Marcelina Zawisza na prestiżowej liście europejskich liderów. Uderza w opozycję
Nie ma nawet 30 lat, a już została dostrzeżona jako jedna z najważniejszych liderek politycznych w Europie w zestawieniu "30 Under 30". Działaczka społeczna, która uczestniczyła w tworzeniu partii Razem, jest przekonana, że jej ugrupowanie pewnego dnia będzie współtworzyć rząd. Nie szczędzi też gorzkich słów opozycji.
Zawisza znalazła się w zestawieniu "30 Under 30" magazynu "Forbes", skupiającym najważniejszych liderów europejskich poniżej 30. roku życia. Obok niej na liście znalazła się między innymi Mina Jaf, pochodząca z Kurdystanu Dunka, która założyła organizację pomagającą kobietom uciekającym z państw ogarniętych wojną, a także Bas van Rossum, 25-latek zarządzający jedną z największych organizacji humanitarnych na świecie, IFRC. Polkę doceniono za współorganizowanie "Czarnego Protestu" i innych manifestacji przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego w Polsce.
Zawisza skromnie zauważa, że w Razem mają wiele dobrych polityczek, więc nie czuje się w żaden sposób wyjątkowo. – Cieszę się, że jurorzy tego zestawienia zauważyli Czarny Protest w Polsce z udziałem setek tysięcy kobiet, które nie pozwoliły zaostrzyć prawa antyaborcyjnego, postawiły się rządowi Prawa i Sprawiedliwości – podkreśla w rozmowie z WP Kobieta.
Co więcej, uważa, że mimo że na manifestacje kobiece przychodzi ostatnio coraz mniej osób, powtórzenie sukcesu Czarnego Protestu wciąż jest możliwe. – Polki nie pozwolą na to, by zradykalizować i tak już barbarzyńskiego prawo antyaborcyjne. Kiedy poczują, że ich życie i godność są zagrożone, to wyjdą na ulicę i będą walczyć o swoje prawa. Pokazały to wielokrotnie – przekonuje młoda liderka partii.
Marcelina Zawisza ma też zdecydowane zdanie na temat tego, co stało się w Sejmie, gdy odrzucono obywatelski projekt "Ratujmy Kobiety 2017", łagodzący prawo aborcyjne. Wówczas projekt odrzucono, gdyż zabrakło popierających go głosów posłów opozycji.
– Dla mnie to było żenujące i dowodzi, że parlamentarzyści nie rozumieją procesu legislacyjnego. Katarzyna Lubnauer tłumaczyła to tym, że posłowie i posłanki Nowoczesnej są dopiero dwa lata w Sejmie, w związku z czym nie wiedzieli, że to było dopiero pierwsze czytanie i że głosowano za wysłaniem projektu do komisji, a nie za przyjęciem go w całości. To żenujące również dlatego, że Lubnauer kłamie Polkom i Polakom. Władze klubu doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że część posłów i posłanek nie chce głosować i same zasugerowały wysunięcie kart. Mówimy o prawach kobiet i godności połowy polskiego społeczeństwa. Dlatego zachowanie opozycji jest dla mnie skandaliczne – mówi z naciskiem Zawisza.
Jednak młoda działaczka optymistycznie patrzy w przyszłość, również na polskiej scenie politycznej. – Jestem przekonana, że Razem będzie miało swoją reprezentację w parlamencie kolejnej kadencji. Mam nadzieję, że znajdę się wśród posłów i posłanek. A w perspektywie kilku-kilkunastu lat jestem przekonana, że Razem stworzy rząd i będzie realizowało nasz program – dodaje.
Zanim zajęła się tworzeniem struktur partii Razem, studiowała politykę społeczną na Uniwersytecie Warszawskim i pracowała na śmieciówkach. Wtedy też miała nawrót nowotworu. Jak wspomina, gdyby nie pomoc rodziców, nie wie, co by się z nią stało. – Pracodawca na wieść o nawrocie natychmiast rozwiązał ze mną umowę, a ja nie mogłam iść na chorobowe, bo przecież na śmieciówkach go nie ma. Jeżeli nie zabiłby mnie rak, to pewnie umarłabym z głodu – wspominała w rozmowie z rp.pl.
Zawisza wstąpiła do stowarzyszenia Młodzi Socjaliści, potem do Partii Zieloni, a w 2015 roku była jedną z osób, które podjęły decyzję o założeniu partii Razem. Współorganizowała protesty kobiece, walczyła przeciwko pomysłom na prawo aborcyjne Bogdana Chazana, gdy jeszcze był dyrektorem ginekologiczno-położniczego Szpitala Specjalistycznego im. Świętej Rodziny w Warszawie.
Pamiętamy ją również z fali hejtu, jaki się na nią posypał po tym, jak w studiu "Supersptacji" zrezygnowała z debaty z Pawłem Kukizem. Stacja mówiła wówczas o jej "ucieczce", Zawisza natomiast broniła się, że zgodziła się na merytoryczną dyskusję, a nie na "uderzanie się pałkami po głowie w studiu telewizyjnym czy cyrk", czym jej zdaniem kończą się podobne dyskusje z posłem Kukizem.
Zawisza nie widzi nic złego w nazywaniu jej "lewakiem", jednak komunistką nie jest. – Jak ktoś ma problem z odróżnieniem komunizmu od socjaldemokracji, to chyba nie chodził na lekcje WOS. Rozwiązania, które proponujemy, nie są wzięte z komunizmu, tylko z Europy Zachodniej. Nie marzy mi się rewolucja. Minimalna płaca godzinowa czy świadczenia na dzieci to są rzeczy, które po prostu się sprawdziły w takich krajach jak Niemcy czy Francja – mówiła.