"Lewacki gnom". Nauczyciel nagłośnił szkolną aferę i został zdeptany
Gdy Przemek naciskał przycisk "Publikuj", nie spodziewał się, że zdjęcie kartki z zeszytu może wywołać tyle skrajnych emocji, zaangażować w dyskusje setki internautów i doprowadzić do rozłamu w nauczycielskim środowisku.
Notatka, od której wszystko się zaczęło
Przemek jest dydaktykiem i od niedawna dyrektorem Ateneum - Liceum Akademickiego w Gdańsku. W ubiegłym tygodniu napisała do niego zrozpaczona kobieta, której córka chodzi do 3. klasy wejherowskiej podstawówki. W załączniku wysłała zdjęcie notatki z zeszytu swojej córki.
"Miałaś opowiedzieć o tym jak dziewczynki robiły zakupy. Oprócz tego zapisujesz rozmowy swoich bohaterów – tej umiejętności jeszcze nie ćwiczyliśmy" – napisała nauczycielka, popełniając przy tym błędy interpunkcyjne. Kobieta oceniła pracę dziewczynki na 3. "Co to ma być" – dodała poniżej.
Przemek chciał zabrać głos w ważnej sprawie. Uświadomić ludzi, jak krzywdzące dla dziecka mogą być tak jednoznaczne i mocne oceny ze strony nauczycieli. Udostępnił zdjęcie i napisał, że, co by się nie działo, szkoła nie powinna hamować rozwoju dziecka, ale je wspierać.
"Niedorobiona lewaczka" kontra "pisowkie bydło"
Pod postem natychmiast pojawiło się kilkaset komentarzy. Przemek szybko poprosił, by nie linczować nauczycielki, ponieważ nie znamy szczegółów tej sprawy. Ale nie tylko nauczycielka stała się ofiarą wulgarnego internetowego hejtu. W ogniu krytyki znalazł się także sam Przemek.
- Nie biorę hejtu personalnie do siebie, choć zostałem wielokrotnie nazwany "lewackim gnomem" czy "tępą p**". Najsmutniejsze jest to, że wiele osób, które w ten sposób komentowały sprawę pracuje jako nauczyciele - mówi Przemek. Na potwierdzenie swoich słów wysyła nam kilka screenów. Skąd wie, że autorami są dydaktycy? Niektórych zna osobiście, niektórzy na swoich profilach mają wpisane miejsce pracy, jeszcze inni byli użytkownikami grup dedykowanych dla nauczycieli, w których Przemek także udostępnił zdjęcie zeszytu.
Na udostępnionych przez Przemka zdjęciach widać wulgarną dyskusję, która toczy się między nauczycielami. Jedni nazywają nauczycielkę* "piz", "niedorobioną lewaczką" i "głupią dewotką". Inni, w równie wulgarny sposób, staja w jej obronie pisząc o "pisowskim bydle", które robi dzieciom "wodę z mózgu". *
- Gdybym przesłał te screeny do dyrekcji szkół, mógłbym spowodować wiele zwolnień. - mówi - To, co stało się po udostępnieniu przeze mnie zdjęcia zeszytu, pokazuje, że większość nauczycieli nadal tkwi w pruskiej dydaktyce wymyślonej w 1817 r., której założeniem jest wyprodukowanie jednakowych, niemających własnego zdania ludzi. To trochę tak, jak gdyby istniało lekarstwo na raka, ale większość lekarzy nie chciało go używać, "bo nie".
Przemek chce walczyć
- Nie wolno krytykować dziecka za to, że wyprzedza program. Każda ocena powinna zwierać informację pozytywną, podkreślenie mocnych stron dziecka. Nauczyciel powinien też pamiętać, że zeszyt jest sacrum ucznia, to jego pamiętnik, w którym nauczyciel jest tylko gościem. Takie podejście sprawia, że dziecko ma szansę poczuć związek z przedmiotem, z którym obcuje. Dzięki temu chęć do nauki wzrasta. Co za tym idzie, komentarz w stylu "co to ma być" jest nie tylko niekulturalny w stosunku do ucznia, ale narusza jego prawo do samodzielnego kształtowania zdobywanej przez niego wiedzy i zmusza do zrównania się do przeciętnej - mówi. - Dziecko jest z natury bestią żądną wiedzy – mówi Przemek i powołuje się na badania naukowe, według których wystarczy pół roku w szkole o nieodpowiedniej strategii dydaktycznej, by zabić w dziecku chęć uczenia się i znacznie obniżyć poziom kreatywności. – Nie możemy do tego dopuścić – podsumowuje.
Mama dziewczynki nie chce komentować sprawy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl