Joanna Mucha
- Wiele rzeczy widziałam w Sejmie, ale czegoś takiego jeszcze nie. To była po prostu klasyczna przemoc. Staliśmy pod gabinetem marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego. Wiedzieliśmy, że tam jest Jarosław Kaczyński, kilku czołowych przedstawicieli partii rządzącej. Była trzecia w nocy, nagle przyszedł jakiś mężczyzna w czerwonej kurtce i zaczął wyłączać światło. „Proszę przestać to robić, my pracujemy” denerwowałam się. Ale on nie zwracał uwagi. Wiadomo, że sprawdzał, który wyłącznik do czego, żeby w odpowiedniej chwili wszystko zgasić. Odpowiednia chwila to ta, kiedy prezes wraz z ekipą wyjdzie. W końcu wyszedł, ja z Dorotą Niedzielą zaczęłam do niego podchodzić, chciałam zadać mu kilka pytań. Nagle podbiegło do nas około siedmiu wielkich facetów, to był BOR i Straż Marszałkowska. Jeden z nich z całej siły złapał mnie za ręce i przesuwał po korytarzu. Reszta nas dosłownie taranowała. Czuję się pobita, nie tylko dlatego, że do tej pory mam ślady na rękach. Jak można tak traktować polskiego posła, kobietę z immunitetem?!