy pani Renata.
Zniesmaczona żądaniem klientki była tylko raz.
- Bardzo "zrobiona" pani przyprowadziła córkę z widoczną nadwagą i zażądała wykonturowania jej twarzy, żeby nie wyglądała jak "pulpet". Było mi przykro, że tak mówi o swoim dziecku. Zasugerowałam, że niezależnie od doboru koloru, to nie będzie wyglądało naturalnie. Wzruszyła ramionami i powiedziała, że "nieważne". Wykonturowałam policzki małej. Co robić, klient nasz pan - wzdycha pani Renata.
Wybór Zofii
Julia i jej mąż w tym roku posyłają córkę do komunii. Sami są niewierzący, ale uznali, że dla dziecka w tym wieku co Zosia, wykluczenie z grupy rówieśniczej to bolesna i trudna do wytłumaczenia kara. Poza tym nie chcą narzucać małej swojego agnostycyzmu, tak jak im rodzice narzucili im katolicyzm. Chcą, żeby sama zdecydowała, tym bardziej że zdaniem Julii wiara przydaje się w życiu. Rzecz jasna - z psychologicznego punktu widzenia.
- Wybrałyśmy już sukienkę, a raczej to Zosia ją wybrała, bo skoro robimy komunię dla niej, zostawiliśmy jej wolną rękę. Nie podoba mi się, jest z okropnego materiału, ale nie biorę w tym udziału, żeby się pokazać jako "matka z dobrym gustem" - opowiada Julia.
Jeśli chodzi o ewentualny makijaż, nie zapadły żadne decyzje, ale Julia tego nie wyklucza.
- Zobacz, jak teraz wyglądają 15-latki - sztuczne rzęsy, hybrydy, mocny i profesjonalny makijaż. Ja, mając 37 lat, nie potrafię sobie zrobić nawet w przybliżonej wersji. W klasie mojej córki wszystkie dziewczynki mają "modny” typ szczotki do włosów, który kosztuje 50 złotych. Malowanie ust lekko barwiącymi pomadkami i bezbarwny lakier do paznokci jest na porządku dziennym. To jest inne pokolenie, wychowane na obrazkach, nie ma co się buntować, ani przypisywać jakichś straszliwych konsekwencji - mówi Julia.
Na dyskoteki szkolne pozwala Zosi pudrować nos i malować rzęsy swoim tuszem. Nie widzi przeszkód, żeby poszła tak na komunię.
- W końcu to też specjalny dzień. Ktoś może powiedzieć, że makijaż jest niestosowny do "takiej” okazji. Ale nie mydlmy sobie oczu, że 9-latki rozumieją religię na głębokim poziomie. Dla nich to nie jest przeżycie duchowe, tylko czas spędzony z innymi dziećmi, lekcja odpowiedzialności - podsumowuje.
Choć komunijny makijaż czy manicure mogą odrzucać jako sama koncepcja, nie robią nikomu krzywdy. Dopóki nie stają się narzędziami w pojedynku niespełnionych matek na "najładniejsze dziecko", taksowane wzrokiem i porównywane z innymi. Ze względu na całą wizualną otoczkę najbardziej na takie przedmiotowe traktowanie i to przez własne matki, narażone są dziewczynki.
Komunijne księżniczki przestają być małe, coraz mniej przypominają dzieci, którymi są. Matki szykują córki, jak gdyby chodziło nie o sakrament, a o konkurs piękności. Odchudzanie, opalanie, a nawet makijaż czy manicure nie są jeszcze standardem, ale nie można powiedzieć, że to odosobnione przypadki. Zwłaszcza w mniejszych miastach, gdzie rodzice z jednej parafii doskonale się znają.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl