Mikołaj Krajewski. Model i koszykarz, który mieni się "dziwakiem". Pierwszy wywiad z synem Kasi Nosowskiej
"Możecie mnie nazwać maminsynkiem, ale jestem z tego dumny" - twierdzi Mikołaj Krajewski, syn Kasi Nosowskiej. Przechodząc obok popularnej kawiarni, mówi, że nigdy nie wejdzie do środka. "Nie lubię siedzących tam ludzi, balują za pieniądze rodziców" - ocenia. Siadamy więc z colą w cichej palarni jednej z pustych, warszawskich knajp.
15.06.2018 | aktual.: 15.06.2018 17:42
Katarzyna Chudzik, Wirtualna Polska: Ostatnio w mediach coraz głośniej o Tobie – modelu, który jest synem Kasi Nosowskiej. Albo synu Kasi Nosowskiej, który jest modelem.
Mikołaj Krajewski: Na szczęście do dwudziestego roku życia nikt nie wiedział, jak wyglądam. Mama nigdzie mnie nie pokazywała, więc ludzie poznawali mnie jako mnie. Mam wielu przyjaciół... wróć, jak się mówi, że się ma wielu, to się nie ma żadnego... mam paru ziomeczków, ale żaden nie wie tak dużo o mnie, jak moja mama. Mogłem na nią liczyć we wszystkich najgorszych chwilach.
Twoja mama, w wydanej niedawno książce "A ja żem jej powiedziała...", napisała, że celebryci hodują dzieci zamiast je wychowywać. I że te dzieci mają przechlapane, bo muszą swoim rodzicom dorównać.
Ma dużo racji. Ludzie chcą spełnić się w oczach innych, nie własnych. Chodziłem do szkoły z dzieckiem znanej persony. I ta osoba w pewnym momencie przestała dbać o kontakt z matką, a zaczęła traktować tę relację niemal pod kątem biznesowym - "patrzcie, moja mama jest sławna". Co z tego, że wstawisz na Instagram 1200 zdjęć ze swoją mamą, jeśli nie jesteś w stanie z nią normalnie porozmawiać? Ja mógłbym o swojej mamie teraz powiedzieć wszystko. Wiem, co jej w tym momencie chodzi po głowie, mimo że od roku nie mieszkamy już razem. Ale widujemy się dzień w dzień. Nazwijcie mnie mamisynkiem, ale jestem z tego dumny.
Masz bardzo donośny, mocny głos. Nigdy nie myślałeś, żeby iść śladem mamy?
To byłoby bardzo proste! Start miałbym lepszy niż inni. Ale staram się być ambitny. Nie chciałbym, żeby do końca życia ludzie patrzyli na mnie, jak na syna Nosowskiej, a gdybym poszedł w muzykę, tak właśnie by było. Niemniej jednak, w wolnym czasie lubię pisać teksty, przelewać myśli na papier.
Podrzucasz je mamie?
To tak, jakbym miał podrzucić Picasso rysunek, żeby sprzedał jako swój! Jeśli miałbym jej coś dać, to musiałoby to być naprawdę dobre. Musiałbym być z siebie zadowolony. A że jestem ambitną osobą...
… to jesteś szufladowym tekściarzem, ale odcinasz się od muzyki i zajmujesz się przede wszystkim koszykówką i modelingiem?
Przede wszystkim skaczę, robię wsady do kosza. Bo to jest jedyna rzecz, która sprawia, że mam szczery uśmiech na twarzy. Kiedy to robię, wszystko inne odpływa na bok. Jeśli osiągnę jakiś poziom, to będę mógł jeździć z tym po całym świecie. Bomba. Modeling traktuję pobocznie. Jak czasem wpadnie z tego jakiś pieniądz, to fajnie.
Czytałam artykuł, w którym zachwycano się tym, że jesteś modelem i określono twój styl jako "soviet chic", rodem ze smutnych blokowisk Europy Środkowo-Wschodniej.
Jestem bardzo ciekaw, skąd oni to wytrzasnęli, bo ja bym określił swój styl jako to, co jest suche, czyste i wygodne! Lubię spodenki do kosza, luźne koszulki. Chodzę na castingi i się na nich niezręcznie czuję, bo wszyscy są stylowi i ciągle poprawiają fryzury. Jak kupiłem golf na casting, to następnego dnia wyprałem go w 60 stopniach i teraz pasuje już tylko na mojego mopsa (śmiech). Mam wrażenie, że się nie nadaję do bankietów. Poza tym nie lubię poznawać ludzi tam gdzie huczy, gra muzyka i pije się alkohol. Jestem ogromnym przeciwnikiem alkoholu. I nawet w tym kraju nie wstydzę się tego mówić. Wiem, jak ta używka potrafi zniszczyć człowieka.
Niektórzy twierdzą, że kieliszek wina czy piwo pomaga, dodaje pewności siebie. Zwłaszcza jeśli poznajesz kogoś nowego.
Moim zdaniem jest odwrotnie - przeszkadza. Ludzie potrafią porozmawiać po pijaku, a nie potrafią na trzeźwo. Na imprezie jest rozmowa, pojawia się temat, a następnego dnia już go nie ma. Tak jakby nigdy go nie było. Jeśli chcesz faktycznie poznać drugą osobę, to musisz zrobić to na trzeźwo.
Jak przyszedłem pierwszy raz pijany do domu, to była wielka awantura. Śmierdziało ode mnie jakbym wyszedł prosto z gorzelni, a byłem chyba jeszcze w gimnazjum. Dzisiaj sam bym sobie chyba dał w papę! I teraz nie piję wcale, albo piję mało. A jak jestem smutny, to jem lody, trawię ten smutek, analizuję. Mogę się nawet poryczeć, aż przejdzie. Bo jedyne na co mam wpływ, to teraźniejszość.
Bardzo dojrzały jesteś jak na swój wiek.
No co ty, jestem gnojem. Ja po prostu nie boję się mówić tego, co myślę i czuję. Mam wrażenie, że dużo osób ma takie przemyślenia jak ja, tylko nie mówi tego na głos. Na tym może polegać ta ewentualna dorosłość. Staram się też rozumieć innych, używać empatii.
Lubię, jak ktoś przy mnie jest szczęśliwy. Jestem dziwakiem, chodzę po ulicy i uśmiecham się do ludzi. Są tacy, co powtarzają, że jak obcy się do nich uśmiecha, to może im ptak narobił na ubranie. A to powinno być przecież normalne! Nawet jak jest dużo powodów do zmartwień, zawsze jest jeden plus - żyjemy.
Nie boisz się, że cię ktoś przez takie podejście wykorzysta?
Mnie i moją mamę ludzie i tak wykorzystują. Ja to widzę, jak patrzę na moją mamę, a moja mama to widzi, kiedy patrzy na mnie. Są osoby, które nie odzywają się do mnie przez pół roku, a potem - dowiedziawszy się, że moja mama gra koncert w Warszawie - nagle do mnie piszą, żebym załatwił im bilet. Ignoruję ich. O właśnie, i to jest też dobra odpowiedź na to, dlaczego nigdy wcześniej nie udzielałem wywiadów.
Dlaczego?
Jak mnie zapraszali do telewizji śniadaniowej, to co ja miałem powiedzieć? Pochwalić się, że "hej, moja mama to Kasia Nosowska"? Gdybym zrobił fajną kampanię reklamową albo wygrał prestiżowy konkurs wsadów, to mógłbym powiedzieć, że jestem białym chłopakiem z Polski i udowadniam, że biali potrafią skakać, więc ludzie, walczcie o swoje! Jak miałbym do powiedzenia coś, co mogłoby zainspirować, to rzeczywiście bym z chęcią o tym opowiedział.
Poza tym, jeśli danej osoby nie interesuje to, kim ja jestem, tylko kim jest moja mama, to niech ze mną nie gada.
Miałeś z tym kiedykolwiek problem? Pytałeś: "mamo, dlaczego nie jesteś księgową?"
Nie, ona zawsze miała dla mnie czas, nawet jak koncertowała 300 kilometrów dalej. Dlatego nigdy mnie nie bolało, że ma tak wymagający zawód. Nie licząc Pawła, jej faceta, który miał studio nagraniowe pod moim pokojem i walił mi basami do czwartej nad ranem...
Mężczyźni, którzy mają dobry kontakt ze swoją matką są chyba bardziej wrażliwymi i empatycznymi ludźmi.
Pewnie tak. A kontakt z rodzicami umiera w tych czasach ze względu na strach przed własną emocjonalnością. Chłopaków od urodzenia uczy się, żeby być twardym. Samo powiedzenie "chłopaki nie płaczą" ciąży na facetach, uczy ich, żeby ukrywali swoje emocje. I przez to mnóstwo osób przechodzi przez życie nic nie czując. I stąd mamy facetów, którzy potem nie są w stanie powiedzieć wymarzonej dziewczynie, że ją kochają. Nie są w stanie powiedzieć rodzicom, że za nimi tęsknią. Moja mama zawsze była szczera i dlatego nie mam z tym problemu.
A co do twoich codziennych zajęć – podobno masz jeszcze czas na pracę w restauracji?
Nie, już nie. Bardzo śmieszy mnie to, że ludzie nazywają frytki belgijskie restauracją...Ludzie sobie myśleli, że jestem jakimś modnym kelnerem, a ja tylko stałem w okienku i frytki przerzucałem! Robiłem to, bo miałem poważną kontuzję, zerwałem sobie ścięgno w nodze. Na strzępy! To było dla mnie pół roku bez treningów. Bez czegoś, co było dla mnie wszystkim. Nie byłem w stanie iść na boisko, nie byłem w stanie sam chodzić, nie byłem w stanie bez stołka i bez owijania się folią siedzieć w wannie. Musiałem prosić kumpli, żeby mi pomagali zejść po schodach. Zaniknęły mi mięśnie, miałem potwornego doła, myślałem, że już nie będę nigdy skakać, a planowałem robić to przez następnych 20 lat!
Takie sytuacje zmieniają podejście do życia.
Zdecydowanie tak. Kiedyś zakładałem zawsze najgorszą opcję. Powrót do formy sprawił, że zacząłem doceniać rzeczy, o których myślałem, że mi się zwyczajnie należą. Sam fakt, że mogę chodzić, jest wspaniały. Ten pierwszy krok był takim szczęściem, jakbym całował pana Boga po stopach. Teraz każdy krok jest dla mnie niesamowity i wiem, że życie nie kończy się na jednym niepowodzeniu.
Mama też Ci to zawsze wpajała?
Też. Bardzo dużo osób pisze w internecie, że moja mama ma depresję. To, że moja mama mówi o sprawach, o których inni boją się mówić na głos, nie znaczy, że ona tymi sprawami żyje. Ona jest teraz jedną z najszczęśliwszych osób, jakie znam. Dopina swoje życie na ostatnie guziki, promienieje. Jestem z niej mega dumny.
A ty? Jesteś z siebie i swojego życia w 100 proc. zadowolony?
Przez większość życia byłem naładowany kompleksami. Ale już nie mówię: "jest dobrze, ale mogłoby być lepiej". Mówię "zrobiłem to dobrze, choć mógłbym zrobić lepiej". To drobna zmiana, ale znacząca. A ludzie często źle postrzegają proste zdania. Na przykład "marzenia się spełniają"...
Same się nie spełnią...
No właśnie, marzenia się spełnia! Możesz być milionerem, ale musisz coś w tym kierunku robić. Raczej rzadko zdarzają się sytuacje, w których dostajesz list z banku z informacją, że umarł ci krewny - miliarder, o którym nie słyszałeś nigdy i który zostawił ci w spadku cały majątek.
A propos majątku - utrzymujesz się sam, czy mama ci pomaga?
Oczywiście, że mi pomaga. Mam dopiero 22 lata. Ale nie chcę żerować na swojej mamie. Ona jest taką osobą, że byłaby w stanie utrzymywać mnie do końca życia. Ale co wtedy? Będę miał żonę i ona mi powie "kochanie, kupmy wózek dla dzieci" a ja zadzwonię do mamy? No raczej nie. Ale oczywiście, że mi pomaga, za co jestem jej mega wdzięczny. Dzięki niej zrozumiałem, że jedną z najlepszych rzeczy jakie mogę w życiu zrobić, to być dla swoich dzieci dobrym ojcem. I tego się trzymam.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl