Nauczyłam się żyć bez pieniędzy
Tułała się po znajomych aż w końcu trafiła do dworku w Szteklinie. Za opiekę nad nim mogła tam zamieszkać. Poznała inne życie. Z dala od gwaru wielkiego miasta. W harmonii z przyrodą i z samym sobą. Spotkała swojego obecnego towarzysza życia, Artura. Wybaczyła tym, którzy ją oszukali. Nauczyła się czerpać z życia małą łyżeczką, a nie od razu wielką chochlą.
Dworek w Szteklinie został sprzedany. Znów musiała szukać domu dla siebie i dzieci. We wsi Lipinki znalazła opuszczony budynek, który należał do nadleśnictwa. Wokół był las a do najbliższych zabudowań kilka kilometrów. Z właściwym sobie zapałem szybko „udomowiła” wnętrze tej rudery i zamieszkała z rodziną.
- Siedzieliśmy w tych lasach i nie mieliśmy najzwyczajniej z czego żyć. Trudno było utrzymać się ze zbierania grzybów i jagód. W okolicy panuje ogromne bezrobocie. Nie miałam nic - jak przysłowiowy amerykański pucybut na początku swojej drogi do milionów. Pomógł - jak bywa w życiu - przypadek.
Głęboko wierzę w to, że wszystko odbywa się w zaplanowanej z góry kolejności i czasie. Znajomy wójt z Bukowiny założył firmę produkującą drewniane domki dla ptaków. Odbiorcą była polska firma, która eksportowała je do Niemiec. Widząc, że szukam jakiegoś zajęcia, zaproponował mi, żebym zrobiła swój własny projekt. Spodobał się i zaczęliśmy wspólnie robić te domki.