Blisko ludzi"Potrzebuję męża, ale nie wiem do czego". Oto, co trapi współczesne kobiety

"Potrzebuję męża, ale nie wiem do czego". Oto, co trapi współczesne kobiety

- Kobiety, które miały już męża, mówiły często o nim jak o głupkowatym dziecku, trochę niedojrzałym, takim, którym łatwo manipulować – mówi Bea Rutkowska, coach pracująca nad osiąganiem celów z kobietami, które wypadły z rynku pracy.

"Potrzebuję męża, ale nie wiem do czego". Oto, co trapi współczesne kobiety
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

Bea Rutkowska jest coachem i pracuje w Warszawie. Postanowiła w ramach współpracy z Centrum Integracji Społecznej pojechać w głąb Polski i rozmawiać z mieszkankami średniej wielkości miast w wieku od 20 do 50 lat. Prowadzi dla nich warsztaty i pomaga tym, które wypadły z rynku pracy, wrócić do zawodowego życia. Uczy kobiety, jak osiągać cele. Nam zdradza, czego oczekują dziś współczesne kobiety i czy ich życie uzależnione jest od mężów.

Malina Błańska, Wirtualna Polska: Singielki często zazdroszczą mężatkom jakości życia przy mężu. Czy jest czego?
Domyślam się, że chodzi o poziom życia. Czasem tak. Pod warunkiem, że mąż wspiera finansowo, a nie jest obciążeniem. Ale jeżeli ona nie pracuje, bo ma wiele dzieci, i on też nie pracuje, to "posiadanie" męża jest dodatkowym obciążeniem. Zależność: małżeństwo - jakość życia, to temat wielu różnych badań i niejednoznacznych wniosków.

* Rozumiem, że dla nich mężczyzna nie był wybawicielem. Wzięły sprawy w swoje ręce.*
Uderzające było, że wszystkie te kobiety funkcjonowały w paradygmacie - praca i dom na mojej głowie. Bez względu na to czy miały dorosłe dzieci i żyły po części ich życiem, czy miały małe dzieci. Nie było innego modelu. Full stereotyp. Trochę tak, jakby skorzystały z wolności – bo już mogą pracować, bo mogą mieć swoje pieniądze - ale nadal dom to jest ich jedyna domeną. W zarządzaniu nim są skrajnie osamotnione. Większość z nich była zaskoczona, że można sobie ułatwić sytuację, stawiając konkretne cele, bo do tej pory były pogrążone w bieżączce.

Udało im się zobaczyć inną drogę?
Nowe kwalifikacje zawodowe to był projekt, który je angażował, za pracę w ramach praktyk zawodowych dostawały pieniądze. Przychodziły jak do normalnej, etatowej pracy. A poza tymi zajęciami większość miała do obrobienia dzieci w przedszkolu, szkole. Klasyka gatunku. W związku z czym wpadały w taki stan: nie planuję niczego, bo wszystkiego jest za dużo. Jak coś zostawię do jutra, to urośnie do niebotycznych rozmiarów i nie dam sobie rady. Ale okazało się, że szybko załapały, że trochę trzeba oprzytomnieć, że warto zastanowić się "jak", a nie tylko "co", żeby przestać funkcjonować jak w fabryce Forda. Bo praca tych kobiet w domu, to trochę praca na taśmie, tylko trochę inna.

Czyli mąż jednak się nie przydaje.
Te, które miały już męża, mówiły często o nim jak o głupkowatym dziecku, trochę niedojrzałym, takim, którym łatwo manipulować.Często pomimo tego w tych słowach było dużo sympatii względem mężczyzn.

Jak kobiety manipulują mężami?
Jedzeniem i seksem. Niedawno usłyszałam: "ja to muszę się solidnie pokłócić, by móc wyjść". Kłótnia z mężem jest strategią na spotkanie z przyjaciółką. W małych miastach kobieta musi towarzyszyć mężczyźnie, bo on nie lubi, gdy jej nie ma obok. Nawet, jeśli ogląda mecz, którego ona nie cierpi.

*A jakie cele stawiały sobie kobiety, które pani szkoliła? *
Jak tylko docierało do nich, że stawianie celów może ułatwiać życie i że cel nie musi być wielki, jak np. wyjazd do Egiptu, to dostały kopa. Częstym celem bywał… czysty dom w sobotę.

* Kim chciały się stać? Jakie zawody ich interesowały?*
Zaskakująco dużym powodzeniem cieszył się zawód florystki.

Jakie problemy je trapią?
Identyczne jak moje. Ogarnięcie domu. Bez względu na to, ile ma się dzieci. Posprzątanie, ugotowanie, prasowanie. Rodzinna codzienność. Lekcje dzieci. Że dzieci nie chcą się uczyć, że znalazła paczkę papierosów w kieszeni dziesięciolatka. One czuły się odpowiedzialne za ten dom. To były kobiety przeciążone, bo nie stać ich na płatną pomoc. I jeszcze często zmagają się z brakiem ciepła w rodzinie.

Mężowie nie pomagają im?
Nie usłyszałam ani razu, że mąż pomaga. Chyba że w standardowych sytuacjach – jest kierowcą, jak jedziemy po zakupy.

Ręce opadają. Człowiek staje się niewolnikiem codzienności.
W takim uniezależnieniu trzeba sobie uświadomić, co jest zależne ode mnie. Żadna z nich tego nie umiała. Były przeciążone, z absolutną nieumiejętnością odpuszczania i dawania sobie luzu. One były gotowe prasować w środku nocy, by dziecko miało przygotowane ubranie. Były bardzo odpowiedzialne. A jeśli odpuszczały coś, to siebie. Swój serial, swój wolny czas. Nigdy nic z obowiązków.

Może ten czysty dom nie jest realny. I trzeba było im to uświadomić.
Jedna z kobiet doszła do takiego wniosku. Mówiła, że ona tak bardzo lubi, jak jest posprzątane, jak jest tak czysto i wtedy ona już taka schetana siądzie sobie w fotelu po całym dniu latania na szmacie. Po warsztatach stwierdziła: pie...ę, nie chce mi się aż tyle pracy w to wkładać.

Czy kobiety były chętne do pracy nad sobą?
Tak, były fantastyczne. Choć czasami czekają na mnie wyzwania. Typowy przebieg pracy z coachem wygląda tak: najpierw jest dyskomfort, mgliste pojęcie o zmianie, następnie konkretyzuje się, co tam się u mnie dzieje, że chcę coś zmienić. Wtedy stawiam sobie cel i osiągam go. I potem jest moment, kiedy trzeba się docenić za wysiłek, nagroda. To jest taki standard. Z kobietami wierzącymi jest trudniej, bo one mówią, że osiągnęły swój cel dzięki Bogu, bo on je wspiera. Jak czegoś nie mogą zrobić, modlą się: " Boże pomóż" i mówią, że pomaga. W sumie dla mnie i tak najważniejsze jest, żeby z warsztatów wyniosły przekonanie, że można skutecznie zmieniać swoje życie. Z Bogiem czy bez niego.

*Dużo mówimy o kobietach zamężnych, ale były tam też 20-latki. O czym one marzyły? Młode kobiety mają za sobą rok akcji #metoo, czarne protesty. Jakie marzenia i cele tkwią w głowach kobiet żyjących poza dużymi aglomeracjami? *
Było kilka młodych kobiet niezainteresowanych chyba niczym, sennych. I one - czasem same, czasem między słowami - przyznawały w którymś momencie, że ich celem jest posiadanie męża i dzieci. Mówiły o tym w taki bezmyślny sposób. Wyglądało na to, że życie toczy się do momentu, aż wyjdzie się za mąż. Trzeba się jakoś dotoczyć, przetrwać do tej chwili.

* Gdybym spróbowała wejść w ich rolę i powiedziała pani, że marzę o posiadaniu męża, to co pani poradziłaby mi? Jak osiągnąć ten cel?*
Coach nie radzi. Ale sprawdziłabym, czy jako moja klientka rzeczywiście wie pani, o czym pani mówi. Kobiety czasem powtarzają to jak mantrę: mąż i dzieci. Więc pytam o konkrety. Wyobraźmy sobie, że ma pani te dzieci i męża. Jak wygląda wtedy pani dzień? Czy rzeczywiście jest taki wymarzony? Co codziennie by pani robiła? Co chciałaby pani robić? Skąd miałaby pani pieniądze na te dzieci? Pytałabym o konkrety, takie bardzo przyziemne.

- I co te 20-latki mówiły na to?
- Nie udało mi się do nich dotrzeć. Nie uznały mnie za partnerką, z którą rozmowa może przybliżyć je do zamążpójścia. Nie potrafiłam wnieść nic, co przybliżyłoby je do osiągnięcia tego celu.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (28)