Policja torturuje i gwałci kobiety. Tu liczą się tylko gangi
26-letnia Monica jest matką czwórki dzieci. Dwa lata temu została zgwałcona przez sześciu policjantów, jej narządy płciowe porażono za pomocą elektrowstrząsów, była duszona i podtapiana. A to nie wszystko. Monikę zmuszono, by oglądała jak torturowani byli jej mąż i brat. W ten sposób funkcjonariusze chcieli, by przyznała się, że należy do zorganizowanej grupy przestępczej.
30.06.2016 | aktual.: 06.07.2016 11:36
Kobieta niczym nie zawiniła. Nie było nakazu zatrzymania, a jej kartoteka była czysta. Monika została wybrana, tak jak setki innych kobiet w Meksyku, by odpowiedzieć za zbrodnie, których nie mogła nigdy popełnić. 12 lutego 2013 roku policjanci weszli do jej domu w Torreon, w stanie Coahuila na północy Meksyku. Brutalnie odebrali ją dzieciom i razem z mężem i bratem zabrali na posterunek. Tam cała trójka przeszła przez piekło. Monikę duszono za pomocą plastikowej torby, zanurzano jej głowę w wiadrze pełnym wody.
Po kilku godzinach tortur wszyscy mieli trafić do urzędu prokuratora federalnego. Mąż Moniki nie przeżył. Zmarł na jej rękach w wyniku obrażeń, których doznał z rąk policjantów. Ona sama musiała podpisać sfałszowane zeznania, które jasno świadczyły o tym, że przyznaje się do bycia członkinią kartelu narkotykowego.
Sprawa kobiety nie pozostała bez echa, bo włączyły się w nią organizacje chroniące prawa człowieka. Meksykańska Krajowa Komisja Praw Człowieka w sierpniu 2014 roku sporządziła raport, który potwierdzał, że Monica jest ofiarą tortur. Żaden z jej oprawców nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Kobieta wciąż pozostaje w więzieniu w oczekiwaniu na wyrok. Dziś może liczyć tylko na to, że Komisja nie przestanie o nią walczyć.
Cela, w której pełno krwi
To jedna z mniej brutalnych historii, jakie wydarzyły się w ostatnim czasie w Meksyku. Wstrząsający raport opublikowało ostatnio Amnesty International, które przesłuchało ponad 100 kobiet w kraju.
Tailyn Wang była w siódmym tygodniu ciąży, kiedy do jej domu wkroczyli funkcjonariusze. To był luty 2014 roku. Tailyn, bez żadnego nakazu, została przewieziona na posterunek. Była brutalnie bita i gwałcona. Poroniła, siedząc w pokoju przesłuchań. Policjanci zadzwonili po lekarzy. Dwóch doktorów nie chciało nawet słuchać jej błagań. Nie dostała żadnych leków, tylko kilka kawałków papieru, by mogła wytrzeć spodnie, zanim zakuto ją w kajdanki i wsadzono do samolotu, by przetransportować ją do więzienia. Kiedy samolot wylądował w Tepic na północy Meksyku, jej siedzenie było całe we krwi.
Na miejscu Tailyn prosiła, by ktoś ją wysłuchał i pomógł. Jak podaje Amnesty International, nikt tego nie zrobił. Cztery dni później została oskarżona o przynależność do gangu porywaczy. Krwawiła jeszcze przez kilka dni, aż wreszcie doczekała się opieki medycznej.
Po kilkunastu miesiącach potwierdzono oficjalnie, że była torturowana przez policjantów. Mimo to wciąż przebywa w więzieniu jak kryminalista.
Na proces czeka także Maria Magdalena Saavedra. To zwykła dziewczyna, którą pewnego dnia oskarżono o to, że kontroluje przepływ pieniędzy w jednym z największych meksykańskich gangów. Zanim trafiła do więzienia, policjanci poddusili ją plastikową torbą, a później przez wiele godzin razili ją prądem. Do wszystkich oskarżeń musiała się przyznać. Policjanci z jej rzeczy osobistych wyłowili adres jej córki, której grozili śmiercią. Prokurator przedstawił Marię jako najgorszego przestępcę.
Policja szuka kozłów ofiarnych
Monica, Tailyn, Maria i setki innych kobiet stały się przypadkowymi ofiarami trwającej od wielu lat wojny z kartelami narkotykowymi. Meksykański rząd pod naciskiem organizacji międzynarodowych wciąż obiecuje, że rozprawi się z gangami. Jak przyznają działacze Amnesty International, by pokazać, że przestępcy są skazywani, podstawia się niewinne kobiety, które torturami można przekonać nawet do najcięższych zbrodni.
Kartele, które stoją w Meksyku wyżej niż policja i wszystkie inne służby razem wzięte, mogą czuć się spokojnie. Funkcjonariusze dbają o statystyki zatrzymań i niewiele można im zarzucić.
– Historie tych kobiet ukazują szokującą skalę tortur wobec kobiet w Meksyku, nawet jak na lokalne standardy. Wydaje się, że przemoc seksualna stosowana jako forma tortur stała się częścią rutynowych przesłuchań – mówi Erika Guevara-Rosas, dyrektorka Amnesty International ds. Ameryk.
Ze 100 kobiet, które zgłosiły się do organizacji, wszystkie stwierdziły, że doświadczyły przemocy seksualnej lub psychicznej podczas ich aresztowania i przesłuchań. 72 kobiety potwierdziły, że były wykorzystywane seksualnie także po przesłuchaniu, 33 zgłosiły brutalne gwałty.
Policjanci to nie jedyni winni w tych sprawach. Katami są nie tylko ci, którzy je porywają z domów i przesłuchują, ale także wymiar sprawiedliwości. Żaden z sędziów nie wysłuchał ich historii. Żaden nie zarządził dodatkowych badań lekarskich, wizyty psychologa. Amnesty International podaje również, że nie ma ani jednego zarzutu kryminalnego wobec funkcjonariuszy.
– Porażka we właściwym ściganiu i karaniu tego typu przestępstw to niebezpieczny sygnał dla potencjalnych sprawców, że gwałcenie kobiet lub inne formy przemocy seksualnej wykorzystywane do wymuszania zeznań są tolerowane i właściwie dozwolone. Wydaje się, że władze Meksyku robią wszystko, by zatuszować ten problem – przyznaje Guevara-Rosas. – Chęć Meksyku do zatuszowania tego ogólnokrajowego kryzysu jest ogromna. Jednak zamiast na wysiłkach na rzecz ukrywania tysięcy doniesień o torturach i innych formach złego traktowania, władze powinny skupić swoją energię na tym, aby problem tortur został rozwiązany raz na zawsze dzięki pociągnięciu do odpowiedzialności wszystkich winnych i przyznaniu ofiarom odpowiedniego zadośćuczynienia – dodaje.
To nie kraj dla kobiet
Meksykanki traktowane są tu jak przedmioty, pionki w grze pomiędzy rządem a kartelami. Jak mówi Guevara-Rosas, dziewczyny ze środowisk marginalizowanych są najbardziej zagrożone torturami.
– Zazwyczaj są one postrzegane jako łatwy cel przez władze, które często koncentrują się na pokazaniu, ile osób zatrzymały, zamiast szukać prawdziwych przestępców – mówi.
Meksyk od lat uważany jest za stolicę kobietobójstw. Pierwsze zbiorowe groby zaczęto znajdywać tam w latach 90. Niewiele się zmieniło. Może tylko to, że z obawy przed organizacjami międzynarodowymi, częściej wsadza się kobiety do więzienia za nic, niż zakopuje się je na prowincji.
Sprawa kobietobójstw wydaje się najsilniej związana z jednym meksykańskim miastem, Ciudad Juarez, o czym pisaliśmy jakiś czas temu. To właśnie fala morderstw z doliny przyczyniła się do powstania terminu „kobietobójstwo”, który określa „każdy akt lub każde zachowanie związane z sytuacją kobiet, które powoduje śmierć, skrzywdzenie lub cierpienie fizyczne, seksualne lub psychiczne kobiety, zarówno w życiu publicznym, jak i prywatnym”. Mówi się już nawet, że kobietobójstwo jest tam „zbrodnią doskonałą”. Za zamordowanie kobiety w Ciudad Juarez jeszcze nikogo nie skazano, choć odkryto już kilkanaście zbiorowych mogił.
– Ten, kto nie czuje strachu w Ciudad Juárez, nie ma wyobraźni – mówił w jednym z wywiadów Emilio Ginés, hiszpański adwokat, członek Europejskiego Komitetu Zapobiegania Torturom.
Nie tylko w Juarez potrzebne są zmiany. Niedawno w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych powstała federalna grupa zadaniowa, która ma zająć się problemem „tortur seksualnych wobec kobiet”. Po 9 miesiącach od jej powołania nie zrobiła nic. Nie dokonała żadnego postępu, choć zgłoszono jej już trzy przypadki. Wszystko wskazuje na to, że meksykański rząd składa piękne obietnice i rozbudowuje biurokrację, ale ochronę swoich obywateli już pod to nie podciąga.