"Nie moje mieszkanie, nie spłacamy razem kredytu". Romantyczny związek można mieć, dbając o własny komfort finansowy
– Jak się wprowadzałam do mieszkania chłopaka, mama doradziła mi, abym nie pracowała na czyjś majątek i pamiętała o sobie. Wzięłam to do serca – mówi redakcji WP Kobieta Dominika. Z kolei Agata nie zabezpieczyła się odpowiednio przy zakupie nieruchomości z narzeczonym. Pomogła mu z wkładem własnym i remontem, gdy zginął tragicznie, została z niczym.
25.03.2021 14:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
29-letnia Dominika od 5 lat mieszka ze swoim partnerem w jego mieszkaniu. Choć wielokrotnie poruszał temat dołożenia się przez nią do miesięcznej raty kredytu, konsekwentnie odmawia. – Mój chłopak Bartek ma kredyt na siebie, jest też jedynym właścicielem nieruchomości na warszawskiej Woli, w której we dwójkę mieszkamy. Jak się urządzaliśmy w tym mieszkaniu, od razu powiedziałam, że będę partycypowała tylko w kosztach czynszu i bieżących opłatach. Dodatkowo kupiłam do mieszkania lodówkę i zmywarkę. Na te rzeczy wzięłam rachunki imienne – mówi nam 29-latka.
"Nie pracuj na czyjś majątek"
Dominika dodaje, że mieszkanie zostało kupione przez jej partnera po roku wspólnej relacji. Tłumaczy, że Bartek miał nadzieje, że jego partnerka i współlokatorka będzie dokładała się do raty kredytu. – Akurat myśleliśmy o wspólnym zamieszkaniu, więc ucieszyłam się, że kupuje nieruchomość. Nie myślałam nad tym, aby płacić część jego raty kredytu co miesiąc, choć słyszałam ze strony mojego chłopaka, że tak robią inne pary – mówi nam Dominika.
Podkreśla, że z perspektywy czasu wie, że to dobry układ. – Dwukrotnie wyprowadzałam się z mieszkania Bartka po sprzeczkach. On miał problemy emocjonalne, z którymi musiał sobie poradzić. Cieszyłam się wówczas, że nie mamy mieszkania na spółkę, że mogłam wynająć sobie pokój w pobliżu i przeczekać kryzys – ocenia.
Obecnie układa im się bardzo dobrze, ale lekcja na przyszłość pozostała. – Póki co, nie planujemy powiększenia rodziny. Skupiamy się na pracy i na sobie. Kiedy za jakiś czas dojdzie do deklaracji typu "pobierzmy się", pomyślimy o wspólnej nieruchomości. Wówczas weźmiemy wspólny kredyt i dołożymy się po równo na wkład własny – wylicza 29-latka, która obecnie żyje w wolnym związku.
Na pytanie, skąd takie racjonalne podejście, Dominika odpowiada, że mama ją tego nauczyła. – Wychowywała mnie i brata sama. Zawsze powtarzała, że w życiu najważniejsza jest praca, czyli własny dochód oraz życie możliwie bez kredytów, oprócz tego mieszkaniowego. Jak się wprowadzałam do chłopaka, doradzała mi, abym myślała o sobie, o własnych czterech kątach, a nie pracowała na czyjś majątek. Wzięłam to sobie do serca – podsumowuje.
Aleksandra Danuta Romanek, właścicielka biura nieruchomości "Roomsy" podkreśla, że w swojej pracy nieraz miała do czynienia z kobietami, które nie zadbały o finanse w związku. Jak dochodziło do rozstania, zostawały bez mieszkania, udziałów i sprzętu, w który zainwestowały. – W związkach nieformalnych często zdarza się, że to mężczyzna pracujący i zarabiający ma zdolność kredytową i kupuje nieruchomość na siebie. Z jego konta bankowego są opłacane rachunki. Przy ewentualnym rozstaniu kobieta, która założyła rodzinę z takim mężczyzną, zostaje z niczym. Obserwowałam takie sytuacje u klientów i znajomych – mówi Romanek.
– Jednym z elementów zabezpieczających na wypadek rozstania będzie nabycie nieruchomości wspólnie. Drugim elementem będzie opłacanie części rachunków, podczas wspólnego mieszkania ze swojego konta. To pozwoli później wykazać, że osoba partycypowała w kosztach utrzymania nieruchomości. Tym samym ubiegać się o zwrot poniesionego wkładu – zaznacza specjalistka.
Dodaje, że w rodzinach, w których kobieta pozostaje z partnerem w związku, a wychowuje dzieci i nie zarabia, warto zadbać o tzw. zdrowe relacje finansowe. –  Wiele kobiet, z tego co widzę w codziennej pracy, nie zabezpiecza się odpowiednio. Dbałość o dobre relacje finansowe to np. otrzymywanie wynagrodzenia za opiekę nad dziećmi – podkreśla Romanek.
"Gdy zginął zostałam z niczym"
Agata miała szansę na odzyskanie długu, który zaciągnął wobec niej tragicznie zmarły narzeczony - wolała jednak odpuścić. – Kupiliśmy mieszkanie na niego. Niestety zginął, a ja zostałam z niczym. Nauczyłam się tego, że zawsze warto się zabezpieczać. Mój wkład własny przepadł. Sprzęty oraz meble, w które zainwestowałam również – powiedziała nam 33-latka. Dodała, że choć miała rachunki imienne, potwierdzenia przelewów nie odzyskała pieniędzy od rodziny zmarłego. – Na walkę w sądzie po takiej stracie nie miałam siły – tłumaczy.
Radca prawny Joanna Hetman-Krajewska mówi w rozmowie z nami, że to romantyczne podejście do związku często gubi kobiety. – W krajach zachodnich ludzie jednak bardziej racjonalnie patrzą na te sprawy. Ważna jest relacja, ale ona ma też swój aspekt finansowy i trzeba umieć go dostrzegać i racjonalnie rozwiązywać. Trzeba po prostu umieć rozmawiać o pieniądzach, to eliminuje problemy w przyszłości. Niejeden związek rozpada się przez niedopowiedzenia i nieporozumienia w kwestiach finansowych – ocenia adwokatka.
Odnosząc się do kwestii inwestowania w nieswoje mieszkanie, mówi: "Najtrudniejsza jest sytuacja, kiedy jedna strona daje swoje, nawet niewielkie oszczędności, na zakup mieszkania partnera. Czasami niemożliwe jest, aby po rozstaniu odzyskać ten wkład. Trzeba byłoby udowodnić, że udzieliło się partnerowi pożyczki. Sąd może jednak to potraktować jako darowiznę, a to jest czynność prawna, w przypadku której nie można liczyć na zwrot". Komentując sprawę śmierci partnera, który zaciągnął wobec nas dług, mówi, że to dług spadkowy, który można odzyskać na drodze sądowej.
"Wzięłam kredyt z tatą"
Malwina jeszcze nie była w związku małżeńskim, kiedy brała kredyt na mieszkanie. Choć miała partnera zdecydowała, że współkredytobiorcą będzie tata. – Mój obecny mąż nie ma nic do mieszkania – mówi kobieta. – Nieruchomość kupiłam biorąc udział w projekcie "Mieszkanie dla młodych", nie musiałam mieć wkładu – dodaje. Jak tłumaczy, takie rozwiązanie sprawy eliminuje konflikty w ich relacji. – Mąż nie dołożył się do mieszkania, po ślubie nie mogłam go też dopisać do kredytu, bo nie ma zdolności kredytowej. Jesteśmy zgodni co do tego, że powinnam być jedyną właścicielką – wyjaśnia.
– Kupiliśmy z narzeczonym mieszkanie na pół i tak też mamy sporządzony akt notarialny. Wszystkiego dorabialiśmy się sami pracując za granicą, remont, meble i wszystko inne kupowaliśmy wspólnie – mówi z kolei Anna Szatkowska.
Nie planują rozstania, a raczej ślub, ale w razie problemów w związku, są zabezpieczeni. – Nie mamy kredytu, mieszkanie kupiliśmy za gotówkę. W razie, jakby coś poszło nie tak w naszej relacji, sprzedajemy nieruchomość i dzielimy się zyskiem – tłumaczy Szatkowska.
Zapytaliśmy prawniczki i agentki nieruchomości, jakie jest najzdrowsze rozwiązanie dla związku, w przypadku wspólnego zakupu nieruchomości. – Praktycznym rozwiązaniem jest kupno mieszkania na współwłasność, aby nie było tak, że jedna osoba ma mieszkanie, a druga w nie inwestuje. Tak się niestety zdarza i to jest trudne doświadczenie. Trzeba wówczas wykazać np. że udzieliło się partnerowi bądź byłemu partnerowi pożyczki, jeżeli ten (bądź ta) nie chce się polubownie dogadać – mówi Joanna Hetman-Krajewska, radca prawny z Kancelarii Prawniczej Patrimonium.
– Najzdrowsze jest wspólne składanie się na ratę kredytu i wszystkie inne opłaty. Jeżeli się kochamy - wszystko jest dobrze, jeżeli zaczyna się coś psuć, trzeba zajrzeć do umów i dokumentów – te są na złe czasy – podsumowuje z kolei Aleksandrą Danut Romanek.