Parytety dla mniej ambitnych - twierdzi FKP
Forum Kobiet Polskich - skupiające przedstawicielki organizacji katolickich - nie chce parytetów. Wprowadzenie parytetów sugeruje, że kobiety są mniej zdolne, ambitne, pracowite i bez sztucznego wsparcia nie są w stanie uzyskać funkcji, o które zabiegają - uważają kobiety zrzeszone w organizacji.
21.09.2009 | aktual.: 25.06.2010 14:09
W zeszłym tygodniu do marszałka Sejmu trafiły dokumenty niezbędne do zarejestrowania Komitetu Obywatelskiego "Czas na kobiety", popierającego projekt ustawy o wprowadzeniu parytetów płci na listach wyborczych, przygotowany przez organizatorki Kongresu Kobiet. W ciągu dwóch tygodni komitet powinien zostać zarejestrowany. Jego członkinie mają nadzieję, że do końca roku uda się zebrać co najmniej 100 tys. podpisów pod projektem i pod koniec roku trafi on do Sejmu.
Projekt przewiduje zmianę ordynacji wyborczej - do Sejmu, Parlamentu Europejskiego oraz rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich - która zapewnia co najmniej 50-procentową obecność kobiet na listach.
Nie wszystkie środowiska są jednak przychylne wprowadzeniu mechanizmów wspierających kobiety w życiu politycznym. Parytetom przeciwna jest m.in. pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania Elżbieta Radziszewska.
Parytetów nie chce także Forum Kobiet Polskich - stowarzyszenie skupiające przedstawicielki organizacji, stowarzyszeń i ruchów, które w swoim programie deklarują chęć działania na rzecz tworzenia środowiska opiniotwórczego kobiet katolickich.
- Przyczyny mniejszej reprezentacji kobiet w gremiach decyzyjnych, upatrujemy nie tyle w dyskryminacji kobiet, ile w braku polityki społecznej na rzecz rodzin oraz w innych aspiracjach życiowych wielu kobiet. Jesteśmy za tworzeniem przez państwo warunków zapewniających godzenie ról rodzicielskich i zawodowych. Sprzeciwiamy się forsowaniu jako jedynego właściwego modelu łączenia pracy zawodowej i obowiązków rodzicielskich, co czynią liderki Kongresu. Szanujemy także jako równoprawny wybór do realizowania się kobiet poprzez pracę w domu i podjęcie się obowiązków wychowawczych. Państwo jest zobowiązane tworzyć warunki dla swobody takiego wyboru" - napisała prezeska FKP Ewa Kowalewska w oświadczeniu przesłanym PAP.
Zdaniem FKP najbardziej eksponowany postulat Kongresu, dotyczący wprowadzenia parytetów narusza gwarantowane konstytucją prawo do demokratycznych wyborów, a także sugeruje, że kobiety są mniej zdolne, ambitne, pracowite i bez sztucznego wsparcia nie są w stanie uzyskać funkcji, o które zabiegają.
- System taki nie gwarantuje, że w gremiach decyzyjnych zasiądą najwybitniejsze kobiety. Równe prawa nie oznaczają równej liczby kobiet i mężczyzn w gremiach decyzyjnych, prawo to nie oznacza też przymusu obecności w różnych rolach - podkreśliła Kowalewska.
Przygotowany przez organizatorki Kongresu Kobiet projekt jest nowelizacją ordynacji wyborczej do Sejmu i Senatu, do rad gmin, rad powiatów i sejmików województw oraz do Parlamentu Europejskiego. Do ordynacji wprowadza zapis mówiący, że liczba kobiet na liście okręgowej nie może być mniejsza liczba mężczyzn. Projekt ustawy nie obejmuje parytetu w wyborach do Senatu i do rad gmin do 20 tys. mieszkańców, które zakładają ordynację większościową.
Zdaniem organizatorek Kongresu parytet na listach wyborczych pozwoli na zwrócenie uwagi na kwestie dotąd marginalizowane, a które bezpośrednio wpływają na sytuację kobiet w Polsce.
- Problemy takie jak zdrowie reprodukcyjne, opieka okołoporodowa, przemoc, polityka prorodzinna, kwestie alimentów - obecnie spychane na dalszy plan - dzięki reprezentacji kobiet w strukturach rządowych i samorządowych znajdą się w głównym nurcie problemów politycznych - mówi Henryka Bochniarz, jedna ze współorganizatorek Kongresu.
Inna z organizatorek Kongresu prof. Magdalena Środa przekonuje, że parytety potrzebne są jako rozwiązanie tymczasowe. - Potrzeba kobietom pewnych ułatwień, ponieważ przez ostatnie kilkaset lat były nieobecne w życiu publicznym. Kobiety potrzebują tego wspornika na pewien okres, 2-3 kadencje - uważa Środa.
Postulat wprowadzenia parytetu na listy wyborcze spotkał się z zainteresowaniem polityków oraz przedstawicieli Kościoła. Dotychczas jednoznacznie poparli go prezydent Lech Kaczyński oraz szef SLD Grzegorz Napieralski. Dyskusje na ten temat zapowiedziały kluby PO i PiS. Przeciwny jest PSL.
Premier Donald Tusk zadeklarował poparcie dla ustawy wprowadzającej parytety, zapowiedział również, że w przyszłych wyborach do Sejmu w połowie okręgów pierwsze miejsce na listach PO zajmie kobieta i na każdej liście na pierwszych sześciu miejscach kobiety będą stanowić połowę. Zachęca inne partie, aby zrobiły tak samo.
Abp Kazimierz Nycz zadeklarował poparcie Kościoła dla działań zapowiadanych przez przedstawicielki Kongresu, które przyczynią się do likwidacji dyskryminacji kobiet, wciąż obecnej w naszym życiu społecznym i dostrzeganej przez Kościół. Zaznaczył również, że Kościół nie będzie się angażował w działania polityczne.
Organizatorki Kongresu przekonują, że parytet nie jest specjalną taryfą ulgową dla kobiet, likwiduje jedynie dotychczasowe przywileje mężczyzn wynikające z płci i tradycji.
W polskim Sejmie jest niewiele ponad 20 proc. kobiet, a w Senacie zaledwie 8 proc. Badania pokazują, że aby mieć realny wpływ na politykę, kobiety powinny mieć co najmniej 30-procentową reprezentację.
Mechanizmy, które mają zwiększyć udział kobiet w gremiach decyzyjnych, m.in. w polityce, stosowane są w większości krajów europejskich. Nie wszędzie są to parytety, które zakładają równy (pół na pół) udział kandydatów obojga płci, np. na liście wyborczej, czy w radzie nadzorczej. Niektóre kraje stosują kwoty, czyli określony procentowo - niekoniecznie równy - udział w danym gremium.