U szczytu
Z wielką karierą przyszły jednak problemy ze zdrowiem. W 2010 roku zasłabła na premierze „Carmen” w Krakowie.
- Traciłam przytomność, cały czas wiedziałam, co się dzieje i już czułam, że nie wyjdę z tego. Przez głowę przemknęło mi, że w zasadzie zawsze chciałam umrzeć na scenie, ale dlaczego tak szybko? I zaraz potem pojawiła się druga myśl - że nie mogę zostawić za sobą paru niezałatwionych spraw, ale to, że wróciłam, to zasługa lekarzy z pogotowia, którzy wiedzieli, co robić. Wylądowałam na intensywnej terapii w Krakowie i wszystko, co się działo potem, było konsekwencją tych pierwszych działań ratunkowych – mówiła w rozmowie z „Gazetą Wrocławską”. - Córka powiedziała mi, że zaczęła sobie wyobrażać życie beze mnie - bo to tak dramatycznie wyglądało – dodała.
Kilka dni śpiewaczka spędziła na oddziale intensywnej terapii. Przeszła dwie operacje, które okazały się zupełnie niepotrzebne. Dopiero po roku ustalono właściwą diagnozę. Borelioza – mówili lekarze.
- Udało mi się wyjść zwycięsko z poważnej choroby, co zawdzięczam swojemu silnemu charakterowi, optymizmowi, rodzinie i przyjaciołom, którzy bardzo się sprawdzili w tych ciężkich chwilach. Tak naprawdę los mnie nie oszczędza, ale staram się doceniać to, co jest dobre, i na tym budować szczęście, a nie rozpamiętywać porażki i biadolić, że życie nie ma sensu i nie warto nic robić, bo i tak umrzemy – przyznała na łamach „Super Expressu”.