Blisko ludziKoszmarny powrót do domu rodzinnego. "Matka okazała się potworem"

Koszmarny powrót do domu rodzinnego. "Matka okazała się potworem"

Mimo że są dorosłe, czasami wracają do rodzinnego domu. Bo powinęła im się noga w życiu, bo nie wyszło małżeństwo, bo nie mają się gdzie podziać. Jednak są sytuacje, gdy powrót do rodzinnego gniazdka może okazać się koszmarem. Tak było w przypadku Olgi.

Powrót do domu rodzinnego okazał się koszmarem
Powrót do domu rodzinnego okazał się koszmarem
Źródło zdjęć: © Pixabay

30.01.2021 16:55

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ich małżeństwo rozpadło się, gdy Natalka miała trzy lata. Olga musiała się wtedy wyprowadzić z mieszkania Norberta, które rodzice kupili mu na początku studiów. Jego nie interesowało, co córka i żona poczną. – Powiedział wtedy, żebym wracała do mamusi i tatusia – opowiada 26-letnia specjalistka resocjalizacji. – Nie miałam wyjścia, wróciłam do rodziców na Chomiczówkę.

Olga wspomina, że jej mama płakała przez parę miesięcy załamując ręce nad nieudanym życiem córki. Mówiła, że rozwódka z dzieckiem to nie dość, że wstyd dla rodziny, ale też marne szanse na lepsze życie. – Mama uważa, że najważniejsza rzecz w życiu kobiety to dobrze wyjść za mąż – ironizuje Olga. – A najgorszą zostać samotną matką. Ponieważ zdaniem rodziców poniosłam życiową klęskę i wróciłam do domu rodzinnego, na dodatek z dzieckiem, to tym samym zgodziłam się, żeby przejęli całkowitą kontrolę nad moim życiem. Mama uznała, że o wszystkich kwestiach związanych z wychowaniem Natalki od momentu mojej przeprowadzki będą decydować dziadkowie. Nie tylko dlatego, że są starsi i o niebo mądrzejsi ode mnie, ale też dlatego, że finansują nasze utrzymanie. A kto nie płaci, nie ma ani głosu, ani racji – mówi.

Przynieś babci papierosy, dostaniesz żelka

Olga wspomną, że gdy Natalka była przeziębiona, jak zwykle poszła z nią do przychodni, gdzie pracowała zaufana pani pediatra. – Lekarka osłuchała ją, sprawdziła gardło, uszy, zaleciła smarowanie plecków córki maścią z eukaliptusem, podawanie jej syropu i obfite pojenie – opowiada Olga. – Dwa dni później moja matka bez mojej wiedzy i zgody zabrała Natalkę do "swojej" lekarki, która przepisała córce antybiotyk. Babcia nie czekała z podaniem leku. Gdy się o tym dowiedziałam, potwornie się zdenerwowałam. Jestem przeciwniczką stosowania antybiotyków bez uzasadnienia, a moja matka wręcz przeciwnie. Powiedziała, że mam się zamknąć i cieszyć, że ktoś chce się opiekować chorym dzieckiem, gdy zajmuję się plotkowaniem na uczelni. Innym razem przyłapałam matkę, która przekupywała Natalkę słodyczami i to na dodatek takimi najgorszej jakości: żelkami, sztucznie farbowanymi cukierkami. Mówiła: przynieś babci papieroski z kuchni to dostaniesz cukierka. I moja nieco ponad dwuletnia córka, której nigdy nie dawałam słodyczy, latała po fajki dla babci za żelka.

Olga mówi, że cudem zniosła dwa lata wypominania każdej złotówki, każdej godziny opieki spędzonej przez dziadków z wnuczką. Na dodatek rodzice nieustannie oczekiwali od niej wielu prac w domu i na działce w ramach wdzięczności za pomoc. – Nie wiem, jak ja z nimi wytrzymywałam jako nastolatka – dziwi się Olga. – Chyba dlatego zgodziłam się na ten bezsensowny ślub, żeby z nimi dłużej nie mieszkać. Udało mi się wyprowadzić, ponieważ zmarła moja babcia, która przepisała mi swoje mieszkanie. Co prawda matka chciała położyć na nim łapę i przekonywała mnie, że lepiej żebym została w domu, a mieszkanie wynajęła, ale kategorycznie odmówiłam.

Gdy rodzice zamieniają się w sędziów

Zdaniem psycholożki Katarzyny Szymańskiej, czasy wielopokoleniowych rodzin zamieszkujących wspólny dom, minęły bezpowrotnie, ponieważ zmienił się model ich społecznego funkcjonowania. – Gdy dziecko osiąga dorosłość i zaczyna prowadzić własne życie, zakłada rodzinę, to dochodzi do zmiany relacji panujących między rodzicami a ich potomkami – tłumaczy psycholożka.

– Rodzice pozostający w zdrowych relacjach dają dorosłym dzieciom przestrzeń do usamodzielnienia się, jednocześnie oferując wsparcie, ale pozwalają im też na ponoszenie konsekwencji własnych wyborów. Gdy jednak ta relacja jest zaburzona, może dojść do różnych nadużyć ze strony tych, którzy mają w niej z jakiegoś powodu przewagę. Mam tu na myśli przewagę finansową, związaną z pozycją społeczną czy zdrowiem. Tak się dzieje w sytuacji, gdy dorosła córka po nieudanym małżeństwie wraca do rodzinnego domu. Rodzice, którzy wcielają się w rolę sędziów, arbitralnie uznają jej wybory za nieudane i w związku z tym dają sobie prawo do decydowania nie tylko o jej życiu, ale też wnuczki. Nie licząc się z jej decyzjami, traktują ją jak osobę, która nie ma głosu. W takiej sytuacji jedynym wyjściem wydaje się wyprowadzenie z domu rodziców i powrót do relacji sprzed ponownego wspólnego mieszkania. Warto też na nowo wyznaczyć granice.

Olga po wyprowadzce z domu przez długi czas nie mogła poradzić sobie ze złymi emocjami, które czuła do rodziców. – Przyjaciółka namówiła mnie na zapisanie się na warsztaty dla kobiet. Chodziło o grupę wsparcia dla tych dziewczyn, które są w trudnej sytuacji życiowej, po rozwodzie, które doświadczyły przemocy nie tylko fizycznej, ale też psychicznej – wymienia Olga. – Poczułam, że to coś dla mnie. Na dodatek grupa terapeutyczna bardzo dużo mi to dała. I jeszcze znalazłam tam przyjaciółkę, Alicję – dodaje.

Awantury o okruszki

Alicja to blisko 37-letnia rozwódka, matka dwóch chłopców w wieku 8 i 10 lat. – Mąż odszedł ode mnie, gdy zachorowałam na depresję – opowiada kobieta. – Zanim to się stało, pracowałam jako trenerka sprzedaży. Uczyłam ludzi, jak sprzedawać, by osiągnąć sukces. Dlaczego zachorowałam, nie wiem. W moim życiu wszystko toczyło się niby zgodnie z planem, miałam przystojnego męża, zdrowe dzieci, ładne mieszkanie. Depresja jednak podobno nie wybiera. Dopadła i mnie.

Mąż Alicji, który zaraz po odejściu błyskawicznie złożył pozew o rozwód, zażądał podziału majątku. Zgodziła się. – Sprzedał mieszkanie, na co udzieliłam mu pełnomocnictwa, a on pieniądze przelał na moje konto – wspomina kobieta. – Nawet nie sprawdziłam, czy to była połowa. Nie miałam siły wstać z łóżka, więc co dopiero szukać mieszkania. Ostatkiem sił przeprowadziłam się z synami na parę miesięcy do mojej matki. A to okazało się najgorszą decyzją w moim życiu. Terror, awantury o każdy okruszek, niezamknięte drzwi do łazienki, źle położony ser w lodówce były na porządku dziennym. Nieustannie krzyczała, że synowie za często korzystają z łazienki, a ona potem musi płacić ogromne rachunki za wodę – opisuje Alicja.

- Któregoś dnia zdałam sobie sprawę, że wszyscy, moi synowie i ja nie umiemy już inaczej porozumiewać się ze sobą niż krzykiem. Najgorsze okazało się nieustanne wypominanie nam dachu nad głową, jedzenia, prądu, wody w toalecie. Moja matka sprawiała wrażenie, jakby nas nienawidziła. A kiedyś sądziłam, że mnie kocha. Okazała się potworem. Mimo że wiedziała, że mam depresję, codziennie sto razy powtarzała mi, że jestem nieudaczniczką życiową, że przegrałam, że jestem nikim. Ale szczytem wszystkiego było, gdy zorientowałam się, że moja matka wmawia dzieciom, że jestem psychicznie chora i że zamkną mnie w wariatkowie. Młodszy syn przyszedł któregoś dnia do mnie z płaczem i wyznał, że on nie chce mieszkać z babcią, jak mnie zamkną w szpitalu psychiatrycznym. Wtedy nastąpił przełom – mówi nieomal ze łzami w oczach.

Jak twierdzi psycholożka Katarzyna Szymańska, relacje z rodzicami mogą niestety przybierać toksyczny charakter. Dzieje się tak zwłaszcza w rodzinach, w których otwarta, oparta na wzajemnym szacunku komunikacja jest czymś obcym. – W takiej sytuacji dobrym wyjściem jest wyprowadzenie się i zawieszenie na jakiś czas kontaktów – mówi psycholożka. – To pozwoli na zdystansowanie się wobec tego trudnego doświadczenia polegającego na wspólnym ponownym mieszkaniu, ostudzenie emocji, spojrzenie na całą sprawę z innej perspektywy.

Komentarze (156)