Blisko ludziLa Paiva. Kurtyzana, która podbiła serca polityków

La Paiva. Kurtyzana, która podbiła serca polityków

Od początku wiedziała, że zrobi karierę i stanie się częścią europejskiej elity. Chciała być sławna, tylko nie miała żadnego talentu. Jej największym atutem była uroda, którą postanowiła wykorzystać w stu procentach. Z biednej moskiewskiej rodziny trafiła w samo centrum towarzyskich spotkań. O La Paivie krąży dziś mnóstwo legend.

La Paiva. Kurtyzana, która podbiła serca polityków
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons
Magdalena Drozdek

21.01.2016 | aktual.: 21.01.2016 13:25

Od początku wiedziała, że zrobi karierę i stanie się częścią europejskiej elity. Chciała być sławna, tylko nie miała żadnego talentu. Jej największym atutem była uroda, którą postanowiła wykorzystać w stu procentach. Z biednej moskiewskiej rodziny trafiła w samo centrum towarzyskich spotkań. O La Paivie krąży dziś mnóstwo legend.

Ponad 150 lat temu, gdy Paryż odszedł od monarchii i stał się republiką, La Paiva miała jeden cel – być sławną. Z prostytutki bez grosza stała się ulubienicą paryskiej elity i kobietą o wielkich politycznych wpływach. Wśród jej adoratorów był nawet Napoleon III.

Esther Pauline Lachmann urodziła się w 1819 roku w Moskwie. Jej rodzice byli prawdopodobnie Żydami polskiego pochodzenia. Nie wiadomo zbyt wiele o jej dzieciństwie. Jeszcze jako nastolatka postanowiła zmienić swoje imię na Therese, potem kazała nazywać się Blanką. Kochała wszystko, co brzmiało z francuska. Miała 17 lat, gdy wyszła pierwszy raz za mąż. Antoine Villoing był krawcem, chorował na gruźlicę. Rok po ślubie urodziła mu syna.

Życie rodzinne szybko ją znudziło. Porzuciła chorego męża i małego synka i wyjechała do Paryża. Nie miała pieniędzy, ale za to urodę, którą potrafiła kupić wszystko. Jej burza rudych loków zwróciła uwagę francuskiej elity. W tamtych czasach Paryż był mekką dla kobiet lekkich obyczajów. Dziewczyna zatrzymała się w tanim hotelu, który był domem kilkudziesięciu prostytutek. Mieszkała tam trzy lata, zarabiając grosze na ubrania i kolejne wyjazdy. Któregoś dnia spakowała do walizki pożyczone suknie i podrabianą biżuterię i pojechała do Ems. Tam poznała słynnego pianistę, Henriego Herza.

Szanowany muzyk był pierwszą osobą, która potrafiła zapewnić jej życie w luksusie. Wprowadził ją na salony, to dzięki niemu mogła podróżować po całym świecie. Razem otworzyli modne miejsce spotkań, w którym bywał m.in. Ryszard Wagner. Therese (tego imienia używała w Paryżu) nigdy nie była żoną Herza. Formalnie wciąż była w związku z umierającym krawcem, który został w Moskwie. Jednak ani myślała o powrocie. Paryż stał się jej nowym domem. Ze związku jej i pianisty urodziła się córka Henrietta, która zmarła kilka lat później.

Drogie suknie od najlepszych kreatorów mody, wystawne życie, codzienne zachcianki zrujnowały Herza. Niegdyś bogaty kawaler stał się bankrutem. By podreperować budżet, w 1848 roku wyjechał do Ameryki, by dać kilka dodatkowych koncertów. To była idealna okazja dla rodziny muzyka, by pozbyć się znienawidzonej Theresy z posiadłości. Gdy tylko jej kochanek wyjechał, ona wylądowała na ulicy. Garderobiana doradziła jej, by pojechała jak najszybciej do Londynu, by tam zbudować nowe życie. Tak też zrobiła.

Pierwszego dnia w Anglii miała już upatrzonego kolejnego arystokratę. Rozkochała w sobie Edwarda Stanleya i na jakiś czas stała się jego utrzymanką. W międzyczasie została wdową, więc zaczęła rozglądać się za nowym mężem. Wybór padł na portugalskiego markiza, Albino Francesco Araujo de Paiva. Wyszła za niego w 1851 roku w Paryżu. Mężczyzna dał jej wszystko, czego potrzebowała – tytuł, majątek i nazwisko. La Paiva, jak kazała się od tamtej pory nazywać, nie była jednak zadowolona z męża. Markiz po jakimś czasie postanowił wrócić do matki do Portugalii. Żona płaciła mu 200 dolarów miesięcznie na pocieszenie. Niedługo potem popełnił samobójstwo. – Ty wrócisz do kraju, a ja zostanę tu i będę prostytutką – miała powiedzieć mu jeszcze przed wyjazdem.

O jej paryskich wybrykach krążą dziś legendy. Podobno zaoferowała swoje ciało jednemu z dżentelmenów na tak długo, aż w kominku zdąży się spalić dziesięć tysięcy franków. Swoją biżuterię traktowała jak dzieci, chociaż o swoich prawdziwych malców nie dbała wcale. Dzięki pomocy wpływowych i majętnych przyjaciół otworzyła hotel na Champs-Elysees. W jednej ze swoich sztuk Jean Paul Sartre przedstawił piekło właśnie jako jej hotel. Ogromne, pozłacane pokoje, z boginiami wymalowanymi na sklepieniu. Schody zrobiono z żółtego onyksu, tak samo jak wszystkie wanny, które dodatkowo wykończono brylantami. „Pałac miłości” – mówili jedni. Alexander Dumas pisał, że „to miejsce jest prawie skończone, potrzebuje tylko chodnika dla zwiedzających”.

Do Hotelu de Paiva przychodzili wszyscy. Bogacze, politycy, nawet pisarze tacy jak Flaubert czy Zola. Tadeusz Boy-Żeleński miał stwierdzić, że to jedyne miejsce, w których pojawiają się paryscy literaci. Właścicielka kazała zamontować w łazienkach 3 kurki: na ciepłą, zimną wodę i szampana.

- Artystyczny i modny półświatek Paryża huczy o ekstrawagancjach pewnej damy – Madame Paiva, która w swoich osobliwościach przerosła wszystkich swoich poprzedników. W jej uroczym domu znajdują się wspaniałe schody, w których każdy stopień wykonany jest z solidnego bloku malachitu, wartego £ 20,000. Zamówiła także naturalnej wielkości portrety u czterech najbardziej cenionych francuskich artystów. Każdy z obrazów ma być tym, co Francuzi nazywają chic (szykowny, elegancki). Jeden z obrazów jest już ukończony. Ukazuje madame de Paiva jako Kleopatrę, która aby kusić zimno-krwistego Cezara, dostała się do niego ukryta w zawiniętym dywanie, po którego rozwinięciu podniosła się w całej swej odkrytej piękności. To jest styl w sztuce, którego nie znajdzie się nigdzie indziej, tylko u „naszych żwawych sąsiadów” - pisano na łamach "The Merkury" .

O markizie mówili więc wszyscy. Biedaczka z moskiewskiego getta zamieszkała na najbardziej prestiżowej ulicy w całej Europie. Do dziś można zwiedzać jej osobliwy hotel. Przez jakiś czas wstęp do niego miały tylko kobiety, teraz jest otwarty dla wszystkich turystów.

La Paiva wyszła jeszcze raz za mąż. Jej wybrankiem był hrabia Guido Henckel von Donnersmack, jeden z najbogatszych ludzi ówczesnej Europy. Był też kuzynem kanclerza Otto von Bismarcka. On też finansował każdą zachciankę kobiety. Ich losy pokrzyżowała dopiero wojna prusko-francuska. Wszędzie dopatrywano się szpiegów. Wpływowa La Paiva ze swoim żydowskim pochodzeniem nie była już mile widziana wśród paryskiej elity.

Hrabia wywiózł żonę na Śląsk, do Świerklańca. Nie była już ani La Paivą, ani Theresą. Używała tylko imienia Blanka. Ale i tu nie mogli powstrzymać się od przepychu. Donnersmack wybudował dla ukochanej pałac. Na podmokłym terenie wbito w ziemię ponad 2 tys. dębowych pali. Ostatecznie posiadłość miała przypominać Wersal. Komnaty, bogato zdobione łazienki, nowoczesne ogrzewanie i wentylacja – doskonałe miejsce dla wybrednej kurtyzany.

Blanka zaczęła chorować na reumatyzm, miała też kłopoty z sercem. Jednak nie to przyczyniło się do jej śmierci. Zmarła prawdopodobnie na skutek feralnego wypadku podczas przejażdżki konnej. Jej szal zaplątał się w gałęzie drzew i udusił ją. Guido długo nie mógł pogodzić się ze śmiercią żony. Krąży opowieść, że jeszcze kilka miesięcy ciało żony leżało w jego sypialni. Każdej nocy płakał po małżonce nad zabalsamowanym trupem. Potem miał przenieść ją na strych, a odkryła to dopiero jego druga żona, Katarzyna Slepcowa.

md/ WP Kobieta

Zobacz także
Komentarze (8)