Na imprezie podali mi w drinku dopalacze. Po miesiącu już nie wychodziłam z łóżka
Choroby i zaburzenia psychiczne dotykają aż 23,4 proc. Polaków. Najczęściej są to nerwice, depresja i uzależnienia. Niestety nie wszyscy wiedzą, co może wywołać zaburzenie. Nie zawsze jest to trauma z dzieciństwa czy genetyka. Czasami od choroby dzieli nas jedna impreza. Tak było w moim przypadku.
14.11.2018 | aktual.: 14.11.2018 11:49
Sto lat, sto lat, niech żyje nam
To były urodziny mojego znajomego, poszliśmy potańczyć do klubu. Ten dzień niczym nie różnił się od innych. Wszyscy dobrze się bawiliśmy, ja postanowiłam skoczyć do baru po drinka. To, co wydarzyło się później, pamiętam niestety aż za dobrze. To nie było uczucie, jakie powinno mi towarzyszyć po wypiciu drinka.
Nagle zaczęłam mieć zawroty głowy, serce waliło mi jak młotem, czułam wszechogarniający lęk i panikę. Te negatywne uczucia pojawiały się falami, przychodziły i odchodziły. Moi znajomi na szczęście zauważyli, że coś jest nie tak i zabrali mnie do domu. Spędzili ze mną całą noc, aż zasnęłam zmęczona i zlana zimnym potem. Kolejne dni były ciężkie, ale nie zwiastowały jeszcze tragedii.
Ciąg dalszy niestety nastąpił
Czułam się źle, ale byłam w stanie funkcjonować, jedyne co mnie nie odstępowało to lęk. Dziwne uczucie z tyłu głowy, takie, jakie towarzyszy większości osób przed egzaminami. Nie chciałam już wychodzić na imprezy, a każde spotkanie wiązało się u mnie z ogromnym stresem. Po ok. 3 tygodniach udało mi się zapanować nad emocjami i wróciłam do normalnego trybu życia. Zdawać się mogło, że najgorsze już za mną. Nic bardziej mylnego.
Po 3 miesiącach miałam pierwszy napad paniki. Każda osoba, która to przeżyła, wie, jak działa mechanizm tego zaburzenia. Siedziałam na spotkaniu w pracy i nagle oblał mnie pot, serce zaczęło mi walić i czułam, że nie jestem w stanie złapać powietrza. Moi koledzy zadzwonili na pogotowie, jednak pani z dyspozytorni uznała, że "jest upał, więc tak może się zdarzyć". Zaleciła leżeć z nogami nad głową i czekać. Po pół godzinie przeszło. Od tego czasu zaczęłam żyć w strachu.
Nerwy na wodzy
Ataki paniki pojawiały się raz, dwa razy w tygodniu. Bałam się wyjść z domu, bo nie chciałam dostać napadu w miejscu publicznym. Zaburzenie szybko eskalowało i po miesiącu nie wychodziłam już z łóżka. Wyjście do Biedronki po drugiej stronie ulicy było wyzwaniem nie do pokonania. Dom opuszczałam tylko idąc do lekarza. Wtedy ktoś bliski musiał mi towarzyszyć.
Zobacz także
Najczęściej wspierał mnie mój chłopak. Na początku chorobę zrzucałam na karb upałów i problemów z tarczycą, które mam od dziecka. Jednak leczenie endokrynologiczne nie pomagało. Mijały tygodnie, a ja stałam się wrakiem siebie. Przestałam jeść, w ciągu dnia potrafiłam zjeść kubek kisielu i jogurt. Schudłam prawie 7 kg, przestałam się malować, ubierałam się tylko w dresy.
SOS – kiedy nadeszła pomoc
Związek tego stanu z zaburzeniami psychicznymi zauważyła dopiero moja mama. To ona poszła ze mną do psychiatry, który zdiagnozował zespół lęku napadowego. Spowodowany był zaburzeniem neuroprzekaźników z mózgu, wywołanym przez narkotyk lub dopalacz, który ktoś podał mi w drinku. Niestety nie wiadomo, jaka to była substancja, ponieważ zbyt późno zgłosiłam się do lekarza. Podejrzewane jest MDMA (ecstazy) lub dopalacze. Na kolejne 3 tygodnie zamknęłam się w domu. Tym razem rodzinnym, gdzie wspierali mnie rodzice, zapewniając spokój i bezpieczeństwo. Po ok. 2 tygodniach terapii poczułam pierwsze skutki, zaczęłam odzyskiwać dawną energię i motywację.
Okiem eksperta
- Oczywiście, że substancje psychoaktywne mogą wywoływać zaburzenia psychiczne. Wszystko jest jednak zależne od typu substancji oraz od predyspozycji osób, które ją przyjmują. Jednak każda z substancji oddziałujących na chemię mózgu może na trwałe ją uszkodzić. Zwłaszcza, kiedy jest mieszanką różnych chemikaliów i jest podana w zbyt dużej dawce – mówi psychiatra, Marcin Kołodziej.
Zobacz także
- Szczególnie narażone są osoby, które regularnie przyjmują środki psychoaktywne, w tym dopalacze. Długotrwałe oddziaływanie na chemię mózgu może doprowadzić do nieodwracalnych zmian w funkcjonowaniu tego organu. Mogą pojawić się nerwica, zaburzenia psychotyczne, manie i depresja. Często spotykane są także zaburzenia pamięci – dodaje lekarz.
Śmiertelne żniwo
Dla jednych "przygoda" z dopalaczami lub narkotykami może skończyć się tylko na nieprzyjemnym wspomnieniu. Dla innych na chorobie lub zaburzeniu psychicznym. Obecnie w Polsce ponad 300 osób rocznie zatruwa się dopalaczami lub innymi substancjami psychoaktywnymi. Liczba ta jest jednak zaniżona, bo nie zawsze udaje się zdiagnozować przyczynę zatrucia. W lipcu w Łodzi i Bełchatowie fala dopalaczy zabiła 10 osób w wieku od 18 do 40 r.ż.
Dopalacze przywędrowały do nas z Wielkiej Brytanii i Niemiec w 2008 roku. Narkotyki psychoaktywne znane są już od starożytności. Rekordem zatruć tymi substancjami może niechlubnie poszczycić się województwo śląskie. W latach 2013-2015 psychodelikami zatruło się tam aż 2578 osób.
I żyła długo i bez lęku
Krokiem milowym w mojej walce o zdrowie było wyjście z domu na zakupy i herbatę u babci. Byłam z siebie dumna tak bardzo, jakbym zdobyła Mount Everest zimą. Od tego momentu minęły 4 miesiące, a ja w końcu odzyskałam swoje życie. Walczyłam o nie jak lwica. Codziennie zmuszałam się do pokonywania kolejnej granicy. Dużo czytałam o swojej chorobie, starałam się zrozumieć. Psychiatra zastosował u mnie terapię lekami z grupy SSRI, które wyrównały poziom serotoniny w moich neuroprzekaźnikach.
Zobacz także
Ataki paniki z czasem zrobiły się coraz rzadsze, w końcu ustąpiły zupełnie. Minął też niepokój. Chociaż pierwsze 2 tygodnie terapii były koszmarem, to teraz wiem, że warto było przecierpieć. Dzisiaj żyję już tak, jak przed chorobą. Zmieniłam pracę, wychodzę na imprezy, na urlop poleciałam do Włoch. Jeszcze przez 3 miesiące muszę przyjmować leki, jednak mój lekarz wierzy, że uda nam się z sukcesem zakończyć terapię i nigdy już do tego nie wracać. Ja też w to wierzę, bo przez jedną imprezę przeżyłam piekło. Tegoroczne lato dla mnie zupełnie nie istniało. Kto tego nie doświadczył, nie zrozumie, jakie to trudne.
Historia z morałem
Nie musimy regularnie ćpać, żeby stać się ofiarą choroby. Wystarczy jedna impreza, jeden drink, jedna przygoda. Chwila nieuwagi. Jeśli ktoś uważa, że to go nie dotknie, że jest silny, ostrożny i to w ogóle go nie dotyczy, niech pamięta, że ja też tak myślałam. A w jednej chwili nieodwracalnie zmieniło się moje życie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl