Blisko ludziNa Śląsku to kobiety trzymają pieniądze, rządzą w domu. "Liczy się praca, nie martyrologia"

Na Śląsku to kobiety trzymają pieniądze, rządzą w domu. "Liczy się praca, nie martyrologia"

- Mój dziadek był ratownikiem górniczym i bardzo postawnym, budzącym szacunek mężczyzną. A moja babcia potrafiła go sprowadzić do parteru jednym słowem - śmieje się Zofia Oslislo-Piekarska, projektantka i kulturoznawczyni pochodząca ze Śląska.

Na Śląsku to kobiety trzymają pieniądze, rządzą w domu. "Liczy się praca, nie martyrologia"
Źródło zdjęć: © WIDNO

05.01.2017 13:43

Ślązaczki starszego pokolenia opisuje jako menadżerów domowych. Robiły przetwory, dbały o ogród i dysponowały budżetem. Pozornie schowane za autorytetem męża, w rzeczywistości to one dzierżyły ster. Górnik na emeryturze spadał z piedestału, który wcześniej gwarantowała mu wysoka pozycja społeczna. Wracał do domu, w którym rządziła żona.

Współczesne Ślązaczki różnią się od swoich babć. Żyją w mniej zamkniętej społeczności, a ich tożsamość nie jest już taka jednorodna, jak w starszym pokoleniu. Podkreślają, że są Polkami, ale chcą pielęgnować swoją śląskość. I robią to w nowatorski sposób.

W domu po śląsku, w szkole po polsku

Barbara mieszka na Śląsku od zawsze. Urodziła się w Mikołowie, a kilka lat po ślubie przeprowadziła się do Rudy Śląskiej. Całą młodość mieszkała w domu, który jej rodzice dzielili z dziadkami. Najlepiej pamięta kuchnię, w której przesiadywali wszyscy domownicy. Na honorowym miejscu stał biały bifyj, czyli kredens z dużą ilością skrytek, szufladek i szafek. Trzymano w nim jedzenie, porcelanową zastawę i sprzęt domowy. Na ścianach w kuchni wisiały makatki z wyhaftowanymi cytatami.

Bywało, że wieczorami przychodziły do nich sąsiadki. Piły herbatę i opowiadały historie o utopcach, które mieszkają przy mokradłach w lesie i porywają dzieci. Albo niespokojnych duszach zmarłych, hałasujących na strychach. Barbara słuchała ich z zapartym tchem, ale potem bardzo się bała.

Jej ojciec pochodził z Kielc i pracował jako górnik. W domu tylko mama mówiła po śląsku, przez co Barbara nie miała problemów z przestawieniem się na polski w szkole. Wspomina, że nauczyciele tępili gwarę, która dla wielu uczniów była czymś naturalnym. Teraz w szkolnictwie widzi poprawę – na lekcjach jej najmłodszej córki mówi się czasem o śląskich słowach i lokalnych zwyczajach.

Przy siedmiorgu dzieciach nie ma czasu na zmartwienia

Wzięła ślub w wieku 20 lat. Jej mąż, Henryk, pracował jako strzałowy, czyli zakładał ładunki wybuchowe w kopalni. Czy się bała? „Wtedy to było dla mnie normalne. Musiałam zajmować się dziećmi i domem. Strach przyszedł do mnie z wiekiem. Mąż mojej córki jest elektrykiem w kopalni i o niego dużo bardziej się martwię” – przyznaje. Dzieci ma siedmioro, prawie wszystkie są już dorosłe. Trzeba było pilnować, żeby odrabiały lekcje i były czysto ubrane. Nie było czasu na martwienie się na zapas, chociaż wszyscy wiedzieli, że praca pana Henryka do bezpiecznych nie należy.

Pensję oddaje się żonie

Jak większość Ślązaczek Barbara zawsze zarządzała budżetem domowym. Mąż oddawał jej pensję, a ona wydzielała mu pieniądze na drobne wydatki i robiła zakupy dla całej rodziny. Mimo tego uważa, że prawdziwą śląską gospodynią była jej babcia, która „wszystko w domu potrafiła zrobić”. Wspomina też swojego dziadka, który jak na Ślązaka przystało, hodował gołębie.

Czy Barbara mogłaby wyprowadzić się ze Śląska? Trudno jej to ocenić. Mieszkała tu od zawsze, a dalekie wyjazdy pozostawiła swoim dzieciom. Za to na pewno nie chciałaby wyjeżdżać z Polski.

Obraz
© WIDNO

Ślązak anty-Polak

- Poczucie tożsamości obudziło się we mnie w okolicach liceum, kiedy po raz pierwszy zderzyłam się z krzywdzącymi stereotypami na temat Ślązaków. Zrozumiałam, że wiele negatywnych opinii dotyczy bezpośrednio mnie – mówi Małgorzata, mieszkanka Zabrza i absolwentka Politechniki Śląskiej. - Jakie to stereotypy? Na przykład, że Ślązak to anty-Polak, który sympatyzuje z Niemcami, a gwara śląska jest domeną ludzi z niższych warstw społecznych. Albo, że Śląsk to wyłącznie węgiel i kopalnie, które Polska musi utrzymywać. Poczułam bunt, że muszę słuchać takich rzeczy na swój temat. Czuję się Ślązaczką i jestem też Polką – chociażby dlatego, że mówię po polsku, myślę w tym języku i uwielbiam polską literaturę. Jednocześnie chcę zachować swoje dziedzictwo i zwyczaje, bo inaczej śląski koloryt lokalny zaniknie.

Z tego powodu Małgorzata popiera działania Ruchu Autonomii Śląska, które zmierzają do uznania gwary śląskiej za język oraz przekazywania wiedzy na temat regionu przyszłym pokoleniom. Wspomina, że z okazji Barbórki jej przedszkole odwiedzali górnicy, a ona śpiewała im śląskie piosenki ludowe. Do dzisiaj pamięta ich teksty. I chciałaby, żeby jej dzieci też je poznały.

Nowe Ślązaczki

Zofia Oslislo-Piekarska jest projektantką, kulturoznawczynią i adiunktem w Katedrze Projektowania Graficznego na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Uważa się za Ślązaczkę z pochodzenia i wyboru. Podczas, gdy wielu jej znajomych opuściło Śląsk po studiach, ona została i postanowiła wykorzystać twórczą energię tego regionu. Jej praca doktorska Nowi Ślązacy opowiada o dizajnie inspirowanym kulturą i dziedzictwem Śląska. Zofia przygląda się w niej nie tylko produktom, ale i ich twórcom – w większości młodym kobietom, których tożsamość lokalna jest zbudowana inaczej niż wśród osób ze starszych pokoleń.

Kim są nowe Ślązaczki? To dziewczyny, które miały możliwość zamieszkania i studiowania w innym kraju. Ich babcie były przywiązane do jednego miejsca – one przeciwnie, podróżują i w tym tkwi ich siła. Po powrocie w rodzinne strony odkryły na nowo swoje dziedzictwo i zaczęły podchodzić do niego bardziej świadomie. Od kilku lat coraz więcej studentek katowickiej ASP decyduje się, żeby swoją pracę dyplomową poświęcić kwestiom związanym z tożsamością. Czemu akurat studentek? Powód jest prozaiczny – uczelnie artystyczne są obecnie wyraźnie sfeminizowane.

Obraz
© Zofia Oslislo-Piekarska/fot. Krzysztof Szewczyk | Krzysztof Szewczyk

Praca vs. martyrologia

Nowymi Ślązaczkami są dziewczyny z pracowni bro.Kat, które stworzyły kolekcję biżuterii z węgla oraz projektantka Marta Frank, autorka Sadza Soap – czarnego mydła glicerynowego z węglem aktywnym. Te projekty łączy zabawa ze stereotypami. Śląsk to węgiel? W porządku, zrobimy węgiel. Ale będzie błyszczał lub mył.

Przekonanie, że o lokalność się dba, Zofia wyniosła z domu. Jej dziadkowie używają gwary śląskiej, sama też potrafi się nią porozumiewać. Z tego powodu wspiera działania RAŚ, które dążą do uznania Ślązaków za mniejszość etniczną. Nie chodzi o oddzielenie się od Polski, lecz podkreślenie regionalnej odrębności i wprowadzenie do szkół edukacji lokalnej, której obecnie brakuje. Uważa, że patriotyzm Ślązaków różni się od romantycznego, martyrologicznego patriotyzmu Polaków. Więcej w nim etosu pracy niż ginięcia za ojczyznę. Zofia wierzy, że te wartości mogłyby się uzupełniać i funkcjonować w ramach jednego, zróżnicowanego kulturowo kraju – z tym, że nie widzi na to szans w obecnej sytuacji politycznej.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (139)