Blisko ludziO wojnie, którą matki z emerytkami w komunikacji miejskiej wiodą

O wojnie, którą matki z emerytkami w komunikacji miejskiej wiodą

"Sadzać czy nie sadzać, to wielkie pytanie" – mogłaby zamyślić się niejedna Matka Polka w komunikacji miejskiej. Zamiast na czaszkę, spoglądając na główkę juniora. Odwieczny konflikt młodych i starych w autobusach i tramwajach powraca w nowym wydaniu.

O wojnie, którą matki z emerytkami w komunikacji miejskiej wiodą
Źródło zdjęć: © 123RF
Helena Łygas

19.11.2018 | aktual.: 21.11.2018 09:40

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Nie dalej jak wczoraj byłam świadkiem osobliwej scenki. Okutana w trzymetrowy szal dziewczyna wbiegła do tramwaju z dzieckiem na rękach. Chciała usadzić siebie i syna na przeciwległych fotelach, zanim inni pasażerowie wdrapią się po schodkach. Traf chciał, że nad nimi stanęła starsza pani. Jedna z tych, które z dumą obnoszą kołnierze z wyliniałych lisów i dorysowane brwi. Takie kobiety nie wdają się w awantury, ale patrzeć wymownie i chrząkać, to one potrafią.

Podobnie było tym razem. Emerytka nienawistnie patrzyła na chłopca i mamrotała coś pod nosem. Wystarczyły dwa przystanki, żeby matka zaczęła wyjaśniać, że syn ma pięć lat, niedawno był przeziębiony, a w ogóle to jazda komunikacją miejską jest bardzo niebezpieczna dla dzieci. W końcu mogą się przewrócić i wybić zęby. Staruszka w dyskusję się nie wdała, prychnęła po raz ostatni i wysiadła. Matka, chyba skruszona tym jednostronnym sporem, posadziła sobie syna na kolanach.

Z biletami komunikacji miejskiej jest trochę jak z kartkami na mięso. Niby potwierdzają, że coś nam z tytułu ich posiadania przysługuje, ale w praktyce bywa różnie. Dorwanie miejsca siedzącego w godzinach szczytu jest porównywalnym wyczynem, co zdobycie polędwicy wołowej w 1984. Kiedy już-już mogłoby się wydawać, że fotel jest nasz, zaczynamy się rozglądać.

Instynkt łowczy popychający do polowania na fotele rozbija się o zadanie matematyczne z wieloma niewiadomymi. Jeśli kobieta Z ma trzy siatki, to czy miejsce przysługuje jej bardziej niż nastolatce Y z plecakiem i dwoma psami? A może wypada ustąpić obcokrajowcowi X z gigantyczną walizką? Do tego dochodzi jeszcze koronna zmienna – wiek towarzyszy podróży.

Niektórzy pasażerowie, zapewne wspominając matematyczne traumy ze szkoły, poddają się i opadają na siedzenia nim rozwiążą łamigłówkę. Inni ustępują wedle tego, co wyszło im z rachunków. Przed najtrudniejszym zadaniem stają jednak kobiety (przeważnie one) z małymi dziećmi. Na forach dla matek sporów dotyczących tego, co zrobić z najmłodszymi w komunikacji miejskiej, nie brakuje.

Punkt widzenia zależy, nomen omen, od punktu siedzenia. I tak siedzące bronią siedzenia, powołując się na wyższy organ – serce matki. Stojące zaś bronią stania, a ich mantrą jest kindersztuba. Niezależnie od obranej taktyki, kobiety narzekają na okropne, roszczeniowe staruszki, jak gdyby zapominając, że przeważnie w komunikacji miejskiej przekrój pasażerów jest znacznie szerszy.

O zdanie pytam Dorotę Zawadzką, szerszemu gronu znaną z programu "Superniania". Psycholożka rozwojowa wspomina, że jako dziecko była uczona bezwzględnego ustępowania miejsca osobom starszym. Dla jej pokolenia to, że dziecko stoi w komunikacji miejskiej, było oczywistością nad którą nikt specjalnie się nie zastanawiał. Przyznaje jednak, że kiedy została matką, zaczęła mieć podobne dylematy.

- Najpierw dziecko siedzi w wózku, więc nie ma problemu, ale kiedy zaczyna chodzić, kobiety rzeczywiście niejednokrotnie są postawione w niekomfortowej sytuacji. Przede wszystkim nie ma sensu sadzać 2- czy 3-latka samego. Nie tylko anektujemy dla siebie i dziecka dwa razy więcej przestrzeni, ale i wcale nie zapewniamy mu bezpieczeństwa. Maluch nietrzymany przez dorosłego może sobie zrobić krzywdę, na przykład uderzając w oparcie fotela przed sobą. Na co dzień często zapominamy o tym, że nieznajomą osobę można najzwyczajniej w świecie poprosić o przysługę. Powiedzieć, że jest się z dzieckiem i zapytać, czy byłaby tak miła i ustąpiła miejsca. Ludzie są znacznie sympatyczniejsi i skorzy do pomocy, niż może się nam wydawać. Takie sprawy można załatwić w sposób cywilizowany, zamiast wszczynać awanturę – komentuje Zawadzka.

Zdaniem psycholożki polskie matki często przesadnie niepokoją się o dzieci, zamiast uczyć je samodzielności. Sześcio- czy siedmiolatek spokojnie jest w stanie ustać nawet dłuższą chwilę w autobusie. Warto uczyć dzieci codziennego savoir-vivre'u, ale też po prostu funkcjonowania w komunikacji miejskiej. W końcu umiejętności złapania się poręczy tak, żeby nie upaść, albo wybrania dogodnego miejsca, nie są wrodzone.

- Warto omówić z dzieckiem to, komu i dlaczego ustępować miejsca w komunikacji miejskiej. Osobiście mam problem z tłumaczeniem, że komuś należy się szacunek wyłącznie ze względu na wiek. To nie jest prawdziwy szacunek, tylko pusty slogan. Powinniśmy raczej uczyć dzieci empatii. Żyłoby się nam wszystkim lepiej, gdybyśmy zamiast zastanawiać się nad tym co "wypada", myśleli o tym, że komuś może być zwyczajnie ciężko. Niezależnie od tego, czy jest obładowany zakupami, w podeszłym wieku czy w ciąży – mówi psycholożka.

Zawadzką rażą sytuacje, w których matka czy babka na wolnym fotelu sadza całkiem samodzielne już dziecko. Jej zdaniem przekaz z nich płynący jest niewychowawczy, żeby nie powiedzieć – demoralizujący. Wysyła młodemu człowiekowi sygnał, że jest w centrum zainteresowania, a jego komfort jest najważniejszy.

Kochamy oddawać się arytmetyce w komunikacji miejskiej, o ile usprawiedliwia nasze prawo do zajęcia miejsca siedzącego. Taka już nasza wygodnicka natura. Tyle że prawdziwej potrzeby komfortu współpasażerów zmierzyć nie sposób. Być może 25-latek z anginą po 10 godzinach w pracy i godzinie w kolejce bardziej potrzebuje fotela niż emerytka przejeżdżająca dwa przystanki do apteki. Trudno to wszystko stwierdzić na oko, a tramwajowego wywiadu środowiskowego przecież nie przeprowadzimy.

Jak mówił Bartoszewski (a tak naprawdę, jak napisał Słonimski, którego słowa Bartoszewski jedynie sparafrazował) – "Jeśli nie wiesz, jak się zachować, to na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie". Tego zdaje się powinniśmy uczyć dzieci, zamiast praktykować na ich oczach ZTM-owski relatywizm moralny.

Przeczytaj także:

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (953)