Przeczytałam kalendarz Anny Lewandowskiej od deski do deski. Oto moja recenzja
Kalendarz "Healthy Year by Ann 2019. W poszukiwaniu równowagi" jest wydawniczym hitem. Dowiemy się z niego, że należy "pić wodę, jeść warzywa i podążać za głosem serca”. Lewandowska wygłasza w nim również tezy na temat przyjaźni, a o miłości zdaje się wiedzieć całkiem sporo.
25.09.2018 | aktual.: 25.09.2018 21:11
Anna Lewandowska to kobieta, która w życiu radzi sobie lepiej niż Mulan i Pocahontas. I nie, to nie jest (tylko) zasługa jej męża.
Jej obozy są warte swojej ceny, niektóre z produktów również. Nie zaglądam zresztą nikomu do portfela, ponoć to nieeleganckie. Ale jeśli miałabym polecić najnowszy kalendarz "Healthy Year By Ann 2019. W poszukiwaniu równowagi", odczuwałabym spory dysonans. Bo naprawdę lepiej kupić przeceniony notesik w klasycznej czerwonej ekoskórce z Tesco niż inwestować 49,90 w to najnowsze dzieło (pop)kultury. Choć na pewno znajdą się i takie osoby, którym głębokie przemyślenia czołowej trenerki fitness, przypadną do gustu i do serca zarazem.
Po pierwsze: praktyczność
Prawidła życia głoszą: jeśli nosisz małą torebkę, to wybierasz kompaktowy kalendarz, w którym na każdy dzień przeznaczone jest kilka linijek. Jeśli bez atrybutów do – jak mawiała Zofia Stryjeńska -"uładnienia gęby" się nie obejdziesz i do pracy targasz ze sobą torbę godną kangurzycy, wybierasz duży kalendarz, w którym na rozpisanie każdego dnia jest sporo miejsca.
Tymczasem kalendarz Ani ma 336 stron i format 16,5 x 21,5 cm. Spora książka, więc na jednej dacie zapisać można nawet mowę oscarową. Problem w tym, że jedynie tą wygłoszoną przez Jamesa Camerona po wygranej "Titanica", czyli najkrótszą w historii. "Jestem królem świata" – wykrzyczał w 1998 roku reżyser.
Kalendarz na niezbyt zajęte życie, ale wytrzymały kręgosłup.
Po drugie: "motywacja"
Jedna z najbogatszych Polek powinna "motywacja" mieć na drugie imię, w najnowszej edycji kalendarza motywuje swoje fanki na aż 29 stronach. I dodatkowych kilku pustych, które czytelniczki mają zapełnić same – własnymi celami, czy wyliczanką swoich mocnych stron. Miejsce na odkrywcze, inspirujące hasełka znalazło się też bezpośrednio na stronach przeznaczonych na wpisywanie planu dla poszczególnych dni. Większość w stylu: "Każdy dzień jest nowym wyzwaniem, nową przygodą, nową okazją".
Motywacyjne mają też być historie Anny z życia wzięte. W pierwszym opisuje jak "mała Ania" zaczęła trenować karate. Tym tekstem po raz kolejny udowodniła, że sport to jedyna dziedzina życia, w której zdarzały jej się porażki. Jedyna, w której o swoich przegranych mówi wprost. Opowiada, jak walczyła nie tylko z przeciwnikiem na macie, ale przede wszystkim własnymi słabościami. O tym, jak karate zbudowało jej relację z przyszłym mężem, jak nigdy nie mogła się poddawać i kształtowała niezłomną postawę.
Nie da się zaprzeczyć jej osiągnięciom, ani wysiłkowi, który włożyła w to, żeby uprawiać sport na najwyższym poziomie. Tyle że wszyscy tę historię już znamy, nawet jeśli nie jesteśmy jej fanami.
W drugim z felietonów opowiada o stereotypach, twierdząc, że są złe. To jasne jak dwa razy dwa, podążając za słowami Magika. I warto oczywiście te mantry powtarzać – że nie ma sensu dokonywanie podziału na "swój" i "obcy", że nie warto ludzi szufladkować. Sęk w tym, że Lewandowska zaczyna snuć swoją opowieść od… siebie. Nie mówiąc wprost, ale sugerując, że padła ofiarą stereotypu. Choćby tego, że jest "żoną swojego męża".
W kolejnym tekście pisze, że karate to wspaniały sport, który ukształtował ją jako człowieka. Przekształcił kompleksy w pewność siebie i roztrzepanie w punktualność. No dobrze, tylko że fanka już to przeczytała! W felietonie numer jeden, kilkadziesiąt stron wcześniej.
Po trzecie: żywienie
Lewandowska jest dyplomowaną dietetyczką – jej świętym prawem (a według niektórych nawet obowiązkiem) jest przekazywanie wiedzy o żywieniu. No to przekazuje.
Informuje nas na przykład, czym są jajka zerówki ("kupuj jajka tylko od szczęśliwych kur"), przypomina, żeby pić wodę. Sugeruje, żeby unikać cukru, gazowanych napojów i zupek w proszku. Każe jeść regularnie i nie podjadać między posiłkami. Proponuje zakup pudełek do przechowywania gotowej żywności. Żywności, która ma być "zbilansowana, smaczna, kolorowa i sycąca".
W tej historii nie ma niczego, czego nie słyszałam od babci, mamy, ciotek i wszechobecnych mediów. To, czy poskutkowało, to akurat sprawa drugorzędna. Faktem jest, że ja to wiem i wy to wiecie. Trzeba jednak oddać sportsmence co sportmeńskie - kilka ciekawych informacji w kategorii "żywność" się znajdzie. Na przykład taka, czym jest leptyna i leptynoodporność – to już wiedza dla nieco bardziej zaawansowanych. Kilka informacji. Na kilkaset stron książki.
Trzymając się jeszcze resztek nadziei, pomyślałam, że może kalendarz uratują przepisy – jest ich w nim "aż" 14. Między innymi bezglutenowa babka wielkanocna, brownie z truskawkami dla babci i dziadka (zakładka styczeń, wiadomo), czy ulubione placuszki małej Klary.
Pyszne, zdrowe, drogie. Ale to u Lewandowskiej nihil novi.
Po czwarte: sport i zdrowie
Żona najlepszego polskiego strzelca informuje, że… trzeba robić rozgrzewkę! Na przykład krążenie ramion w pozycji stojącej. Jak na piękniejszą połowę "power couple" przystało, proponuje też "power pose".To określona pozycja, która sprawi, że "poczujesz przepływ energii" i zdobędziesz moc. Muszę wypróbować. Lewandowska uczy też, jak biegać – a to akurat nie jest takie oczywiste, zwracam honor.
Potem celebrytka proponuje ćwiczenia pleców, podaje przepis na peeling, sposoby na spuchnięte nogi, albo dobry sen. Nie żeby coś, ale wszystko to przeczytacie na WP Kobieta. Za darmo.
Po piąte i najgorsze: emocje
Ni z gruchy, ni z pietruchy Lewandowska opowiada w książce o miłości nie tylko w kontekście "kochaj samego siebie". Tłumaczy swoim czytelniczkom, że istnieje również miłość do rodziców, rodzeństwa, pasji, partnera i dziecka. Platon skrzyżowany z Arystotelesem i św. Augustynem by tego nie wymyślili.
Celebrytka bynajmniej nie opowiada o swoich doświadczeniach. Pisze po prostu, czym te rodzaje miłości się od siebie różnią. Jej zdaniem miłość do pasji jest najłatwiejsza – może to była jej główna rada dla czytelniczek? "Rób to, co kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu"? Trudno stwierdzić, no ale przynajmniej ma ładne zdjęcie z bratem, mamą i córką. O stworzonej przez siebie rodzinie pisze kilka zdań ("on – piłka, a ja – dietetyka i trening" – powiedz nam coś, czego nie wiemy), podsumowując je przesłaniem równie prawdziwym, co oczywistym. "Dbajcie o swoich bliskich".
"Łuk zbytnio naciągnięty pęka". "Dzieło mistrza chwali". "Broda nie czyni filozofem". Tak właśnie brzmią mądrości Lewandowskiej. Nikt nie zaprzeczy, że są zgodne z prawdą, ale niczego nowego nie wnoszą.
Gorzej być nie może? Nic bardziej mylnego - Lewandowska nie zawodzi nas również, kiedy opisuje przyjaźń. W tym przypadku nie dubluje jednak przysłów naszych praojców, lecz pisze na przykład, że przyjaciółka emanuje magiczną mocą, która przyspieszy powrót do zdrowia, jeśli dopadnie cię choroba.
Albo, że przyjaciółka jest gwarancją udanych wakacji i wspaniałego wieczoru. Nie jest. I na pewno każdy ma w swoim towarzystwie osobę, która pojechała z przyjaciółką na wakacje marzeń, a wróciła ze wspomnieniami z urlopu rodem z horroru. Wcale nie oznacza to, że przyjaźń była nieszczera – czasem preferencje, nawet w przyjaźni, po prostu się różnią. Można to odkryć po wielu latach znajomości, a po ochłonięciu dalej się przyjaźnić. Już bez wspólnych wakacji.
I na koniec perełka – zdaniem Lewandowskiej przyjaciółka nigdy nie zarzuci ci, że dramatyzujesz. Cóż, gdybym miała przyjaciółki, które nie postawią mnie do pionu, kiedy naprawdę na to zasługuję i które nie wyperswadują mi pomysłu, że w każdej sprawie na pewno mam rację, to życie wyglądałoby marnie. Bo przyjaciele działać mają w służbie przyjacielowi, a nie w służbie jego zachciankom i lamentom.
Podobnych smaczków w "Healthy Year by Ann 2019. W poszukiwaniu równowagi" nie jest wiele więcej. Bo to po prostu niemal cała treść, która się w tym kalendarzu znalazła.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl