Blisko ludzi"Nie trzeba być męskim, żeby czuć się mężczyzną”. Aleksy chce wyglądać jak lalka Barbie

"Nie trzeba być męskim, żeby czuć się mężczyzną”. Aleksy chce wyglądać jak lalka Barbie

"Nie trzeba być męskim, żeby czuć się mężczyzną”. Aleksy chce wyglądać jak lalka Barbie
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Helena Łygas
12.02.2019 08:59, aktualizacja: 13.02.2019 09:53

Biały piesek w sukience, chłopiec w skarpetkach Gucci i koronie księżniczki, jacuzzi z widokiem na Pałac Kultury. To kadry z Instagrama Aleksego Karsza, jednego z najzdolniejszych polskich fryzjerów. Mówią o nim chłopiec-laleczka. Żeby tak wyglądać, wydał kilkaset tysięcy złotych.

Jego pierwszą klientką była Kelly. Seksowna, ale bardzo dziewczęca Amerykanka. Zadarty nos, ogromne błękitne oczy. Do tego talia osy i platynowe włosy do pasa. Z ufnością oddawała się w ręce Aleksa, a przynajmniej nie protestowała. Z tej prostej przyczyny, że była lalką Barbie.

Kilkanaście lat później Aleksy zaniesie ją na konsultacje do chirurga plastycznego, żeby wytłumaczyć, o jaki efekt mu chodzi. Chce wyglądać tak, jak wyglądałoby dziecko Kelly.

Dla chłopca wychowującego się w bloku pamiętającym głęboką komunę, Barbie była postacią ze snu. Obietnicą pięknego, kolorowego życia, które gdzieś się toczy, ale akurat nie w Bydgoszczy.

Obraz
© Aleksy Karsz

Kelly from the block

Tymczasem jest rok 1998, a Kelly mieszka na klatce schodowej. Aleksy chowa ją w skrzynce z licznikami. Jego rodzice wściekają się, kiedy widzą, że ich jedyny syn bawi się lalkami. Nie przyjmują tłumaczeń, że tylko je czesze. Z zabaw, które akceptują, pozostaje rysowanie. A że rysuje tylko twarze lalek i fryzury? Trudno. "Przejdzie mu" – machają ręką.

Nie przechodzi. Ani z lalkami, ani z włosami. Aleksy składa papiery do zawodówki fryzjerskiej. Dyrektorka bierze go na stronę i mówi, że z takim świadectwem powinien wybrać inną szkołę. Między Aleksym, a drugą najlepszą osobą biorącą udział w rekrutacji, jest kilkadziesiąt punktów różnicy.

Ale Karszowi nie zależy na maturze, tylko na zajęciach praktycznych. Tych technikum fryzjerskie oferuje nieporównywalnie mniej. Dyrektorka prosi o numer do jego rodziców. Ustalają, że Aleksy będzie chodził do technikum wieczorowego – żeby zdać maturę i do zawodówki – żeby mieć fach w ręku.

Obraz
© Instagram.com | Aleksy Karsz

Mahoń i trwała

W wakacje przesiaduje w osiedlowym salonie fryzjerskim. Szampony i lakiery są z tych najtańszych, a życzenia klientek - lata świetlne od aktualnych trendów. Zamiata włosy i czyści szczotki z zapałem godnym lepszej sprawy. Potem puka do drzwi salonu w centrum Bydgoszczy. Po miesiącu właścicielka sadza przed nim pierwszą klientkę. W wieku 15 lat Aleksy będzie miał ich kilkadziesiąt.

Wyróżnia się też w szkole. Nauczyciele zaczynają mówić na otoczonego wianuszkiem koleżanek Aleksego "stylista i jego smerfetki".

Co roku troje najlepszych uczniów wysyła się na ogólnopolskie konkursy fryzjerskie. Aleksy jedzie już w pierwszej klasie. Jest najmłodszy i najniższy, ale wygrywa konkurs za konkursem. Po jednym z nich podchodzi do niego Leszek Czajka, legenda polskiego fryzjerstwa. Daje 16-latkowi wizytówkę i każe przyjechać do Warszawy po dyplomie. Dwa lata później Aleksy zaczyna pracę w Atelier Czajki na Nowogrodzkiej. Sztukaterie i złote kandelabry go onieśmielają. Znowu jest najmłodszy.

Obraz
© Archiwum prywatne

Dobrze strzyc to jedno

Klientki biorą go za stażystę. Zapisują się do "pana Aleksego", a tu drobny nastolatek w trampkach. Musi w tempie ekspresowym nauczyć się nielicującej z wiekiem powagi. Żadnych min, żarcików, żadnego telefonu. Tylko profesjonalne słownictwo, chłodna analiza i argumenty – dlaczego grzywka to dobry pomysł, a refleksy słaby i tak dalej. Tego wszystkiego uczy się od swojego mentora.

Dobrze strzyc to jedno, ale zachowywać się z klasą i sprawiać, żeby kobitey czuły się świetnie to zupełnie inna para kaloszy. Wkrótce liczbą wiernych klientek może konkurować tylko z Czajką. Mimo to zarabia najmniej. Odchodzi po trzech latach.

- Byłem chłopakiem po zawodówce, z niezbyt bogatej rodziny. Często nie miałem pojęcia, o czym mówią klientki. Padały nazwy niszowych marek, albo miejsc tak egzotycznych, że nie ma ich w ofertach biur podróży – wspomina Aleksy.

Trudno w to uwierzyć, kiedy ogląda się jego zdjęcia. Buty Balenciagi, plecaki Louis Vuitton, kosmetyki Chanel, do tego stylowe mieszkanie w Centrum. No i zdjęcia z gwiazdami z pierwszych stron gazet.

Najczęściej z Dodą, jego wierną, ale i ulubioną klientką. To pod opieką Aleksego wróciła do naturalnego koloru włosów. Przekonał ją też do dziewczęcej grzywki. Nie było trudno, wzorowali się na Brigitte Bardot, którą oboje ubóstwiają.

- Nie znam drugiej tak ciepłej, lojalnej i honorowej osoby. W show biznesie nie ma hamulców, jeśli chodzi o wyśmiewanie ludzi, których nazywa się przyjaciółmi i podkładanie świń konkurencji. Ona nigdy tego nie robi, to głupio zabrzmi, ale Doda jest po prostu dobrym człowiekiem – opowiada Aleksy.

Obraz
© Aleksy Karsz

Lista sław, które czesał Aleksy jest bardzo długa. Dziś pracuje indywidualnie, sam na sam z klientką. Bierze też dużo kreatywnych zleceń - teledyski, programy rozrywkowe, sesje zdjęciowe. Strzyżenie z koloryzacją kosztuje u niego ponad 400 złotych, ale chętnych jest więcej niż wolnych terminów.

Wyspecjalizował się w blondach, bo kocha jasne włosy. Kojarzą mu się z delikatnością. A w kwestii estetyki nie ma dla niego nic piękniejszego niż właśnie delikatność. Stąd operacje. Chociaż nie tylko.

Kiedy cię widzę, to się wstydzę

Nastoletni Aleksy uwielbiał wszystko, co można określić mianem "urocze", wciąż czesał swoje lalki. Od dziecka był naiwny, zbyt ufny, do tego bardzo wrażliwy, żeby nie powiedzieć - przewrażliwiony. Wybuchał płaczem z byle powodu. Pies przejechany przez samochód, czwórka zamiast piątki albo krzyk ojca i zalewał się łzami. Nie przeszło mu z wiekiem.

Do tego grzeczny, z dobrymi ocenami i dziwnymi, jak na bydgoskie standardy, ubraniami. Z jednej strony czuł, że jest poważniejszy od rówieśników, z drugiej, że ma w sobie wciąż dużo z dziecka. Umiejętność zachwycania się kolorem nieba albo gestem przechodnia, naiwną odwagę. I to nieznośne i trudne do wytłumaczenia przekonanie, że jeśli będzie chciał gwiazdkę z nieba i marzył o niej wystarczająco mocno, to ją dostanie. Tymczasem w lustrze widział ostre rysy, zacięty wyraz twarzy.

– Byłem brzydkim dzieckiem. Potem zacząłem mężnieć. Mocna szczęka i kości policzkowe, wielki nos, wąskie usta. Wydawałem się sobie odrażający i postanowiłem to zmienić. Pierwsze oszczędzone pieniądze wydałem na korektę nosa. Właściwie nie było różnicy. Kolejna operacja i było lepiej, ale nadal nie tak – opowiada Aleksy.

Po trzeciej operacji stwierdził, że nie będzie się bawił w akceptowalne społecznie półśrodki. Przestanie w momencie, w którym w lustrze rozpozna siebie. A raczej – tę delikatność i naiwność, która komplikowała mu życie, ale i była paliwem. Dopiero teraz, kiedy ma 25 lat, czuje kompatybilność tego, jak odbierają go ludzie z tym, kim się czuje.

Obraz
© Archiwum prywatne

Chłopiec w różowym czadorze

Przemiana w dolly boya nie obeszła się bez stadium poczwarki. Dwa lata temu Aleksy był już po operacji zmniejszenia uszu, żuchwy, korekcie ust typu lip lift. Problem wciąż stanowił nos. W Europie robi się raczej korekty, a jemu zależało na całkowitej zmianie kształtu.

Znalazł chirurga z Iranu, który wykonywał tego typu zabiegi, zdjęcia pooperacyjne jego pacjentek były imponujące. Dr Hamid pisał o sobie, że jego specjalnością są zabiegi typu doll face. Aleksy zaczął korespondować z kliniką, poprosił o wycenę.

Kiedy szczegóły zostały dogadane, kupił bilety – przez Dubaj do Teheranu, a potem do kliniki na jednej z wysp. Już na lotnisku musiał przebrać się w kobiecy strój – czador i burkę. Pomyślał, że to dla jego bezpieczeństwa. W końcu nie wyglądał jak typowy mężczyzna, a właśnie wjeżdżał do państwa islamskiego o bardzo restrykcyjnym prawie.

W szpitalu wypełnił stertę dokumentów, wszędzie zakreślając "M" – man, czyli mężczyzna. Obsługa szpitala robiła odbitki jego paszportu, w którym rzecz jasna figurowała płeć. Aleksy nie podejrzewał, że ktokolwiek bierze go za dziewczynę, nawet kiedy trafił w różowym czadorze na oddział kobiecy.

„Bezpieczeństwo” - myślał. Koniec końców był w Iranie. Po zabiegu obudził się obolały jak nigdy wcześniej. Pierwsze, co zapamiętał, to głos koleżanki, która z nim poleciała. „Aleks, nie jest dobrze ".

Mimo że zabieg trwał dwie godziny, lekarz podał mu narkozę, która ścięła go z nóg na 16 godzin. Kilka miesięcy potem zrozumiał dlaczego. Na amerykańskim forum poświęconym wyjazdom na zabiegi znalazł relacje kobiet, które budziły się na stole operacyjnym dr Hamida.

Oprócz obecności Ani zarejestrował, że ktoś zmienił mu strój z różowego na niebieski. Okazało się, że w trakcie zabiegu lekarz zorientował się, że Aleksy nie jest dziewczyną. Biorąc pod uwagę, jak był przygotowywany do zabiegu, chirurg musiał go obmacywać. Prawdopodobnie po tym postanowił zoperować go zupełnie inaczej.

Obraz
© Aleksy Karsz

Złośliwa fuszerka

Aleks do dziś nie ma pojęcia, czy to była złośliwość, fuszerka, czy wszystko na raz. Tuż po wybudzeniu został wypisany ze szpitala i przewieziony do hotelu. Nikt nie zadał sobie trudu, żeby obmyć go z krwi, której zakrzepy starła z niego w hotelu Ania.

Lekarz wręczył jej bez słowa torbę leków. Powiedział, że wróci za dwa dni wyjąć setony, czyli długie tampony, które umieszcza się w nozdrzach podczas operacji.
Aleksy zapadł w półsen, a jego Ania odkryła, że ulotki dołączone do leków są tylko po arabsku. Nie dało się tego nawet wygoogle'ować. A nawet gdyby się dało – w hotelu nie było internetu.

Lekarz wrócił dopiero po 10 dniach. Setony do tego czasu zdążyły wrosnąć w górne drogi oddechowe. Trzeba było wyrywać je siłą, razem z kawałkami mięsa. Aleksy poprosił o kartę wypisu ze szpitala. Usłyszał, że została wyrzucona. Na tym etapie nikt już nie był dla nikogo miły.

Kolejne problemy pojawiły się na lotnisku. Chłopak o posturze dziewczyny z opuchniętą, zaklejoną szczelnie twarzą budził sensację. Kontrolowano go kilkanaście razy, przetrząsano bagaż, kazano się rozbierać, obmacywano. Ania chlipała w kącie. Aleksy był potulny, chciał już tylko wyjechać z Iranu. Kiedy wreszcie usiadł w samolocie cały się trząsł. Mimo wszystko myślał, że jakoś to wszystko się ułoży.

W Polsce poszedł na ściągnięcie szwów. Lekarze tylko kręcili głowami. Aleksy korespondował z dr Hamidem. Odpisał, że lokalni lekarze nie znają "nowych metod".

Po roku Aleksy nadal nie mógł oddychać, a nos rósł w oczach. Poszedł na prześwietlenie. Okazało się, że chirurg całkowicie wyciął chrząstki i zastąpił je silikonem, który rozciągnął się wraz z bliznami. Aleksy czuł się fatalnie fizycznie i psychicznie, ale musiał pracować. W Iranie ceny zabiegów i "opieki" zostały nagle zawyżone, a kiedy protestował, okazało się, że nikt nie rozumie słowa po angielsku. Wydał wszystkie oszczędności.

Długo nie mógł znaleźć lekarza, który podjąłby się korekty tego, co zostało spartaczone w Iranie. Udało się w dopiero w listopadzie 2018, w Turcji.

Pozwał dr Hamida, który w między czasie stracił prawo wykonywania zawodu. Skarg z różnych stron świata było mnóstwo. Okazało się, że zdjęcia efektów operacji na stronie kliniki były sfabrykowane.

Obraz
© Aleksy Karsz

Niewinny sen pedofila

Aleksy wygląda jak 15-latek. A raczej jak nastolatek z buzią 5-latka. Na jego Instagramie długo dominowały słodkie zdjęcia, piesek Kylie, cytaty z pamiętnika, który prowadzi od lat, zdjęcia kosmetyków, lalek. Obserwowały go głównie dziewczynki, które brały go za rówieśnika.

Aleksy postanowił wykreować mniej jednoznaczny wizerunek. Zaczął dzielić się zdjęciami z pracy, a ostatnio także stylizowanymi kadrami w bieliźnie. To rodzaj prowokacji, a przynajmniej tak mówi Aleksy. Jakby nie było, rzeczywiście może szokować.

Oto wychudzony chłopiec o twarz lalki przegina się w quasi-erotycznych pozach. Momentami ma się wrażenie, że to rodzaj performansu dla pedofili. Aleksy śmieje się z moich skojarzeń.

- Widzisz, to jest kontrolowana kreacja. Moja postać jest cukierkowa, ale niejednoznaczna. Nie jestem wulgarny, nigdy nie byłem, nienawidzę przeklinania, przemocy. To moja twarz i moje ciało, których się nie wstydzę. Skojarzenie wypływa od obserwującego. To, co pokazuję, nie różni się niczym od tego, co publikują miliony dziewczyn. Wiele osób to dziwi, ale czuję się jednoznacznie mężczyzną. No, może bardziej chłopakiem – śmieje się Aleksy.

Nie znosi, gdy ktoś bierze go za dziewczynę. Nie trzeba być męskim, żeby czuć się mężczyzną. Dodaje jednak, że rzeczywiście jego zdjęcia przyciągają ostatnio pedofili. Zmienił ustawienia konta na prywatne.

- Tyle do ciebie piszą? – pytam.

- Wysyłają mi nagie zdjęcia, filmy, proponują pieniądze, chcą wysyłać paczki. Blokuję takie osoby. Przez moment to może i było zabawne, ale jeśli odczytujesz kilkadziesiąt tego typu wiadomości, czujesz obrzydzenie. Stawiam, że oni nie mają pojęcia, ile mam lat i czym się zajmuję. Dla nich jestem fantazmatem nakręcającym ich chorą wyobraźnię – peszy się Aleksy. To wszystko jest dalekie od niewinności, o której marzył.

Obraz
© Aleksy Karsz

"A small paradise of childhood dreams protect me from evil" – "Mały raj dziecięcych marzeń chroni mnie od zła" - napisał kiedyś w pamiętniku Aleks. Lalki, kucyki pony, kredki bambino, piesek. Artefakty z wymarzonego dzieciństwa zapewniają mu poczucie bezpieczeństwa. Traktuje je jak amulety. Zapewnienie, że gdzieś tam są jeszcze rzeczy proste i niewinne. Czysta radość, nieobarczona kosztami.

W taki amulet zamienił też własną twarz. To spektakl, który tworzy i podziwia. Bo tak naprawdę zawsze chodziło o kreowanie rzeczywistości. Jak najdalej od szarzyzny.

Przeczytaj także:

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (78)
Zobacz także