Przepis na celebrytkę. Nagraj film, zrób fotkę, sława czeka za rogiem
Siostry Godlewskie podbijają sieć i cała Polska podśpiewuje sobie o tym, jak to "pada śnieg, puszysty śnieg", a w "wannie już pływa świąteczny karp". Komentarze rozlały się niczym lukier po piernikach, hejtu też nie brakuje. - Kiedyś były cyrki objazdowe z różnymi dziwnymi stworami, dzisiaj ludzie włączają internet i mają to samo - komentuje w rozmowie z WP Karolina Korwin-Piotrowska.
22.12.2017 | aktual.: 22.12.2017 19:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dla tych, którzy już zdążyli się pogubić, krótkie podsumowanie ostatnich "najważniejszych wydarzeń w kraju". Zaczęło się od tego, że wcześniej nieznana Małgorzata Godlewska postanowiła wrzucić do sieci swoje wersje świątecznych kolęd. "Jezus Malusieńki" i piosenka "Pada śnieg" w jej wykonaniu nie mogły przejść bez echa. I kiedy jedni zastanawiali się, jak musi wyglądać Wigilia w rodzinie Godlewskich, podziwiali efekty specjalne w postaci migających światełek choinkowych za śpiewającą, sława rosła. Rosła tak szybko, że Małgorzata nagrania jednak usunęła. Tyle że w sieci nic nie ginie. I tak mieszkanka Malborka, o której pisze się jako "fotomodelce, dekoratorce wnętrz i specjalistce od leczenia dolegliwości związanych z włosami i skórą głowy", trafiła do tzw. mainstreamu.
O jej, co by nie mówić, oryginalnym wykonaniu zaczęło się mówić. Można się szybko domyślić, że nie wszyscy stali się fanami. Komentarze sypały się w większości prześmiewcze, negatywne. W obronie Małgorzaty stanęła jej siostra – Esmeralda. I gdy wszyscy myśleli, że pierwszego wykonu nie da się przebić, to niemożliwe się dokonało. Siostry Małgorzata i Esmeralda nagrały "Pada śnieg" jeszcze raz, w duecie.
Czwarte miejsce na liście trendujących Youtube. Dokładnie od 19 grudnia do chwili, gdy to piszę, nagranie odtworzono ponad 520 tysięcy razy. Esmeralda uzbierała już ponad tysiąc subskrybentów na portalu, co jak na kilka dni i jedno niosące się w sieci nagranie to niezły wynik. Na tym oczywiście się Godlewskie nie zatrzymały.
"Karpie, glonojady, ofiary operacji plastycznych"
Siostry z Malborka w kilka dni stały się gwiazdami sieci. Na kanale Esmeraldy pojawiły się już nawet kolejne nagrania. W "Polska śpiewająca hejtem" Monika Godlewska przyznaje: - Naszła mnie taka refleksja na temat naszego społeczeństwa, o tym, jak bardzo jesteśmy zaślepieni tą magią internetu. To jest niesamowite, żeby w przeciągu pięciu minut zniszczyć psychicznie daną osobę. Mówię teraz o mojej siostrze, która nagrała piosenkę telefonem. Nagrała ją, bo miała na to ochotę. Nigdzie nie zaznaczyła, że jest super piosenkarką, że jest drugą Celine Dion, bo wiadomo, że nie jest. Przyznajmy ten fakt. Skąd bierze się u nas taka chora tendencja do podcinania mu skrzydeł za każdym razem, kiedy chce wspiąć się trochę w górę? Dlaczego ciągniemy go tymi łapskami w dół? Co wam to daje?
Bo komentarze rzeczywiście powalają. Siostry zostały okrzyknięte "karpiami", "ofiarami operacji plastycznych". Zdaniem internautów "nie powinny się rozmnażać, bo będzie takich więcej" lub "powinny zacząć grywać w filmach dla dorosłych". Wystarczy przejrzeć kilka komentarzy pod tekstami o Godlewskich, by dowiedzieć się też czegoś o nas, oglądających takie filmiki.
Monika mówi: - Pracuję w instytucie medycyny estetycznej, studiuję psychologię. Jestem mamą, mam synka. To, co widzicie w internecie, to zaledwie pięć procent życia. Gorąca świąteczna prośba, nie oceniajmy człowieka po tym, co widzicie w internecie, na Snapchacie, na Instagramie. (...) Rozumiem, że może się nie podobać, ale żeby komentować wygląd dziewczyny w okrutny sposób, bez zastanowienia się, jak to wpływa na psychikę i jak bardzo poczuła się źle po przeczytaniu tych komentarzy pełnych jadu.
Siostry nagrały też filmik w Tesco, gdzie próbują złowić rzeczonego, świątecznego karpia. Przy okazji nie mogło zabraknąć śpiewu. Chcą pokazać, że do całej tej sytuacji mają dystans. Tyle że już wróży im się dalszą karierę. Bo taka rozpoznawalność rzadko nie jest wykorzystywana dalej. Siostry pewnie niedługo nagrają kolejne filmy, ich konta w mediach zaczną puchnąć od obserwatorów, a razem z nimi przyjdą reklamodawcy. Pojawią się posty sponsorowane i słynne już na Instagramie "unboxingi", czyli zbiorowe otwieranie paczek od firm razem z użytkownikami. Godlewskie będą influenserkami, za parę chwil pewnie pojawią się w telewizji śniadaniowej. Kontrakt z wytwórnią to pewnie za dużo, ale role w teledyskach to kwestia czasu.
Seksmasterki i królowe internetu
Godlewskie nie są pierwsze. Historii o tym, jak jednym filmikiem, zdjęciem i pojawieniem się na ściance można rozkręcić karierę w sieci jest mnóstwo. Aniela Bogusz, znana też jako SexMasterka, trafiła do niemal wszystkich mediów tylko dlatego, że nagrała słynne już "Poka Sowe".
"Drogie dziewczęta i chłopcy, czujecie wciąż niedosyt?
Odstawcie dziś pornosy - mówi wam SexMasterka.
Razem będziemy kroczyć każdej upojnej nocy.
Jak chcesz, możesz dołączyć".
Klip ma dziś ponad 11 milionów odtworzeń. Aniela Bogusz to, jak sama o sobie mówi, edukatorka seksualna młodych dziewcząt i chłopców. Na swoim kanale na YouTubie opowiada o swoich doświadczeniach, przeprowadza instruktaż i generalnie sieje zgrozę wśród tych, którzy o seksie uczyli się z podręczników wychowania do życia w rodzinie. Teledysk niósł się w sieci jak wirus i nie wiadomo, co było gorsze. Soft-porno w wydaniu Anieli, czy komentarze internautów, którzy sami napędzali ten "hype" na SexMasterkę. "Aniela, czemu ty nie wylądowałaś w komorze gazowej", "Chętnie ją przyjmę do obozu". Wyzwiska, bluzgi, fala hejtu.
Opłacało się? Wydaje się, że tak. Dziś Aniela ma prawie 400 tysięcy subskrybentów, czyli więcej niż największe dzienniki papierowe w tym kraju czytelników. Każdy kolejny filmik Anieli ogląda prawie milion użytkowników. – Ja się bawię, to nie jest mój zawód. Ja nie traktuję tego tak bardzo poważnie – komentuje Aniela. Przyznaje też, że dostała propozycje, by koncertować po Polsce. W klubach. Stwierdziła, że z jednym utworem nie będzie jeździć po kraju, ale jak nagra więcej utworów, to i wyda płytę i zorganizuje trasę koncertową. Taką największą w Polsce. Po publikacji teledysku wyprzedał się cały towar w jej sklepie internetowym.
Celebrytek, które zrobiły sławę... przez przypadek, można naliczyć mnóstwo. Bo kto przed EURO2012 słyszał o Natalii Siwiec? Miss trybun wybrali internauci i sami stworzyli na nią swoisty popyt. Dziś nikt nie dziwi się, gdy widzi Siwiec w kampanii jakiejś firmy odzieżowej czy obuwniczej. Modelka może się teraz pochwalić ogromną liczbą obserwatorów w mediach społecznościowych. Tylko na Instagramie śledzi ją już prawie 800 tysięcy użytkowników. Natalia promuje kosmetyki, biżuterię, buty, ubrania, produkty fit, lista jest długa.
Weszła do tego grona celebrytek, które pojawia się na wszystkich większych wydarzeniach. Podobnie korzenie w świecie gwiazd zapuściła na dobre Kim Kardashian, a gdyby przypomnieć sobie jej początki, to cofniemy się do słynnej sex-taśmy, która trafiła do internetu. Dołóżmy do tego znajomości z kilkoma gwiazdkami, pieniądze rodziny i nakręcił się cały biznes Kardashianek. Kim jako matka tego sukcesu, udziela wywiadów największym mediom za granicą. Siostry prowadzą kilkanaście oddzielnych biznesów. Sprzedają ubrania, kosmetyki, bywają na imprezach, za co dostają dodatkowe pieniądze, sprzedają swoją prywatność w telewizji. I ludzie je kochają. Bo hejt to jedno i cały czas jest, ale gdzieś w tym wszystkim lubimy podglądać te osoby.
Siwiec, Kardashianki, nawet hejtowana od kilku tygodni Anella, czyli polska Barbie, cieszą się ogromną popularnością, mają swoich fanów, którzy zawsze są gdzieś blisko, po drugiej stronie ekranu. Możemy żartować z takich osób, jak siostry Godlewskie i serwować im najgorsze obelgi, ale to my je oglądamy, to dzięki nam dostają lukratywne kontrakty reklamowe. Więc czy na pewno ich tak nienawidzimy?
- Wie pani, to nic nowego - mówi Karolina Korwin-Piotrowska w rozmowie z WP. - Kiedyś były cyrki objazdowe z różnymi dziwnymi stworami, dzisiaj ludzie włączają internet i mają to samo. Ludzie siedzą w domu, piją herbatkę i oglądają te cuda natury. To z jednej strony zainteresowanie czymś, co odchodzi od normy, z drugiej poprawianie sobie samopoczucia i przyznanie, że "ze mną nie jest jeszcze tak źle" - dodaje.
Korwin-Piotrowska podkreśla, że przy okazji lansowane są dziś niebezpieczne trendy, by zmieniać swoje ciało, operować co się da. Pisze się o tych celebrytkach w samych superlatywach i nikt nie podważa, że robią sobie krzywdę, ale też tym internautkom, które będą chciały pójść w ich ślady. To inna strona problemu.
Fenomen sióstr Godlewskich, polskiej Barbie? To było zawsze. Teraz jest tylko internet. – Weźmy np. ścięcie Anny Boleyn. To była publiczna egzekucja, na którą ściągnęły tłumy. Potem byli zdeformowani ludzie w cyrkach i dla oglądających to było "wow". Ludzie robią sobie dziś selfie przy wypadkach samochodowych. Zainteresowanie wszystkimi odstępstwami od normy, tym co przeraża, szokuje, jest całkowicie naturalne, jest w nas od zawsze. Tylko kiedyś nie było mediów, sieci, w której mogły się te dziwności lansować - dodaje Korwin-Piotrowska.