Powolutku czy na koksie?
Czy wszystko, co niezdrowe będzie wkrótce zakazane? Politycy będą przeszukiwać nam stanowiska pracy i domowe lodówki? Masz kabanosy w biurku? Bój się inspekcji. Martwię się, bo latem lubię w porze obiadowej od czasu do czasu wypić kieliszek białego wina! Francuzi piją wino nawet na oficjalnych służbowych obiadach.
14.10.2010 | aktual.: 14.10.2010 15:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Czy wszystko, co niezdrowe będzie wkrótce zakazane? Politycy będą przeszukiwać nam stanowiska pracy i domowe lodówki? Masz kabanosy w biurku? Bój się inspekcji. Martwię się, bo latem lubię w porze obiadowej od czasu do czasu wypić kieliszek białego wina! Francuzi piją wino nawet na oficjalnych służbowych obiadach.
Po koncercie „Pamiętajmy o Osieckiej“ wychyliliśmy z artystami I publicznością po szklaneczce Ballentines’a. Nie mogliśmy gości nawet oficjalnie na tego drinka zaprosić, bo whisky nie może się reklamować. Zakazane. Pić na razie można, ale reklamować nie. Za to beczkami piwa rozpija się tysiące uczniów na festiwalach muzycznych. Hipokryzja totalna. Nie ma różnicy między wysokoprocentowym a niskoprocentowym alkoholem - od każdego można się uzależnić, jeśli nie panuje się nad swymi wyborami w życiu.
W barze wolę powciągać trochę niezdrowego dymu z papierosów niż siedzieć w pustym wnętrzu i patrzeć, jak osoby palące marzną przed wejściem na chodniku. Ma być mroźna zima. Pracodawcy, których pracownicy będą palić na dworzu, już muszą szykować się na częste zwolnienia. Zapalenia płuc murowane. Lubię buliony gotowane na kościach, które to buliony są ponoć niezdrowe. Podobnie jak klienci dopalaczowych sklepów i ja, koneserka bulionów, będę obciążeniem dla szpitali i Państwa podatków.
Pewnie buliony jadane regularnie są gorsze dla zdrowia niż wypalony przed koncertem w Stodole skręt z marihuany. Piszę o tym, bo politycy urządzają tzw. mecz pokazowy. Pokazują swoją siłę i determinację w walce ze sprzedawcami dopalaczy. Zastanawiam się, kto będzie obsługiwał nasze finanse, gdy pracownicy branży finansowej będą odstawieni od piersi, z której płyną do nich dopalacze. Znam kilku bankowców - większość z nich z entuzjazmem opowiada mi, jak to sypiają po cztery godziny dziennie.
Nie czują zmęczenia, wręcz przeciwnie, popołudniami mają nawet energię, by powyciskać na ławeczce w siłowni, właśnie dzięki dopalaczom. Czy nie lepiej zreformować system pracy i nauki, spowolnić po prostu tempo, zamiast zabierać nam wszystkie używki?
Zamiast oczekiwać od społeczeństwa, że będzie pracować I uczyć się dwadzieścia godzin na dobę, na pewno łatwiej odciąć im używki pozwalające (oczywiście na krótką metę) takie tempo utrzymać. Może jeśli zdejmie się z nas trochę oczekiwań, to dopalacze i leki, których nadużywamy i inne uzależniające używki staną się mniej popularne? Determinację polityków lepiej skanalizować w budowę dróg i parkingów - mniej będzie wypadków na drogach.
Nigdy w szkole ani na studiach nie pomagałam sobie tzw. spidem czy innymi dopalaczami, ale też nie czułam, że muszę mieć idealne wyniki w nauce. Nie siedziałam nocami nad książkami, ale wokół zdarzało się nagminnie, że koleżanki i koledzy często w ogóle nie sypiali. Presja była ogromna, gdyby nie to, że po prostu nie potrafię funkcjonować bez snu i że wolę się czuć w formie, niż być na szczycie listy ocen, na pewno uległabym tej presji.
Nierozstawanie się z kubkiem kawy, niedojadanie i łykanie prepratów witaminowych, pomaganie sobie chemią - to było wręcz rodzajem mody na studiach. Prawdziwy sport traktowałam w życiu poważnie, ale zawsze jako dodatek, jedną z dziedzin. O rekordach nie marzyłam, więc o dopingu mowy nie było. Znam pewną wiolonczelistkę, która na egzaminie na studiach muzycznych dostała czwórkę, a nie piątkę i załamała się psychicznie.
Twierdziła, że „zła ocena“ ciągnąć się będzie za nią całe życie, że to nieprawda, że przyszli pracodawcy nie patrzą na wyniki w nauce, że jej nikt nie zatrudni itd,itp. W czasach, gdy żadna praca nie jest na zawsze, gdy absolwenci uniwersytetów czasem latami są bezrobotni, trudno się dziwić, że ludzie sięgają po używki. Piją rodzice i studenci, by się odprężać, dopalaczami ratują się młode wilczki, by się przebić i starzy wyjadacze, którzy boją się zwolnień spowodowanych wiekiem.
Przez lata za przykład ciągle daje się nam tzw. kobiety sukcesu. Może czas pomyśleć o tym, że świat składa się też z przegranych i tzw. przeciętnych. Zamiast oczekiwać od siebie, że będziemy bez przerwy na topie i płacić za to cenę w dopalaczach i zdrowiu, może czas przewartościować pewne pojęcia? Na liście wartości na pierwszym miejscu postawić zdrowie, a dopiero potem wyniki finansowe?
Zamiast być bogatym, ale uzależnionym od koksu, lepiej żyć skromnie, ale szczycić się zdrowiem? Kobieta sukcesu to kobieta zdrowa, nieuzależniona, a nie ta z torebką Marca Jacobsa (świetnego dizajnera od lat na detoksie) pełną prochów.