Łysy prezydent USA? Amerykanie nigdy się na to nie zgodzą!
Eisenhower - ostatni łysy prezydent
Wybory prezydenckie w USA odbędą się już w listopadzie. Wyścig o fotel prezydencki trwa w najlepsze. Przy okazji analitycy przyglądają się osiągnięciom kandydatów, mocnym i słabym stronom oraz ich poprzednikom. I choć niemożliwym jest stworzenie profilu kandydata idealnego, jedno jest pewne: nie może być łysy. Historia zdaje się potwierdzać tę tezę. Ostatnim prezydentem USA, który nie posiadał imponującej (lub chociaż przeciętnej) grzywy, był Dwight D. Eisenhower (urząd sprawował od 1953 do 1961 roku).
Wybory prezydenckie w USA odbędą się już w listopadzie. Wyścig o fotel prezydencki trwa w najlepsze. Przy okazji analitycy przyglądają się osiągnięciom kandydatów, mocnym i słabym stronom oraz ich poprzednikom. I choć niemożliwym jest stworzenie profilu kandydata idealnego, jedno jest pewne: nie może być łysy. Historia zdaje się potwierdzać tę tezę. Ostatnim prezydentem USA, który nie posiadał imponującej (lub chociaż przeciętnej) grzywy, był Dwight D. Eisenhower (urząd sprawował od 1953 do 1961 roku).
Czyżby Amerykanie wymagali od swojego prezydenta nie tylko umiejętności politycznych, ale i doskonale utrzymanej fryzury? Wszystko na to wskazuje. Wielu historyków podkreśla, że gdyby nie wizerunek i telewizja, JFK nigdy nie wygrałby wyborów prezydenckich w 1960 roku. Właśnie wtedy Amerykanie po raz pierwszy na masową skalę mieli okazję obserwować kampanię prezydencką i współuczestniczyć w niej dzięki telewizji. Nagle amerykańscy politycy musieli pochylić się nad własnym wizerunkiem. Ważne było nie tylko to, co mówili, ale jak wyglądali podczas wystąpień. Dlatego ostatnia debata prezydencka między Johnem Fitzgeraldem Kennedy i Richardem Nixonem była inaczej oceniana przez telewidzów, a inaczej przez radiosłuchaczy. Zdaniem tych pierwszych wygrał przystojny, opanowany i dobrze ubrany JFK. Dla tych drugich zwycięzcą był Nixon, którego wypowiedzi były lepiej przygotowane merytorycznie. Ostatecznie, minimalną większością głosów wybory wygrał JFK. Pomogły mu nie tylko pieniądze ojca i wpływowi przyjaciele, ale
też doskonały wizerunek: piękny uśmiech, świetna fryzura, doskonale skrojone garnitury. Amerykanie byli w stanie przymknąć oko na fakt, iż przyszły prezydent był katolikiem (przeciwnicy obawiali się, że wszelkie decyzje będzie konsultował z Watykanem) czy też, że na prawo i lewo zdradzał swoją żonę.
Aleksandra Kisiel / Kobieta WP