Blisko ludziObywatelka Krystyna. Pozwała Kaczyńskiego. Dziś mówi: jestem za stara, żeby się bać

Obywatelka Krystyna. Pozwała Kaczyńskiego. Dziś mówi: jestem za stara, żeby się bać

Ma 55 lat. Na co dzień opiekuje się niepełnosprawnym wnukiem. Wcześniej w Bydgoszczy pewnie nikt nie kojarzył Krystyny Malinowskiej. Może sąsiedzi. Dziś obywatelka Krystyna jest na ustach całego kraju. Wytoczyła pozew przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu. Dopiero co odbyła się pierwsza rozprawa.

Obywatelka Krystyna. Pozwała Kaczyńskiego. Dziś mówi: jestem za stara, żeby się bać
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta
Magdalena Drozdek

19.12.2017 | aktual.: 08.03.2019 13:24

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jako jedyna w Polsce pozwała z sukcesem Jarosława Kaczyńskiego. Chce przeprosin za "najgorszy sort Polaków". - Ten nawyk donoszenia na Polskę za granicę. W Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej. To jest w genach niektórych ludzi, tego najgorszego sortu Polaków. Ten najgorszy sort właśnie w tej chwili jest niesłychanie aktywny, bo czuje się zagrożony - mówił wówczas prezes PiS.

15 grudnia zaczął się proces w tej sprawie. Dziś telefon Malinowskiej nie przestaje dzwonić.

- Myśli pani, że Jarosław Kaczyński odpowie rzeczywiście za "gorszy sort"? - pytam.

- Nie wiem, czy odpowie za te słowa formalnie, ale moralnie to tak. Formalnie to trzeba by wystąpić o uchylenie immunitetu, co jest niewykonalne. Moim zdaniem w procesach cywilnych immunitet nie powinien w ogóle chronić posłów. Ci zasłaniają się immunitetami i są właściwie bezkarni. Nie wiem, czy wykonywanie zawodu posła polega na tym, by obrażać ludzi i być bezkarnym? Bo na to tu wychodzi - przyznaje Krystyna Malinowska.

Sprawa zaczęła się w grudniu 2015 roku, gdy złożyła zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Zawiadomienie oddalono. Dlaczego? Prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa i nie widziała konieczności prowadzenia sprawy. Po tej odpowiedzi złożyła pozew cywilny. Tak się zaczęło. Co chwilę otrzymywała pisma z sądu, że cały czas brakuje jakichś informacji. - Nie jestem prawnikiem, więc nie wiedziałam, jak to dobrze przygotować. Ale dokumenty skrupulatnie donosiłam. Wystąpiłam o zwolnienie z kosztów powyżej 50 złotych, o przyznanie mi adwokata z urzędu. Tu akurat mój wniosek nie znalazł poparcia w oczach sądu ze względu na to, że podobno zbyt dobrze argumentuję swoje żądania - prawników, którzy usiedliby obok niej na sali rozpraw musiała szukać sama.

Wcześniejsze wnioski innych osób były oddalane. - Tylko mi udało się doprowadzić tę sprawę na salę sądową. Powiem tak, ja się poczułam bardzo urażona słowami prezesa PiS. Z kontekstu wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego wynikało, że tym gorszym sortem są ludzie, którzy donoszą na Polskę Unii Europejskiej. Pisałam list do przedstawicieli UE, do wysokich komisarzy, który był zatytułowany "Krzyk rozpaczy". Tłumaczyłam go na angielski, francuski tylko po to, by zwrócić uwagę europarlamentarzystów na to, że w Polsce dzieją się złe rzeczy. Bardzo osobiście zostałam dotknięta. Bo przez to, że poinformowałam władze Unii Europejskiej, której jesteśmy członkami, o tym, że moim zdaniem w Polsce dzieje się źle i proszę o monitorowanie całej sytuacji, zostałam zdrajcą narodu. Gorszym sortem, który ma to w genach.

Kobieta walcząca

Zwykła kobieta. Mama, babcia, sąsiadka. Zaangażowana społecznie, a ostatnio i politycznie. Protestuje, jak przyznaje, bo ma dość łamania praw Polaków, nieszanowania obywateli.

- Moją działalność społeczno-polityczną rozpoczęłam w 2014 roku, kiedy koalicja PO-PSL wprowadziła ustawę, która zabrała mi świadczenie pielęgnacyjne na wnuka. Pomagam w wychowaniu niepełnosprawnego syna mojej córki. Tragicznie zmarł jej mąż. Została ze wszystkim sama. Na trzy i pół roku zabrano mi świadczenia. Przez sąd wywalczyłam to świadczenie z powrotem po 3,5 roku. Protestowałam pod Sejmem razem z opiekunami osób dorosłych w marcu 2014 roku. Przychodzili do nas przedstawiciele PiS. Czego to oni nam nie obiecywali… Sami złożyli wniosek o zgodność zapisów nowej ustawy w Trybunale Konstytucyjnym. I co się stało? Dziś są u władzy i swoich obietnic nie realizują - wspomina i podkreśla: - To nie jest tak, że protestuję tylko przeciwko ówczesnej władzy. Protestowałam wtedy, gdy wiedziałam, że moje prawa są łamane.

- To jest nasza, obywateli wina, bo zbyt długo pozwalaliśmy na to, by politycy nas tak szargali. Nie liczą się z naszymi uczuciami. Ale chyba nikt wcześniej nie obrażał tak społeczeństwa na każdym kroku jak obecna władza. To się na pewno działo, ale to były sporadyczne przypadki. Dziś gdy włączy się telewizję czy spojrzy do internetu, to niemal wszyscy z prawej strony sceny politycznej wyrażają się wulgarnie wobec przeciwników. My możemy się nie zgadzać, ale trzeba toczyć dyskusję z szacunkiem, który jest wpisany w naszą Konstytucję - mówi Malinowska.

Wydaje się, że mało kto miałby siły i ochoty, by tak zaangażować się w te sprawy sądowe. A Malinowska na pozwie przeciwko Kaczyńskiemu nie skończyła.

Obraz
© Agencja Gazeta

- Dość zaawansowany pozew jest przeciwko Małgorzacie Gosiewskiej, która demonstrujących co miesiąc na Krakowskim Przedmieściu, nazwała zwyrodnialcami, swołoczą i bydłem. To jedna sprawa - zaczyna wyliczać. - Druga jest przeciwko prof. Janowi Żarynowi z Instytutu Pamięci Narodowej - nie wiem, czy teraz jeszcze tam pracuje. Stwierdził w jednym z wywiadów, że Obywatele RP nie powinni się tak nazywać, bo to jest najgorsza hołota. Przeciwko panu Waldemarowi Bonkowskiemu, który opowiadał o ubeckich wdowach, oszołomach. Przede wszystkim jest też pozew przeciwko Romanowi Sklepowiczowi, który w sławetnym nagraniu wrealu24.pl dał popis swojej arogancji, buty, stosunku do kobiet. Ponieważ byłam organizatorką czarnego protestu w Bydgoszczy, to jego słowa odnosiły się też bezpośrednio do mnie - podkreśla.

Jest też pozew przeciwko Krystynie Pawłowicz. Chodzi o słowa, którymi zwróciła się do polityków w Sejmie. "Zamknijcie zdradzieckie mordy" Malinowska odebrała personalnie, bo jak podkreśla, to ona wybrała tych polityków jako swoich reprezentantów. - Chciałabym, żeby pani Pawłowicz nie dość, że przeprosiła, to jeszcze wpłaciła odpowiednią kwotę na fundację Jurka Owsiaka - mówi mi.

Jestem za stara, by się bać

- Wie pani, w grudniu mieliśmy demonstrację na Starym Rynku w Bydgoszczy. Stanęłam w obronie Jarosława Kaczyńskiego. Tak, tak było. Tłum zaczął skandować hasło: "precz z kaczorem, dyktatorem". A ja się z tym absolutnie nie zgadzam. Poprosiłam zgromadzonych, by przestali. Wpisujemy się w tę samą narrację, którą oni nam narzucają. A tego nie chcemy. Jeżeli ja mówię, że walczę o godność, o szacunek, to walczę o te prawa dla wszystkich. Bez względu na to, kim oni są, co robią, jak wyglądają, z jakiej są partii – opowiada Malinowska.

Wspierają ją córki. Czy zięciowie? Tego nie wie, ale nigdy nie usłyszała od nich, że powinna przestać. Córki wspierają, ale same się nie angażują, bo nie mają tyle czasu. Przychodziły na czarne protesty, ale "pracują w handlu, więc wiadomo jak to jest z czasem".

- I nie mówiły, że może nie warto? Że to walka z wiatrakami? W końcu nie każdy ma w rodzinie kogoś, kto pozwał prezesa partii - pytam.

- Nigdy nie usłyszałam, że nie warto. Na pewno warto. Bo jeśli nie będę robiła nic, to będzie znaczyło, że się zgadzam z tą mową nienawiści, z łamaniem praw. Właśnie dlatego zaczęłam pisać te pozwy. To jest forma mojego protestu obywatelskiego. Mojego nieposłuszeństwa. Podpisałam nawet deklarację nieposłuszeństwa, którą złożyłam w prokuraturze i kancelarii prezydenta. W Polsce formalnie to nie obowiązuje, ale zrobiłam to mimo wszystko - odpowiada Malinowska.

Pytam, czy się boi. - Głupotą byłoby powiedzieć, że nie. Ale powiem tak sarkastycznie: jestem już za stara, żeby się bać. Mam rodzinę, córki, wnuki. Cały czas mam nadzieję, że do żadnych podłości ci niezgadzający się ze mną się nie posuną.

Wystarczy przejrzeć kilka pierwszych artykułów, by zobaczyć, jakie komentarze przeważają. Dla wielu to coś absurdalnego. Jedna kobieta postanowiła postawić się mowie nienawiści. Znajdują się i tacy, którzy widzą w Krystynie bohaterkę.

- Nie spodziewałam się, ale jestem pozytywnie zbudowana tymi wszystkimi komentarzami. Na te tysiące opinii dostałam tylko trzy negatywne. Wydaje mi się, że ludzie popierają moje działania, to, że wystąpiłam, że bronię ich godności i honoru, który jest tak szargany i poniewierany. Wielu ludzi przyznaje mi, że nie miałoby ani siły ani odwagi, żeby z takim pozwem wystąpić. Wychodzi na to, że jest na takie działanie polityków ciche przyzwolenie, prawda? – mówi.

I co teraz?

Pierwsza rozprawa już za Malinowską. Następna wyznaczona jest na koniec marca. Przyznaje, że na tej pierwszej od razu poczuła się poniżona. Pełnomocnik prezesa Kaczyńskiego przekazał swoje pełnomocnictwo adwokatowi, ten przekazał pełnomocnictwo aplikantce. Krystyna przyznaje, że ona ma dwóch pełnomocników, którzy robią to bezinteresownie. Zwraca im tylko koszty dojazdu. Ci nie przysyłają na rozprawy aplikantów, choć mogliby.

- Pan Jarosław Kaczyński został wezwany na tę rozprawę, ale aplikantka oświadczyła od razu, że jej mandant rezygnuje z prawa wystąpienia przed sądem. Zrezygnował z możliwości wypowiedzenia się w tej kwestii. Chciałabym, żeby spojrzał mi w oczy i powtórzył jeszcze raz te słowa. Nie ma odwagi - opowiada.

Chcesz odświeżyć garderobę i przy okazji nie zbankrutować? Sprawdź stronę CCC promocje.

Komentarze (2196)