ModaMagdalena Socha-Włodarska: Przeszłaby mnie gęsia skórka, gdybym zobaczyła suknię ślubną w koszu w markecie

Magdalena Socha-Włodarska: Przeszłaby mnie gęsia skórka, gdybym zobaczyła suknię ślubną w koszu w markecie

Suknia to dla panny młodej jedna z najważniejszych rzeczy w dniu ślubu. Niezależnie od tego, czy jest kupiona, pożyczona, czy przerobiona - ma być idealna, a przyszła żona ma się czuć w niej wyjątkowo. O projektowaniu, przerabianiu sukien mam i babć, o najtrudniejszych momentach w doradzaniu pannom młodym w programie TLC "Sposób na suknię" oraz o tym, co może zagrozić branży ślubnej opowiada Magdalena Socha-Włodarska, projektantka, współzałożycielka marki MOONS i fanka alternatywnej estetyki ślubnej.

Magdalena Socha-Włodarska: Przeszłaby mnie gęsia skórka, gdybym zobaczyła suknię ślubną w koszu w markecie
Źródło zdjęć: © TLC
Paulina Ermel

22.09.2017 | aktual.: 22.09.2017 13:03

Paulina Żaglewska: Co panią zainspirowało do tego, żeby projektować, szyć i przerabiać suknie ślubne?

Magdalena Socha-Włodarska: Była to duża chęć zmian, wprowadzenie do estetyki ślubnej czegoś nowego, porywającego, zmysłowego, ale utrzymanego w romantycznym minimalizmie. Sama swoją suknię ślubną uszyłam 7 lat temu. To był odruch – w salonach sukien ślubnych nie mogłam znaleźć niczego dla siebie. Po kilku wizytach w bardzo komercyjnych miejscach, gdzie wybór był bardzo duży, ale asortyment bardzo mało zróżnicowany, wzięłam sprawy w swoje ręce. Zaprojektowałam sukienkę, o jakiej marzyłam, a z projektem poszłam do zaprzyjaźnionej krawcowej. Kreacja była inspirowana latami 50., w których od zawsze byłam zakochana. Sukienek o tym kroju, które byłyby zwiewne, lekkie, ze szlachetnych materiałów w zasadzie w żadnym salonie nie było.

Znalezienie wymarzonej sukni graniczy z cudem. Wasze suknie wyróżniają się już samym materiałem – używacie rzadkich, wyjątkowych tkanin.

W MOONS zawsze szukałyśmy wysublimowanych, zróżnicowanych i oryginalnych koronek. Koronek jest bardzo dużo – są te syntetyczne, o bardzo dyskusyjnym wyglądzie. Ale jest połysk i połysk – jeden drugiemu nierówny. Może być koronka bardzo błyszcząca, szlachetna i z klasą, a też może być połysk mało szlachetny, który psuje urok całego projektu.

Przychodzę do pani i mówię, że marzy mi się sukienka boho, lekka, zwiewna, z odkrytymi plecami. Czy to trudna praca – doradzić przyszłej pannie młodej?

Wiele pań ma takie wytyczne – prosta, zwiewna, lekka. Ale nie mają w głowie projektu – obrazu tego, jak ta sukienka od A do Z mogłaby wyglądać. Dlatego właśnie wtedy idzie się do projektanta albo do krawca, aby tę suknię stworzył. Trudno jest połączyć wszystkie elementy, które nam się marzą, w całość. Suknia musi pasować do danej sylwetki, proporcji ciała, urody. I też do otoczenia, w którym bierze się ślub. Na przykład suknie boho, lekko szalone, są bardzo popularne w Australii. Dlaczego? Bo tam bierze się mnóstwo ślubów na plaży. Nawet jeśli u nas dziewczyny chcą mieć takie suknie, nie decydują się na nie, bo często nie mają odpowiedniej scenerii. Jeśli mam klientki, które biorą ślub nad jeziorem, w górach – a zdarzyło nam się, że para młoda brała ślub w schronisku górskim – to jak najbardziej takie kreacje polecam. Bliskość natury pomaga w podkreśleniu danego charakteru.

Obraz
© 123RF.COM

Dlaczego zdecydowała się pani na udział w programie TLC?

Gdy zostałam zaproszona do programu ważne było dla mnie, czy będę miała możliwość tworzenia w nim swoich autorskich projektów. Po zapoznaniu się z konwencją poczułam, że to doskonała okazja, by zaprezentować szerszemu gronu trochę inne spojrzenie na estetykę ślubną. Oczywiście muszę trzymać się marzeń panien młodych i tworzyć suknie zgodne z ich oczekiwaniami, jednak mam też możliwość proponowania im – tak jak to robię w swojej dotychczasowej pracy – rozwiązań, które często przełamują określone stereotypy. Jako projektantka przerabiam w programie suknie ślubne z historią. Przyszłe panny młode przychodzą z suknią mamy czy babci, a nawet przyjaciółki. Proponuję przeróbki – czasami nawet bardzo duże, z czego wychodzi niemal zupełnie nowa kreacja. A czasem jest to metamorfoza w oparciu o jeden drobny element. Natomiast Adam Chowański, który jest osobistym stylistą i też występuje w programie, proponuje coś zupełnie nowego.

Wygra Adam albo pani.

Tak, ale wszystko utrzymane jest w konwencji przyjacielskiej. Zdaję sobie sprawę, że nie każda z uczestniczek programu byłaby moją klientką poza programem. Dlatego nie rywalizujemy ze sobą. Cieszę się, jeśli spotkam w programie, na swojej drodze, kobietę, której odpowiada proponowana przeze mnie estetyka. Jeśli panna młoda marzy o bogato zdobionej bezie, ja na co dzień takich sukni nie tworzę. W związku z tym proponuję jej również suknię w moim rozumieniu bogatą, wsłuchuję się w jej potrzeby, ale z drugiej strony staram się nie robić niczego wbrew sobie. Niektóre panie w ten sposób odkrywają, że można bogatą suknię zrobić też inaczej i są zachwycone, że mają coś innego niż w salonie.

Nie rywalizujemy ze sobą, bo jeśli któraś uczestniczka marzy, by wyglądać w sukni jak księżniczka w tak zwanej "bezie" to musi wybrać coś bliskiego swojemu sercu. W romantycznej, delikatnej kreacji nie będzie czuła się dobrze. Chodzi zawsze o to, żeby dopasować suknię do panny młodej i by czuła, że suknia ta jest zgodna z jej estetyką, filozofią i oczekiwaniami. Wybory dziewczyn w programie nie są wyreżyserowane. I to jest cudowne! Nikt nie ma wpływu na to, którą suknię panna młoda wybierze. My też dowiadujemy się tego w dopiero w finale. Są to prawdziwe emocje, a jak wiadomo emocje związane z własnym ślubem bywają bardzo poruszające.

Doradzając w wyborze takiej sukni ślubnej, trzeba być bardzo delikatnym. Jak przychodzi panna młoda, która jest bardzo zestresowana, chce, aby sukienka była w całości po jej myśli, trzeba uważać?

Najbardziej przejmuję się tym, żeby przerabianej sukni w jakiś sposób nie zepsuć. Są to suknie z historią. Żeby nie zrobić przeróbki, która kogoś rozczaruje, która "uszkodzi" czyjeś wspomnienia i emocje. Natomiast zawsze przed przystąpieniem do pracy, spotykam się z panną młodą w pracowni i wspólnie robimy projekt, ustalamy koncepcje. Przedstawiam swój pomysł. Oczywiście wsłuchuję się w oczekiwania dziewczyn, bo to mają być ich suknie. Zanim przystąpimy do szycia, wszystko omawiamy.

Zdarzyły się sytuacje, że przyszła do programu dziewczyna, która chciała mieć przykładowo gorset i sukienkę "bezę", a pani powiedziała "taka sukienka nie do końca pasuje do pani sylwetki", "może pomyślimy o czymś innym" i w ostateczności kobieta przekonywała się o tym, że ma pani rację?

Oczywiście, były takie sytuacje. Ale były też takie, kiedy panny młode interesował wyłącznie krój księżniczki i moją rolą było dostosować się do oczekiwania i jednocześnie wykonać kreację w duchu mi i mojej marce najbliższemu.

Salony bardzo często mają ograniczoną liczbę sukien i niechętnie idą na ustępstwa w kierunku panien młodych – nie godzą się na ich przeróbki. Natomiast ja od samego początku zajmowałam się szyciem na miarę – suknia od A do Z jest szyta dla panny młodej, więc wiele zmian, w tym także konstrukcyjnych, a nie tylko estetycznych jest możliwych i są one uzgadniane przed szyciem. Jest duże pole manewru, miejsce na wyobraźnię.

Obraz
© TLC

Przychodzi do pani panna młoda i razem od początku szyjecie tę suknię?

Dysponuję konkretnymi modelami z kolekcji. Przymierzamy sobie wiele z nich, omawiamy kroje, już na tym etapie wprowadzamy poprawki, szukamy najlepszych rozwiązań. Na przykład pannie młodej suknia się podoba, ale chce mieć odkryte plecy. Jeśli tylko konstrukcja na to pozwala, robimy piękny, głęboki dekolt, omawiamy także od razu pasującą do takiego rozwiązania bieliznę.

Jakie trendy będą królowały w przyszłym roku?

Bardzo się cieszę, ponieważ pojawiła się bardzo duża różnorodność. Kiedyś funkcjonował utarty schemat – kiedy myślało się "suknia ślubna", w głowie pojawiał się od razu gorset i rozkloszowany dół. Natomiast wachlarz opcji, możliwości, krojów, estetyk i filozofii ślubnych jest niezwykle szeroki. I w przyszłym sezonie każda z panien młodych będzie miała szansę znaleźć coś naprawdę oryginalnego. W przyszłym roku królować będą sukienki od mini i midi – czyli w zasadzie to, czego od dawna nie było, ewentualnie tylko do ślubu cywilnego – do maxi oczywiście. Będą to także wyszukane garnitury inspirowane krojami męskimi, suknie z zupełnie odkrytymi ramionami, z dużymi kokardami, w kształcie syreny, ale bardzo wysublimowanej nawiązującej do złotej ery Hollywood. No i oczywiście i w dalszym ciągu nurt boho, szczególnie mi bliski. Rozkwitnie on w kierunku tajemniczej cyganerii, będzie w nim jeszcze więcej bohemicznego charakteru. Będzie więcej zdobień, ale tych magicznych, baśniowych, nieoczywistych cyganerskich. Mnóstwo pereł wiszących na sukni, frędzli – to coś świeżego, absolutnie zrywającego z klasycznym myśleniem i nudą.

Podczas przygotowań do ślubu należy skupić się na całej stylizacji. Jeśli mamy bogato zdobioną kreację, nie można przedobrzyć z makijażem. Jeśli suknia jest szalona, makijaż i włosy powinny być bardziej stonowane, lekkie. To największa bolączka związana ze ślubami. Nic tak nie psuje efektu sukienki, jak niefortunnie dobrane makijaż i fryzura. Wystarczy spojrzeć na suknie ślubne zagranicznych gwiazd. Są to kobiety przepięknie ubrane, które mają na sobie kreacje od największych projektantów. Zachwyca mnie umiar, z jakim podchodzą do makijażu, nie rezygnując absolutnie z przepięknego i świeżego wyglądu pełnego blasku. Jest to fantastyczna inspiracja. Makijaże, które kobietom nie dodają lat, nie przerysowują ich urody. Bardzo cenię dojrzałe aktorki, które często pokazują się na oficjalnych galach, ale wszystko jest u nich zrobione z dużym wyczuciem i smakiem, z większym umiarem. Sama suknia jest ozdobą, a reszta minimalnym dodatkiem.

Ma pani swoje ulubione suknie gwiazd?

Jestem zakochana w sukniach ślubnych Audrey Hepburn, szczególnie tej pierwszej stworzonej przez Pierre'a Balmain. Bardzo mi się podobała także wykończona pięknymi haftami, perłami i koronkami, lekko przezroczysta suknia Kate Moss. Urzekł mnie także jej welon, choć w zasadzie nie zawsze jestem ich entuzjastką. Uważam, że nie do każdej sukni pasują.

To nie jest tak, że od welonów się odchodzi?

Rzeczywiście było tak przez ostatnie lata, mocno zaobserwowałam to na przykładzie swoich klientek. Teraz jednak jest do nich powrót. Welony jednak są upinane w zupełnie inny sposób. Nie są tradycyjnie wpinane w kok, a na przykład upinane pod nim. Albo w postaci dwóch finezyjnie wiszących pasm. Można zrobić z welonu naprawdę dużo ciekawych rzeczy.

Obraz
© MOONS

A inne ozdoby do włosów? Spotyka się dużo wianków, złotych opasek.

Wianki stały się 2-3 lata temu bardzo popularne. Na początku były zakładane do zwiewnych, delikatnych sukien, głównie boho, co jest zupełnie naturalne, ponieważ styl ten ma w swojej filozofii wolność, związek z naturą, szacunek do niej. Obecnie jednak wianki można znaleźć w każdej scenerii, czuję , że nastąpił pewien przesyt, szukam więc nowych smaczków i nie do każdej sukni polecam taką właśnie stylizację. Ciekawe i efektowne są spinki i piny ozdobione liśćmi eukalipstusa, laurowymi czy delikatne opaski. Bardzo lubię też delikatne korony i tiary, ale też w kompozycji z delikatnym, rozświetlonym makijażem.

Ile czasu zajmuje przygotowanie sukni ślubnej?

Myślenie nad kolekcją to proces, który nigdy się nie kończy (śmiech). Inspiruje wiele rzeczy – filmy, książki, podróże, stare fotografie, muzyka i praca z klientkami, która pokazuje, co nowego można zrobić. Kiedy kładę się spać, mam przy łóżku szkicownik. To właśnie w nocy moja wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach, opracowuję nowe rozwiązania, rysuję w głowie konkretne kroje. Czas przygotowywania sukni jest bardzo różny. Samo szycie to proces kilku dni. Bardzo skomplikowany konstrukcyjnie i zmyślnie zdobiony model może zajmować nawet kilka tygodni. Najbardziej pracochłonna suknia, nad którą pracowałam, miała charakter patchworku i stworzona była z ręcznie układanych szyfonowych plis. Uszycie tego modelu zajmowało ponad dwa tygodnie, licząc czas spędzany w pracowni od rana do wieczora. Są też panie, które zgłaszają się do mnie tydzień przed ślubem, bo jest sytuacja podbramkowa – mają swoją suknię ślubną, ale to nie jest to, co sobie wymarzyły. Mówią: „Pani Magdo, ratunku”. Jeśli grafik pracowni mi na to pozwala, to z przyjemnością pomagam. Sytuacje przedślubne są najróżniejsze, wiec jestem przygotowana na każdą opcję.

Czy ten rynek jest trudny? Wydaje się, że jest duża konkurencja.

Udało nam się stworzyć markę – pierwszą w Polsce – która tak mocno zaakcentowała filozofię prostoty i minimalizmu. Jak Gdy tworzyłyśmy markę MOONS, nie było w zasadzie wiele takich, które w tak wyraźny i określony sposób podkreślałyby swoje podobne wartości. Suknie w pewien sposób pokrewne, skierowane do podobnie czujących panien młodych do naszych szyte były zwykle indywidualnie, u krawcowych. Później dopiero zaczęły powstawać marki podobne do naszej idące mocniej pod prąd.

Dla mnie największą satysfakcją jest to, że mam przyjemność pracować z klientkami, które nie są przypadkowe. Wiedzą czego chcą, a właściwie – co też bardzo cieszy - czego nie chcą. Trafiają tutaj, bo znają filozofię zarówno marki, moją i, co dla mnie najcenniejsze, utożsamiają się z nią. W takiej właśnie sukni ślubnej chcą przeżyć ten piękny, ważny dzień. Panny młode doceniają moją pracę, zdarza się, że mam z nimi kontakt również po ślubie i często jestem jedną z pierwszych osób, które dostają ślubne zdjęcia. Jest to bardzo miłe.

Czy zdarzały się w programie sytuacje, gdzie przeróbki sukien się nie podobały?

Chyba nie było takich sytuacji (śmiech). Zdradzę natomiast, że była uczestniczka, co do której miałam pewność, że nie wybierze mojej sukni. Pasowała jej zupełnie inna estetyka. Bardzo to szanuję, ponieważ jeśli panna młoda ma od lat jakąś wizję sukni, nie mam absolutnie wówczas intencji, by ją na siłę przekonywać do czegoś innego. To ona ma się czuć tego dnia idealnie.

Mamy 2017 rok i przychodzi dziewczyna, której mama brała ślub w latach 80. Jak przerobić tę sukienkę, żeby jednocześnie wyglądała bardziej nowocześnie, zachowywała elementy tej pierwotnej i jeszcze pasowała pannie młodej?

Szycie sukni od podstaw jest często dużo łatwiejsze niż jej przerabianie. W latach 80. dostępność dobrych, ciekawych tkanin była znikoma. Bardzo dużo pań sprowadzało materiały z zagranicy. Albo były to materiały z Pewexu, które dzisiaj określilibyśmy z uśmiechem jako mocno komunijne. Kiedy przerabiam taką suknię, trudno mi przenieść taki materiał do nowego projektu, ponieważ jest on sztuczny, nieoddychający. Ma połysk, który nam nie odpowiada. Trudno czasami bazować na zastanej tkaninie i coś z takiej sukni zabrać. Często są to natomiast bardzo oryginalne aplikacje, koronki, hafty, ale resztę trzeba zaproponować od nowa.

Obraz
© 123RF.COM

Ma pani poczucie, że jesteśmy dzisiaj bardziej zachodni? Czy nie odbiegamy ślubnymi standardami od naszych zachodnich sąsiadów?

Dostępność tkanin jest dziś dużo większa. Świadomość jakości i wykonania również. W swojej pracy pozyskuję tkaniny i koronki od polskich i zagranicznych producentów, często są to materiały sprowadzane na przykład z Francji. W dotychczasowych kolekcjach pracowaliśmy z niezwykle szlachetnymi i delikatnymi koronkami, wykonywanymi tradycyjnymi technikami, z francuskiej manufaktury – tej samej, której koronka znalazła się w projekcie sukni ślubnej domu Alexander McQueen dla księżnej Kate.

Mówi się, że Polacy są zachowawczy. A marka, którą pani współtworzyła, była oryginalna pod tym względem.

Wybór tkanin to wyzwanie, które musi być bardzo przemyślane. Tkaniny powinny być wysokiej jakości, ponieważ wpływa to na cały efekt estetyczny, na to jak suknia się nosi, układa. Również na to, czy projekt będzie wyglądał tak, jak to sobie zaplanowaliśmy. Kiedy wybieram się do hurtowni po konkretną tkaninę, wiem, że mogę jej nie dostać. Dlaczego? Często zdarza się, że słyszę, że to się nie opłaca. Sprowadzanie tego materiału nie ma sensu, bo się nie sprzeda. Natomiast ja mam inne doświadczenia – w MOONS sprzedałyśmy ponad 300 sukien ślubnych, wykonanych z naturalnego jedwabiu i nasze panie były z nich bardzo zadowolone.

Obaliłyśmy też stereotyp, że suknia z naturalnego materiału musi być droższa niż ta ze sztucznego. Są to często ceny konkurencyjne. Bardzo często pracuję w ten sposób, że panna młoda mówi, jaki ma budżet, a ja staram się zaproponować taki projekt, by się w nim zmieścić.

Sądzi pani, że może dojść do sytuacji, że sieciówki wyprą salony sukien ślubnych? Tempo życia jest duże, a przygotowywanie ślubu zajmuje czas, którego nie ma.

Mogą one współegzystować. Nie sądzę że, wyprą salony. Wszystko zależy od tego, jakim budżetem dysponuje panna młoda. Może kupić sukienkę za 400-500 złotych i nie ma w tym nic złego. Natomiast wiele dziewczyn ma podejście, że to jest tak wyjątkowy dzień, że ich suknia powinna być naprawdę wyjątkowa, szyta przez marki wyspecjalizowane marki, projektantów, którzy w danej estetyce tworzą. Panny młode są w stanie zapłacić trochę więcej, bo wiedzą, z czego dane koszty wynikają; jest to indywidualne podejście, projekt, suknie skrojone są na miarę, szyte przez ręce wspaniałych krawcowych, wykonywane ze szlachetnych tkanin, z dużą troską i dbałością o każdy szczegół.

Jeśli już miałabym się czegoś bać to… dyskontów (śmiech). Przeszłaby mnie gęsia skórka, gdybym zobaczyła suknie przeznaczone na tę specjalną okazję, w koszu w markecie, obok nabiału na przykład za 69,90.

Co z taką suknią ślubną zrobić po ślubie?

Z reguły panny młode chcą taką suknię zatrzymać. Wiedzą, że to suknia specjalnie dla nich i że jest to swojego rodzaju skarb. Kiedyś to właśnie ich córki mogą taką suknię dostać. Ale są też panie, które od początku zakładają, że chciałyby dać jej drugie życie. Jest to często przeróbka – najczęściej skrócenie albo przefarbowanie. Jedwab można farbować na każdy kolor, ale muszę o tym wcześniej wiedzieć, bo taka sukienka jest szyta specjalnymi nićmi.

Najbardziej oryginalny kolor sukni, z jaką się pani spotkała?

Mimo wszystko panny młode są w pewnych kwestiach dosyć zachowawcze, ale zdarzają takie, które idą pod prąd i jest to coś, co bardzo cenę. Choć w umiłowaniu do pewnego wariactwa mam dość spore przywiązane do klasyki i lubię biel, szczególnie jej ciepły odcień, to miałam ogromną przyjemność z tworzenia sukien ślubnych w kolorze łososiowym, miętowym, błękitnym – były to jednak odcienie mleczne, rozmyte, lekko zgaszone, eleganckie. Natomiast jeszcze w MOONS szyłyśmy kiedyś suknię dla pani z Pomorza, która uwielbiała kolor Bałtyku. Stworzyłyśmy więc ciemnoszarą kreację, w której wyglądała przepięknie, a każdy element stylizacji był niezwykle spójny i bardzo prawdziwy.

Premiera programu TLC pt. "Sposób na suknię", w której Magdalena Socha-Włodarska i Adam Chowański doradzają pannom młodym w wyborze sukni, odbędzie się 17 października.

koronkibohotrendy ślubne
Komentarze (12)