Najpiękniejszy dzień w życiu? Organizacja wesela w pandemii to zadanie dla osób o mocnych nerwach
Wybór białej sukienki, dekoracja sali, znalezienie najlepszego zespołu muzycznego - każda panna młoda marzy, żeby jej ślub był idealny. Niestety, w pandemii narzeczeni muszą zmagać się z zupełnie innymi problemami. - Dwa razy przekładałam wesele na 250 osób - mówi Justyna Tufalska, jedna z naszych bohaterek.
07.05.2021 08:54
Sytuacja panien młodych w pandemii przypomina rollercoaster. Niestety, nadchodzący sezon ślubny zapowiada się jeszcze bardziej nerwowo niż poprzedni. Od 15 maja można organizować przyjęcia ślubne dla 25 osób na świeżym powietrzu, a od 29 maja dla 50 w zamkniętej sali, ale w ścisłym reżimie sanitarnym. Każdy, kto kiedykolwiek był na "polskim weselu", wie, że to limit raczej skromny.
Pary młode stają przed nie lada dylematami: "robić czy przekładać". Problem polega na tym, że przekładać już nie ma na kiedy. Sale weselne są zarezerwowane praktycznie na cały 2022 i 2023 r. - Cała branża ślubna pogrążona jest w chaosie. Pary młode nie wytrzymują niepewności związanej z dynamicznie zmieniającą się sytuacją pandemiczną i odwołują wesela. Najbezpieczniejsze są terminy lipiec - sierpień. Później znowu nie wiadomo, co będzie - mówi Anna Matusiak, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Branży Ślubnej i wedding plannerka.
"Przekładałam mój wielki dzień już dwa razy"
Pani Justyna Tufalska od dzieciństwa marzyła o pięknym, wystawnym weselu. Wymarzoną salę zarezerwowała już w 2017 r., czyli trzy lata naprzód. Wybrała wraz z narzeczonym magiczną datę 6.06.2020 r. i starannie wyszukała usługodawców. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, więc na przełomie lutego i marca państwo młodzi, zgodnie z tradycją, osobiście zaprosili 250 gości. Stres zaczął się w połowie marca, gdy gruchnęła wieść o pandemii. Państwo młodzi z niepokojem śledzili wszystkie informacje o planowanych ograniczeniach w organizacji wesel. Wreszcie w maju ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski zalecił wszystkim narzeczonym, by przełożyli swój wielki dzień na kolejny rok. - Miałam dość niepewności, więc przekonałam narzeczonego o przełożeniu wesela - mówi pani Justyna.
Z ciężkim sercem zdecydowali się na listopad. - Przełożenie wesela okazało się wielką machiną logistyczną. Przede wszystkim trzeba było poinformować gości, co już samo w sobie było nie lada wyzwaniem - mówi pani Justyna. Potem przyszedł czas na skoordynowanie dostępności wszystkich podwykonawców i podpisanie aneksu do umów. Ostatecznie udało się jednak dopiąć jesienny termin. I właśnie wtedy, tydzień przed pierwotną, czerwcową datą, rząd dopuścił organizację wesel do 150 osób. - Byłam rozgoryczona, ale nic nie mogłam zrobić, wymarzony termin przepadł bezpowrotnie - opowiada pani Justyna.
Nie jest tajemnicą, że ślub w listopadzie nie jest marzeniem panny młodej. Kapryśna pogoda i krótki dzień nie sprzyjają romantyzmowi. Narzeczeni musieli wprowadzić zmiany w scenariuszu swojego wielkiego dnia, zastanowić się nad zmianą strojów, elementami sesji ślubnej i dekoracji sali. W końcu jednak pogodzili się z losem i oczekiwali na uroczystość.
W październiku koszmar sprzed paru miesięcy powrócił, nastała druga fala i rząd podjął decyzję o lockdownie. - Byłam podłamana, wiedziałam już, co mnie czeka, ale nie miałam wyboru, zaczęłam szukać kolejnej daty. Pojawił się problem, ponieważ wszystkie terminy sobotnie w nadchodzących miesiącach były niedostępne.
W końcu, po wielu naradach, zakochani zdecydowali się przenieść ślub na czwartek, 5 sierpnia 2021. - Nie wszyscy byli zadowoleni, pojawiły się komentarze ze strony rodziny, że w takim wypadku trzeba wziąć aż dwa dni wolnego. Nie mieliśmy jednak wyjścia, klamka zapadła - mówi kobieta.
Przekładanie wesela, zwłaszcza na 250 osób, to jednak nie tylko stres i ogrom wysiłku, ale także koszty finansowe. Pani Justyna z narzeczonym musieli dopłacić kilka tysięcy za rezerwację nowego terminu wesela, bo ceny w międzyczasie poszybowały w górę.
Pani Justyna przyznaje, że nie życzy nikomu tego, przez co przeszła przez ostatnich kilka miesięcy. Wylała wiele łez, a każdą decyzję rządu przyjmowała z niedowierzaniem i rozgoryczeniem. Stara się jednak myśleć optymistycznie. Okazuje się, że jej związek bardzo umocnił się przez ostatni rok. Jej narzeczony Łukasz bardzo ją wspierał i był dla niej opoką. Narzeczeni nie mogą się doczekać, kiedy powiedzą sobie "tak" w otoczeniu rodziny i przyjaciół. - Wcześniej myślałam sobie, że nie chcę, żeby moi goście na weselu byli w maskach, nosili przyłbice. Teraz myślę sobie, że to jest zupełnie nieważne. Najważniejsze, że będziemy ze sobą w ten wyjątkowy dzień.
"Wesele za chwilę, a my nie wiemy, ilu będzie gości"
Pani Karolina Niemkiewicz zaręczyła się we wrześniu 2020 r. na Santorini. Jej narzeczony Marek oświadczył się dzień przed jej 31. urodzinami. Choć szalała pandemia, postanowili jak najszybciej zorganizować ślub. - Wydawało nam się wtedy, że czasy powoli się normują i za rok nic nam nie stanie na przeszkodzie - mówi pani Karolina.
Po powrocie zabrali się za organizację i do końca listopada mieli już wszystko zabukowane. Postanowili powiedzieć sobie "tak" w piątek, więc mieli większe możliwości wyboru, niż tradycyjne, sobotnie pary. Wstępna lista gości oscylowała w okolicach 120.
Im bliżej terminu ślubu, tym bardziej para była zdezorientowana. - Jeszcze w styczniu myśleliśmy, że jest ok, ale potem nam miny zrzedły i zaczęliśmy rozważać inne opcje - małe przyjęcie, ślub w Toskanii, sam ślub bez wesela. Nie myśleliśmy o zmianie daty, bardziej o zmianie charakteru wesela - mówi pani Karolina.
Para powoli rezygnowała z dodatkowych, zaplanowanych na uroczystość atrakcji. Myśleli także nad zredukowaniem liczby gości. - Nasi znajomi są bardzo wyrozumiali. Dawali mi do zrozumienia, że jeśli nie zostaną zaproszeni, to nic się nie stanie.
Choć do ślubu pozostało kilka tygodni, narzeczeni oficjalnie jeszcze nikogo nie zaprosili. Na aktualnej liście jest 80 osób - państwo młodzi wiedzą, że zaszczepione osoby nie wliczają się w limity. Dlatego pani Karolina jest największą propagatorką szczepień wśród swoich znajomych. Codziennie dzwoni i sprawdza, czy "potencjalni goście" przyjęli przynajmniej pierwszą dawkę szczepionki. - Wierzymy, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, na szczęście oboje mamy dużo luzu i traktujemy wszystkie te perturbacje z przymrużeniem oka.
Wesele z dreszczykiem
Pani Alicja zaręczyła się w 2019 r. Od razu zabrała się za organizację przyjęcia - chciała uniknąć "weselnej" gorączki. W pierwszej kolejności zarezerwowała salę i zespół. Razem z przyszłym mężem wybrali nietypowy termin - 3 maja 2021 r. - Cieszyliśmy się się, że będziemy sobie ślubować w majówkę. Zaprosiliśmy w sumie 160 osób, bo priorytetem było dla nas spotkanie z dużą, zżytą rodziną - mówi pani Alicja.
Gdy wybuchła pandemia, narzeczeni byli przekonani, że nie mają powodów do zmartwień. Mówili nawet, że współczują parom, które wesele mają zaplanowane na 2020 r. Panna młoda ze spokojem dopieszczała swój wielki dzień. Wesele miało być w stylu "glamour", eleganckie i z wyższej półki. Make-up, fryzurę i strój pani Alicja przemyślała w każdym calu. Szczególny nacisk państwo młodzi położyli na dobór kwiatów - kościół i sala miały tonąć w pięknych, świeżych roślinach.
Tymczasem pandemia przybierała na sile i narzeczonych zaczął dopadać coraz większy stres. - Z początkiem 2021 r. zaczęliśmy rozważać przełożenie wesela. Powoli zaczynali rezygnować podwykonawcy, byli oni objęci tarczą antykryzysową i nie chcieli ryzykować - mówi nasza bohaterka. Najbardziej przykre było jednak dla pani Alicji to, że zaczęli się wykruszać goście. Im bliżej daty ślubu, tym więcej osób dzwoniło z przeprosinami, że nie pojawią się na uroczystości. Największym zaskoczeniem było dla młodych to, że rezygnowały głównie osoby młode, bliscy znajomi. Panna młoda wspomina, że wylała z tego powodu wiele łez.
Ślub zbliżał się wielkimi krokami, a do Polski dotarła trzecia fala koronawirusa. Kilka tygodni przed uroczystością okazało się, że organizacja wesel została zakazana. - Zaczęliśmy rozważać przełożenie wesela. Był to dla nas duży stres, bo nie mogliśmy się doczekać ślubu - mówi pani Alicja.
Przyszła panna młoda naradziła się z właścicielką sali weselnej i rodziną i zdecydowała: "nie odwołujemy". Miejsce wesela było zamkniętą, prywatną nieruchomością, a jej właściciele nie bali się kontroli.
Państwo młodzi zaczęli informować swoich gości, że majowy termin jest aktualny. Z zaproszonych 160 osób zostało niecałe 80. Pani Alicja musiała odbierać telefony od zdenerwowanych bliskich za każdym razem, gdy do mediów wyciekała informacja o policyjnej kontroli na weselu.
Państwo młodzi i cała rodzina byli jednak zdecydowani i dopięli swego. Ślub odbył się w kościele, tak jak planowali, w otoczeniu kwiatów. Impreza udała się na całego, choć parze młodej przez cały czas towarzyszył lekki stres. - Mam poczucie, że ludziom brakowało takiego spotkania w większym gronie. Zachowaliśmy ścisły reżim sanitarny, ale to nam nie przeszkodziło w świetnej zabawie.