ModaLondon Fashion Week wiosna/lato 2012: z dziennika fashionisty

London Fashion Week wiosna/lato 2012: z dziennika fashionisty

Obok Nowego Yorku, Mediolanu i Paryża, londyński tydzień mody jest obowiązkowym punktem w kalendarzu każdego człowieka z branży mody. Tutaj odkrywamy nowe talenty, dowiadujemy się o najgorętszych trendach na wiosnę/lato 2012, i tylko tutaj „oddychamy” modą przez cały tydzień.

London Fashion Week wiosna/lato 2012: z dziennika fashionisty
Źródło zdjęć: © Eastnews

27.09.2011 | aktual.: 27.09.2011 11:14

Obok Nowego Yorku, Mediolanu i Paryża, londyński tydzień mody jest obowiązkowym punktem w kalendarzu każdego człowieka z branży mody. Tutaj odkrywamy nowe talenty, dowiadujemy się o najgorętszych trendach na wiosnę/lato 2012, i tylko tutaj „oddychamy” modą przez cały tydzień. Ulice Londynu zmieniają się w wielki wybieg, po którym gorączkowo biegają styliści, redaktorzy i fotografowie, którzy mają jeden wspólny cel: dostać się na jak najwięcej pokazów!

W połowie września Londyn zamienia się w wesołe miasteczko widziane oczyma magazynu Vogue. Tłumy stylowych ludzi zbierające się przed najbardziej luksusowymi hotelami i budynkami w mieście, czekające w kolejce czasem nawet do dwóch godzin są normą. Obsługa i agencje PR robią wszystko, by jak najszybciej ulokować gości na swoich miejscach, dlatego też przed samym pokazem odbywa się tzw. „champagne reception”, gdzie można wypić kieliszek szampana oraz porozmawiać z ludźmi z branży. Po tak długim oczekiwaniu w końcu otwierają się drzwi i gasną światła. Jest to mój ulubiony moment. Wszystkie reflektory skierowane są na wybieg, pojawia się pierwsza kreacja, a wraz z nią cały chaos znika w tle. Na piętnaście minut przenoszę się w inny świat. Świat, w którym projektant dyktuje swoje reguły oraz wizję.

Większość głównych pokazów podczas London Fashion Week odbywa się w Somerset House, tam też stoi wybudowany specjalnie na tę okazję, charakterystyczny dla wszystkich tego typu wydarzeń namiot. Wśród topowych pokazów znalazł się duet Basso & Brooke, znany z niekonwencjonalnych nadruków i wzorów. I tym razem panowie nie zawiedli swoich zwolenników. Kolekcja była świeża i pełna życia. Geometryczne wzory przeplatały się z motywami kwiatowymi. Projektanci mają bardzo sprecyzowane spojrzenie na modę i ściśle się go trzymają. Przy tak systematycznym działaniu aż trudno uwierzyć, że każda kolekcja z roku na rok jest inna, unikatowa. Paul Costelloe i Nicole Farhi to zupełne przeciwieństwo Basso & Brooke. Projektant pozostał w jasnej kolorystyce beżu i ecru, natomiast Farhi zaczęła swój pokaz od bieli, przechodząc później w jaskrawe kolory, jak żółty, pomarańcz czy róż. Projektantka użyła także motywów kwiatowych, przenosząc kolekcję do świata zaczarowanego ogrodu, zachowując sportowy luz.

Oprócz widowisk w Somerset House, w całym Londynie odbywają się pokazy towarzyszące, nie mniej ważne od tych na ekskluzywnym Strand. Trzymając w ręku czternaście zaproszeń, musiałam szybko zdecydować, z których pokazów rezygnuję. Grafik tygodnia mody jest niestety ustalony tak, że większość eventów nakłada się na siebie, a w tak dużym mieście dostanie się gdzieś w piętnaście minut graniczy z cudem. Stojąc przed Sumerset House, zdecydowałam się na pokaz Kristiana Aadnevik’a, byłego asystenta Alexandra McQueen’a.

Aadnevik wybrał jako miejsce swojego pokazu The Atheneum Club, stary klub dla Gentelmanów. Samo widowisko odbywało się w pięknej komnacie przypominającej bibliotekę. Jego kolekcja była dramatyczna i pełna pasji. Pióra, metaliczny błysk, gorsety oraz delikatne tkaniny płynące po ziemi to charakterystyczne elementy obrazu bogini, jaką wykreował Aadnevik. Projektant użył szyfonów, malowanych tkanin i pastelowych kolorów, aby podkreślić kobiecą stronę wojowniczki z poprzednich sezonów. Nie zabrakło jednak mocnych akcentów takich jak cekiny, łańcuchy, czy metaliczne paski. W rzemiośle Kristiana można zauważyć wpływ Alexandra McQueen’a, lecz w przeciwieństwie do bezkompromisowego mistrza, projekty Aadnevik’a są dostosowane do potrzeb każdej kobiety, zachowując przy tym nutkę teatralnego dramatu. Myślę, iż w ciągu kilku lat Kristian Aadnevik ma szansę zabłysnąć w Nowym Yorku wśród największych nazwisk świata mody.

Kolejnym pokazem, który przykuł moją uwagę i na pewno warto o nim wspomnieć, był pokaz naszej rodaczki Małgorzaty Dudek. Projektantka posiada niezwykły fach w ręku. Konstrukcja, drapowania i wykończenia świadczą o wysokiej klasy rzemiośle. Kolekcja była bogata w detale, różnorodna pod względem tkanin, zaskakująca, a nawet trochę niepokojąca, choć w pozytywnym znaczeniu. Największe wrażenie zrobiła na mnie czarna, długa suknia z gotyckim nadrukiem głów dzieci.

Z kolei projektantka Georgia Hardinge udowodniła, iż zastosowanie matematycznych brył może być zaskakujące. Jej kolekcja „Cubed” (podniesiony do sześcianu) przeniosła mnie w inny wymiar, zupełnie jakbym patrzyła na wybieg przez okulary 3D. Psychodeliczne nadruki utworzone z geometrycznych figur w kolorach ziemi, idealnie skrojone tuniki i spodnie mieszały się bielą i pomarańczem. Powiewające szyfony kontrastowały z abstrakcyjnymi spódnicami. Nie wyobrażałam sobie, iż „color blocking” na jednym wybiegu z geometrią w pastelach może stworzyć tak spójną kolekcję.

Podsumowując, londyński tydzień mody rozwija się z roku na rok i przyciąga coraz więcej utalentowanych projektantów. Chociaż pod względem listy wielkich nazwisk, zostaje w tyle za Nowym Yorkiem czy Mediolanem, ma swoich stałych bywalców, którzy doceniają unikatowy klimat tego miasta oraz patriotyzm wielu kreatorów.

Komentarze (0)