Ofiara gwałtu: "Czuję się, jakby sąd i policja zgwałcili mnie kolejny raz"
– Zostałam zgwałcona psychicznie przez policję, przez prokuraturę i teraz przez sąd. Będę przeżywać ten gwałt do końca życia. Dla nich, to była zabawa. Chcę co najmniej 5 lat więzienia dla tego, który mnie zgwałcił. Na pewno nie wyrok w zawieszeniu. Co ja mam powiedzieć kobietom, które idą na policję zgłosić gwałt? Że walka nie ma sensu? Dziś wiem, że na pewno nie poszłabym po raz drugi – mówi Aleksandra, która we wrześniu 2013 roku została zgwałcona.
21.05.2015 | aktual.: 25.05.2015 12:58
„Brutalność aktu zgwałcenia, jakiego dopuścili się ratownicy medyczni z Elbląga, spotęgowana wykorzystaniem choroby kobiety, jest obrzydliwa i zasługuje na radykalne potępienie. Nie możemy dopuścić, aby karą za taką zbrodnię były 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat czy 8 miesięcy w zawieszeniu na 3 lata. W solidarnym społeczeństwie za adekwatnym wyrokiem za przestępstwo gwałtu idzie napiętnowanie społeczne. Tymczasem można odnieść wrażenie, że zamiast poszkodowanych to sprawcy są pod społeczną ochroną”- pisze w liście otwartym 20 organizacji kobiecych i walczących z przemocą wobec kobiet.
Wyrok w głośnej już sprawie pracowników elbląskiego Szpitala Wojewódzkiego zapadł 13 maja. Sąd Rejonowy w Elblągu uznał dwóch ratowników medycznych za winnych zarzucanych im czynów. Mariusz C. został skazany za gwałt na karę 2 lat więzienia z zawieszeniem na 5 lat. Jarosław G. za dopuszczenie się "innej czynności seksualnej" usłyszał wyrok 8 miesięcy więzienia z zawieszeniem na 3 lata.
Wyrok nie jest prawomocny, ale dyrekcja szpitala zwolniła już obu ratowników. "Mając na względzie treść wyroku Sądu Rejonowego w Elblągu, który w oparciu o zebrany materiał dowodowy uznał, iż dwóch ratowników medycznych winnych jest zarzucanych im czynów, Wojewódzki Szpital Zespolony w Elblągu, zgodnie z zapisami umów o świadczenie usług medycznych, podjął decyzję o natychmiastowym odsunięciu od świadczenia usług medycznych oraz o rozwiązaniu umów" - napisała w oświadczeniu Małgorzata Twardowska z Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu.
Obaj oskarżeni nie przyznają się do winy. - Składamy wniosek o uzasadnienie wyroku na piśmie i będziemy składać apelację. Mój klient nie przyznaje się stanowczo do winy, twierdzi, że nie popełnił zarzucanych mu czynów, dlatego sąd okręgowy podejmie decyzję w oparciu o zebrany materiał dowodowy. W ocenie obrony wersja mojego klienta jest wiarygodna i konsekwentna, która naszym zdaniem znajduje wsparcie w zebranym materiale dowodowym – mówi Tomasz Borzdyński, obrońca Mariusza C.
"Walka nie ma sensu"
Z decyzją sądu nie zgadza się także pokrzywdzona. – Zostałam zgwałcona psychicznie przez policję, przez prokuraturę, przez adwokatów tych mężczyzn i teraz przez sąd. To mi się śni po nocach. Będę przeżywać ten gwałt do końca życia. Dla nich to była zabawa. Chcę co najmniej 5 lat więzienia dla tego, który mnie zgwałcił i dla tego drugiego rok lub dwa. Na pewno nie wyrok w zawieszeniu. Co ja mam powiedzieć kobietom, które idą na policję zgłosić gwałt? Że walka nie ma sensu? Dziś wiem, że na pewno nie poszłabym po raz drugi – mówi Aleksandra, która we wrześniu 2013 roku została zgwałcona.
Proces trwał 11 miesięcy. Był niejawny, więc nie wiadomo, dlaczego sędzia Patrycja Wojewódka wydała tak łagodny wyrok. Za zgwałcenie grozi kara od dwóch do 12 lat więzienia, a za dokonanie innej czynności seksualnej od sześciu miesięcy do ośmiu lat.
Szokujący sposób odczytania wyroku
Samo ogłoszenie wyroku było jawne. W obecności mediów i pokrzywdzonej, sędzia dokładnie odczytała akt oskarżenia. Szokujące były szczegóły zdarzenia dokładnie cytowane przez sędzię. Żenujące dla pokrzywdzonej i jej rodziny. Sędzia Wojewódka wymieniała dokładnie, jak oskarżony wkładał palce do pochwy oskarżonej i członka do jej buzi.
- Często jestem na podobnych sprawach sądowych, ale przyznam, że odczytanie tej części aktu oskarżenia było wyjątkowo niesmaczne. Tym bardziej, że sprawa toczyła się przy drzwiach zamkniętych ze względu na delikatny charakter. Ofiara i jej mąż musieli czuć się potwornie – mówi jeden z dziennikarzy obecnych na ogłoszeniu wyroku.
– Jak usłyszałam ten wyrok, byłam w szoku. Jestem przerażona i wściekła na siebie, że w ogóle zaczęłam sprawę – mówiła po rozprawie roztrzęsiona ofiara. – Jestem oburzona i zniesmaczona.
Gwałt na szkoleniu dla ratowników
Sprawa dotyczyła wydarzeń z września 2013 roku, gdy dwóch ratowników pojechało służbowo do Kaliningradu na szkolenie. Wysłaną przez szpital tłumaczką delegacji była pani Aleksandra. Z jej relacji wynika, że po zakrapianej alkoholem kolacji jeden z mężczyzn zaciągnął kobietę na balkon. - Próbował mnie obmacywać, dotykać i całować. Na szczęście w pewnym momencie wszedł na balkon ktoś inny, a ja się wyrwałam. Wyszłam i za mną poszedł jeden z ratowników. Pytał, czy ze mną wszystko w porządku, czy dobrze się czuję. Wszedł do pokoju, ale wtedy jeszcze nie czułam strachu. W pewnym momencie zamknął drzwi od pokoju i stało się to, co się stało. Rzucił mnie na ziemię. Ja cały czas płakałam i prosiłam, by przestał, ale on nadal mnie rozbierał. Ja leżałam na ziemi, a on mnie przygniatał. Zachowywał się tak, jakby każde moje „nie” podniecało go jeszcze bardziej – opowiadała rok temu, gdy sprawą po raz pierwszy zainteresowały się media. - Zaczęłam się bać i dostałam krótkiego ataku padaczki. Wiedziałam mniej więcej, co
się dzieje, ale nie byłam w stanie się ruszać. Pukania do drzwi były coraz głośniejsze. Nie wiem, skąd znalazłam w sobie tyle siły, ale w pewnym momencie udało mi się mu wyrwać i do tych drzwi dobiec. Otworzyłam je i wybiegłam, a on w tym czasie uciekł. Ja spotkałam panią Danutę (pracownicę elbląskiego szpitala - była koordynatorką unijnego projektu i to ona zatrudniała tłumaczkę na kaliningradzkie szkolenie – red.). Powiedziałam jej, że ten mężczyzna mnie zgwałcił. Ona z tym nic nie zrobiła, chciała mnie tylko uspokoić. Gdy wróciłam do pokoju, ten sam mężczyzna czekał tam znowu i znów próbował robić to samo. Straciłam przytomność i nic nie pamiętam. Następnego dnia po prostu obudziłam się w swoim łóżku, przebrana w koszulę nocną – opowiadała swoją dramatyczną historię pani Aleksandra.
Jak twierdzi, pracownica szpitala na drugi dzień próbowała ją namówić, żeby o tej sprawie nikomu nie mówiła. - Przede wszystkim zapadło mi w pamięć, jak powiedziała mi, że takie rzeczy się przecież zdarzają – dodaje tłumaczka. Koordynatorka szkolenia ratowników nie chciała na ten temat rozmawiać z mediami. – Rozmawiałam z panią Aleksandrą i tyle. Uważam, że co miałyśmy sobie do powiedzenia, to powiedziałyśmy i już – mówiła.
Elbląska delegacja - jak gdyby nic się nie stało - wróciła autokarem do Polski i rozeszła się do domów. Pani Aleksandra za namową męża złożyła na policji doniesienie o zgwałceniu.
"Wmawiano mi, że to moja wina"
- Przesłuchanie było koszmarem. Wmawiano mi, że to moja wina i pewnie po prostu miałam z nim romans – wspomina pokrzywdzona kobieta.
Elbląska policja i prokuratura umorzyły postępowanie, uzasadniając to „brakiem dowodów".
- Żona została zgwałcona dwukrotnie i to w momencie kiedy była chora. Dwa tygodnie wcześniej poroniła. Przerażające jest to, że od początku sprawa była prowadzona z oporami – opowiada Michał, mąż ofiary. - Policja, mając dane świadków, nie raczyła ich wezwać czy pobrać DNA. Sprawa została na początku umorzona, bo podobno moja żona się nieskładnie wypowiadała. Ja się pytam - jak się można składnie po gwałcie wypowiadać. Jestem ciekawy, czy pani policjantka, która tak stwierdziła, sama po takich przeżyciach byłaby taka super elokwentna.
- W naszej ocenie postępowanie w tej sprawie było prowadzone prawidłowo. Nie wpłynęła żadna skarga na zachowanie policjantki – mówi Krzysztof Nowacki z zespołu prasowego elbląskiej policji. – Należy pamiętać, że tego typu sprawy są bardzo trudne. Zawsze prowadzą je odpowiednio przeszkolone osoby. U nas to najczęściej policjantki, bo kobiety wolą rozmawiać z kobietami. Tylko w 2014 roku na 16 wszczętych postępowań o gwałt - 9 zostało stwierdzonych i przekazano materiały do sądu.
"Głupotą jest iść do sadu i walczyć"
Pani Aleksandra zwróciła się o pomoc do adwokata. Po jego interwencji śledztwo wznowiono, a dowody się znalazły. Prokurator po kilku miesiącach poinformowała pana Michała i jego żonę, że przed sądem stanie dwóch ratowników: Mariusz C. za zgwałcenie, a Jarosław G. za dokonanie innej czynności seksualnej.
- Moja klientka została potraktowana całkowicie przedmiotowo. Prokurator uzgodnił ze sprawcami treść wyroku skazującego, nie informując o tym ani mojej klientki, ani mnie. Wniosek jaki został uzgodniony odpowiada wyrokom, jakie są wydawane w sprawach np. nietrzeźwych rowerzystów. Po raz pierwszy w ciągu 30 lat praktyki, skierowałem skargę na prokuratora. To chyba o czymś świadczy – mówił Krzysztof Kanty, adwokat.
Organizator szkolenia - elbląski szpital - nie interesował się dalszym losem pani Aleksandry. Nie wyciągnął też wówczas żadnych konsekwencji wobec oskarżonych ratowników, którzy nadal pracują w pogotowiu.
Skarga nic nie dała - adwokat otrzymał odpowiedź, że - zdaniem zwierzchników prowadzącej postępowanie prokurator - śledztwo prowadzono prawidłowo.
- Nie na darmo ustawodawca wymyśla te widełki dotyczące możliwej wysokości kary, bo sprawa gwałtu drugiej sprawie gwałtu nierówna. I w tych widełkach mieszczą się różne zachowania - broniła zasądzonej kary Jolanta Rudzińska zastępca Prokuratora Rejonowego w Elblągu. - Zdaniem prokuratora proponowana kara jest adekwatna do zawinienia. Wszystko odbyło się w trakcie zabawy, a nie dotyczyło zachowań nieadekwatnych do sytuacji.
- Dla mnie ta sprawa "śmierdzi". A wyrok jest potwierdzeniem tej tezy. Dwa lata w zawieszeniu? Moja żona była wielokrotnie przesłuchiwana. Na policji została wręcz zgwałcona psychicznie. Potem, to ja musiałem ich unikać, bo gdybym nie wytrzymał i gdyby mnie poniosło, to byłoby niedobre dla mojej żony... To dla nas trauma. Nikt nas nie wspiera – mówi pan Michał. – W tym kraju głupotą jest iść do sadu i walczyć. Nie warto. Gdybym wiedział, jak będzie, nie pozwoliłbym jej iść na policję. Gwałciciele mojej żony chodzą sobie na wolności. Dla mnie to żadna kara. Ile jest w Polsce takich kobiet, które złożyły na policji zawiadomienie o gwałcie, ale bez pomocy adwokata ich sprawy zostały zamiecione pod dywan? Co ja mam powiedzieć w przyszłości córce? Jak ją chronić? – pyta zrezygnowany.
20 organizacji w obronie zgwałconej
W imieniu kobiety protestuje kilkadziesiąt organizacji działających na rzecz kobiet. Piszą list otwarty i biją na alarm - takie wyroki są niedopuszczalne. - Jeżeli w tym momencie my zaczniemy ferować wyroki, bo jakieś środowisko feministyczne stanie za pokrzywdzoną, to chciałaby pani żyć w takim państwie? - komentuje protesty Jolanta Rudzińska z Prokuratury Rejonowej w Elblągu.
List otwarty w sprawie gwałtu na kobiecie chorej na padaczkę
Przemoc seksualna jest skrajną formą wykluczenia - kompletnym zaprzeczeniem najbardziej podstawowych zdolności człowieka do empatii i wzajemnego szacunku. Jest wyrazem dominacji i władzy. Brutalność aktu zgwałcenia, jakiego dopuścili się obaj mężczyźni, spotęgowana wykorzystaniem choroby kobiety, jest obrzydliwa i zasługuje na radykalne potępienie.
Oburzający jest nie tylko sam fakt wykorzystania kobiety, która w trakcie zdarzenia była całkowicie bezbronna, ale także skandalicznie niskie wyroki, jakie zasądzono sprawcom. Nie możemy dopuścić, aby karą za taką zbrodnię były 2 lata więzienia z zawieszeniem na 5 lat czy 8 miesięcy z zawieszeniem na 3 lata. W solidarnym społeczeństwie za adekwatnym wyrokiem za przestępstwo gwałtu idzie napiętnowanie społeczne.
Tymczasem można odnieść wrażenie, że zamiast poszkodowanych to sprawcy są pod społeczną ochroną.
Nie jesteśmy zwolennikami/czkami wysokich kar, stawiamy na resocjalizację, ale prawo musi działać w imię sprawiedliwości i ochrony osób pokrzywdzonych. Wyroki, jakie zapadły w tej sprawie, dają nam poczucie, że tak się tym razem nie stało.
Coraz częściej mamy do czynienia z wyrokami, które uwłaczają zwykłemu poczuciu sprawiedliwości. Do problemu zbyt łagodnej legislacji dochodzi niejednokrotnie mentalność sędziów. Sądy wciąż zbyt łagodnie traktują gwałcicieli, ukazując brak wiedzy i wrażliwości. Mamy świadomość, że potrzebna jest tu edukacja i czynimy wszystko, by uwrażliwiać i przekazywać wiedzę o przemocy seksualnej.
Jaki obraz ta sytuacja przedstawia ludziom mogącym doświadczyć gwałtu bądź zastanawiającym się nad złożeniem zeznań? Jak traktuje się kobiety w naszym kraju? Co mamy teraz powiedzieć tym, które chcą iść na policję? Po raz kolejny otrzymujemy gorzką lekcję życia, że instytucje odpowiedzialne za ochronę osób doświadczających przemocy zawiodły.
Dwieście gwałtów dziennie
Centrum Praw Kobiet podaje, że na co trzeciej Polce wymuszono seks siłą, a 40 proc. z nich było zgwałconych. Zdaniem ekspertów, w Polsce codziennie dochodzi prawdopodobnie do nawet dwustu zgwałceń. Tymczasem na policję każdego dnia trafia zaledwie pięć zgwałconych kobiet.
O wiele więcej na temat gwałtów od policyjnych i sądowych statystyk mówią badania seksuologa prof. Zbigniewa Izdebskiego W 2005 roku profesor przeprowadził na zlecenie OBOP badania poświęcone przemocy seksualnej. Według nich zaledwie 5 do 10 procent Polek, które padły ofiarą gwałtu, decyduje się o tym kogokolwiek zawiadomić. Tylko 40 procent z tej liczby idzie na policję. Z badań z 2011 roku wynika, że aż 80 proc. zgwałconych kobiet zna swojego oprawcę. – Przez te kilka lat, które upłynęły od badania, niewiele się niestety zmieniło – komentował w mediach prof. Izdebski. – Ofiary gwałtu bardzo często po prostu się wstydzą. Obawiają się, że w odczuciu społecznym to właśnie one mogą zostać obarczone odpowiedzialnością za to, co się stało. To absurd, ale w tej sprawie funkcjonuje u nas mnóstwo stereotypów. Brakuje edukacji seksuologicznej.
Co trzeci gwałciciel, który staje przed polskim sądem, może liczyć na wyrok w zawieszeniu.
Nowelizacja Kodeksu Karnego, która zmienia filozofię karania i ma skończyć z bezkarnością gwałcicieli, a także sprawców rozbojów ma wejść w życie od lipca. Kara w zawieszeniu, w którą uderzy, nie jest de facto żadną karą, tym bardziej że sądy mogą orzekać ją w nieskończoność. Rekordziści mają na koncie ponad 20 wyroków w "zawiasach".
IHN(gabi/mtr)/WP Kobieta