"Najwięcej dla mody w naszym kraju robi internet". Malwina Wędzikowska o tym, co kręci Polaków
Kobieta wielu talentów i twarzy. Stylistka, która przez wiele lat była znana bardziej z zaplecza niż pierwszego planu. Wraz z programem "Druga Twarz" pokazała i własną – całkiem odważną i stylową. Z Malwiną Wędzikowską rozmawiam o modzie, kobiecości i szczęściu w życiu.
04.03.2018 | aktual.: 05.03.2018 07:59
Bartek Fetysz: Stylistka, kostiumograf, absolwenta Łódzkiej ASP, perfekcjonistka, prezenterka, dla niektórych wyrocznia modowa, do której dzwoni się w środku nocy po poradę, albo zmianę garderoby. Czym zatem jest dla ciebie moda?
Malwina Wędzikowska: Wszystkim i niczym. Narzędziem do pokazania, kim jesteś albo sposobem na ukrycie się. Zajmuję się modą od 17 lat, oczywiście śledzę na bieżąco trendy, pokazy, każdy przełom. Ale im dłużej się tym zajmuję, tym mocniej wierzę, że moda to komunikat, jaki ogłaszamy światu. W ubraniu można się schować, ale można dzięki niemu nabrać pewności siebie, kobiecości, męskości, profesjonalizmu. Można spełnić swoje marzenia.
Jako stylistka, nie masz wrażenia, że w Polsce ten zawód się nieco umniejsza? Ludzie wciąż postrzegają go jako zabawę w szmatki, bo robią to blogerki modowe, celebrytki znikąd, a u nas często jest tak, że wszystko się wrzuca do jednego worka – dokleja tę samą metkę. Jak jest naprawdę?
Problem w tym, że środowisko samo siebie deprecjonuje i umniejsza. Branża nie wspiera się nawzajem, w środowisku nie szczędzimy sobie uszczypliwości, złośliwości. Problemem są ludzie, którzy tworzą to środowisko. Nie wszyscy, oczywiście. Moda jest sztuką i jako taka może zostać poddana ocenie, ale nie negacji... Przykład – pierwsza okładka polskiego "Vogue’a". Nagle się okazało, że wszyscy są najlepszymi specjalistami w dziedzinie mody i tego, co sprzedaje pismo. Tylko czy każdy potrafiłby wyprodukować magazyn, który się sprzeda? Bardzo długo pracuję na swoją markę, mam opinie bezkompromisowej, bo nigdy nie zgadzam się na pracę w warunkach, które nie zapewnią mi jakości tej pracy: nie pracuję "na wczoraj", w budżecie za trzy złote albo realizując czyjąś wizję w charakterze kuriera. Cenię swoją pracę, szanuję siebie i pieniądze, które ktoś mi płaci.
Powiedziałaś kiedyś, w jednym z wywiadów, że to całe środowisko show biznesowe jest sztuczne, nadmuchane. Jesteś obecnie jego częścią, stałaś się znacznie bardziej widoczna. Nadal uważasz, że to taki balon? Brokat na zewnątrz, a w środku czyjś nieświeży oddech?
Nie powiedziałam, że całe środowisko jest takie. Ale uważam, że show-biznes wymusza pewnego rodzaju grę z widzem. Musisz być zawsze uśmiechnięta, zawsze wypoczęta, bez makijażu wyglądać jak milion dolarów, zawsze w modnych ciuchach, ubrana w najnowsze trendy w drodze do warzywniaka, bo a nuż jakiś paparazzo będzie robił zdjęcie. To jest prawdziwe życie? Nie, to gra, wpisana w zawody, które wiążą się z byciem osobą publiczną. I ja w tym jestem. I jestem i się z siebie śmieję. Na przykład na Instagramie. Żeby złapać dystans, żeby nie dać się zwariować, żeby zachować równowagę.
Jak oceniasz modę w Polsce? Na czym w ogóle polega problem szarości w kraju? My mamy jakieś narodowe zamiłowanie do trumien, śmierci, rozbiorów, ktoś kolorowy jest automatycznie postrzegany jako ufoludek. Jeszcze pokutują w Polakach historyczne zamachy na naszą tożsamość, na naszą kulturę i sztukę. Od światowych wojen po szary PRL. Jak młody polski projektant ma konkurować z paryskimi domami mody, które istnieją i mają się dobrze od XIX wieku?
Najwięcej dobrego dla mody w naszym kraju ostatnio zrobił internet. Nieograniczony dostęp do wszelkich światowych trendów, odwaga, którą zyskujemy, czerpiąc z bezkompromisowych modowych trendsetterów. Kolory ożywiają nasze ulice a co najważniejsze, budują naszą wartość, czynią nas obywatelami świata.
Wymień pięć rzeczy, które lubisz w ulicznych trendach w kraju i pięć, które najchętniej byś zbanowała?
Uwielbiam obserwować stylizacje starszych osób. Ubranych w rzeczy, które mają historię i wiek zbliżony do ich właściciela. Dzisiaj widziałam starszą panią w pikowanym, bawełnianym płaszczu w pudrowym różu za kolano, z kontrastową lamówką. I pomyślałam sobie: pewnie za jakiś czas Isabel Marant coś takiego wypuści w kolekcji i okrzykną to wielkim modowym odkryciem. Wpadają mi w oko ludzie, którzy wyróżniają się z tłumu – czy to nadzwyczajną elegancją, czy nonszalancją. Próbuję odgadnąć, kim ta osoba jest, co chce swoim strojem pokazać. Bo co to są trendy? To marki, które je kreują. A moda czy raczej styl, to dla mnie coś niesłychanie indywidualnego. To odzwierciedlenie filozofii życia.
Co się dzieje z kobietami? Kiedy wracam wspomnieniami do lat 90-tych, czy do dawnych ikon piękna, to widzę, jak my obecnie od nich odstajemy! I to nie kształtem ust czy pup, ale sztucznością.
Szaleństwo w upodabnianiu się do siebie zaczęło się w mediach społecznościowych, gdzie możesz nałożyć filtr na swoją rzeczywistość. Instagram może uzależnić jak alkohol czy hazard. Idziesz za ciosem, chcesz coraz więcej i wyżej, tak jak inni bardziej popularni, a ponieważ, nawet serial możesz oglądać na skróty, robisz sobie twarz podobną do wszystkich, czyli do nikogo. I kompletnie nie liczy się to, że ludzie to jadą po tobie, ważne że ty jedziesz na haju popularności. Pragnienie akceptacji, pogoń za internetowym i życiowym lajkiem sprawiło, że Instagram stał się fabryką klonów. Po co mam być inna, skoro lajkują to, co nazywamy "karpiem". Świat się zatracił w kopiowaniu, zapomnieliśmy, że największą wartością jest nasza unikalność.
Poprawiałaś urodę? Jesteś zwolenniczką medycyny estetycznej, czy preferujesz raczej naturalność?
Zwróciłeś uwagę, że noszę aparat? Tak właśnie poprawiam sobie urodę. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu kobiety, które farbowały włosy, były napiętnowane. Także te, które jako pierwsze depilowały ciało. Kosmetyka, medycyna estetyczna – wszystko jest dla ludzi. Tylko korzystać z tego trzeba z głową. W każdym z nas jest naturalne piękno, chodzi o to, żeby je wydobyć, a nie upodabniać się do aktualnie modnego wzoru czy trendów na Instagramie.
Pogrzebałem trochę w twojej przeszłości. Czy związek z jednym z popularniejszych producentów otwiera drzwi, czy raczej je zamyka? Wiesz, z góry dostaje się taką metkę: tej musiało być łatwiej, bo bankowo przez łóżko.
Gdyby tak było, to ta współpraca zakończyłaby się razem z tą relacją. A trwa.
Gwiazdy w Polsce są wymagające? Mamy upierdliwe divy, z którymi ciężko się pracuje?
Bywa. Ale zdaje sobie sprawę z tego, jak wielka presja towarzyszy pracy w show-biznesie. Bycie na świeczniku to ciężki kawałek chleba. Niektórym fajnie za to płacą, jest fejm, są fani, ale show-biznes ma dwa oblicza. Nie bierze jeńców.
Uchyl mi drzwi od kuchni, skoro plotkujemy – najdziwniejsze zlecenie, jakie otrzymałaś? Pracujesz też z klientami indywidualnymi?
No jasne. I bardzo to lubię. Zamienić człowieka w konia? Zrobić z aktorki muffinkę? Z tancerza torreadora? Z tancerki zrobić hipopotama? Praca kostiumografki to robota od dziwnego do dziwniejszego zlecenia. Archiwum moich kostiumów to magazyn osobliwości.
Pożyczasz, kupujesz, dostajesz? Jakie są blaski pracy stylistki?
Nie pożyczam. Kupuję. Szanuję pracę projektanta i za tę pracę płacę. Jeśli coś na siebie wkładam, w czymś chodzę, to po prostu to lubię. Wybrałam to. Podoba mi się.
Jesteś stylistką w programie "Druga Twarz". W jaki sposób trafiłaś do obsady?
Dostałam tę propozycję i intuicja mi podpowiedziała, że to propozycja nie do odrzucenia. Dzisiaj dziękuję swojej intuicji, Marcinowi Tyszce, za to, że mnie namówił a Alicji Krystyniak i Lidce Kazen za to, że we mnie uwierzyły. Jestem wdzięczna widzom, bo pokazują, że taki projekt jest potrzebny do dialogu, ale przede wszystkim jestem wdzięczna uczestnikom, bo to dzięki nim moja praca nabiera całkiem nowego wymiaru.
Łatwo pracuje się z ludźmi z ulicy i nadwyręża ich własny obraz, zmienia ich i poddaje metamorfozom?
To operacja na otwartym sercu. Tu są ludzkie emocje. W wielu przypadkach to osoby, które zakładają na siebie pancerz czy przebranie, żeby nikt nie miał do nich dostępu. Bardzo często są tak straumatyzowani, że sami nie mają kontaktu ze sobą. Zdjęcie tego pancerza czasem wywołuje atak paniki, agresję, gniew. Ale po to jest ten program, żeby spotkanie z prawdą było pierwszym dniem ich nowego życia.
Największa suma pieniędzy, jaka wydałaś na modę? Co sprawia, że widzisz ciuch, buty, czy cokolwiek innego i myślisz: "Muszę to mieć"? Jakie są największe perełki w twojej garderobie?
Połowę pierwszej pensji wydałam na markowe okulary. Chciałam wiedzieć, jak to jest. No i się dowiedziałam. Fajnie, ale szału nie ma. Wolę wydawać na podróże. Na innych też lubię wydawać, dlatego mam przyjaciół (śmiech). Oczywiście lubię kupować rzeczy ładne. I te do ubrania i te, które ozdabiają mój dom. Jakość kosztuje. Dlatego trzeba bardzo starannie wybierać, co się chce mieć. A szczęścia szukać tam, gdzie się za nie nie płaci.