Herbaciana gorączka w M&S
- Kolejki są? – dopytuję, ale nie otrzymuję jednoznacznej odpowiedzi.
Widzę tylko, że jest godzina 13.00, 10 listopada, dzień przed długim weekendem, a ludzie stoją w kilkunastoosobowym sznurku.
- Podobno najwięcej ludzi przychodzi wieczorami, gdy wracają z pracy – *mówi mi jeden z klientów. *– Dlatego przyszedłem teraz – *dodaje.
Niewiele wiemy na ten moment o zamknięciu sklepów M&S. Przedstawiciele marki nie potwierdzili nam czy terminem zamknięcia będzie okres Bożego Narodzenia. Jasne jest natomiast, że nie tylko w Polsce, ale i za granicami naszego kraju M&S to miejsce, w którym wiele osób kupuje produkty spożywcze, a nie odzież. Stąd decyzja o tym, by część sklepów przekształcić w butiki spożywcze.
*- W ramach szerszego przeglądu międzynarodowej działalności Grupy przeprowadziliśmy szczegółowy przegląd możliwości na polskim rynku oraz naszych wyników w ostatnich pięciu latach. Wykazał on, że nasza działalność w Polsce jest nie do utrzymania. W ubiegłym roku działalność własna Grupy na dziesięciu rynkach przyniosła stratę w wysokości 45 mln funtów przy przychodach wynoszących 171 mln funtów, a niektóre rynki przynosiły straty przez ostatnie pięć lat. W raporcie stwierdzono, że było to spowodowane wieloma czynnikami, w tym rozdrobnieniem sklepów własnych i zbyt małą skalą działalności. Dodatkowo możliwości przyszłego rozwoju na tych rynkach są ograniczone – czytamy w oświadczeniu Jonathana Glenistera, Dyrektora Regionalnego na Europę, Chiny i Indie w Marks & Spencer.