Rak pokonał ją w zaledwie miesiąc. Aleksandrę Śląską żegnały tłumy
Była jedną z najwybitniejszych polskich aktorek. Jej rolą królowej Bony zachwycali się wszyscy. Karierę Aleksandry Śląskiej przerwała nagła i niespodziewana diagnoza. Zaawansowany rak nie dał szansy na wygraną.
Gwiazda polskiego kina i warszawskiego Teatru Ateneum. Aleksandra Śląska nigdy nie skarżyła się na żadne dolegliwości. Uchodziła za osobę zdrową jak ryba. Nie miała pojęcia, że w jej organizmie "rozgościł się" rak. Nie wiedziała, że powoli umiera.
Choroba pojawiła się nagle
- Mama zakończyła jeden sezon teatralny, wydawało się, że jest zupełnie zdrowa, ale nie zdążyła rozpocząć następnego, bo zmarła - mówił Szczęsny Górski, syn Aleksandry Śląskiej, w rozmowie z autorką książki "Być dzieckiem legendy".
Przed ostatnim, wakacyjnym wyjazdem zrobiła dokładne wyniki badań. Lekarze twierdzili, że nie ma się czym martwić. - Dopiero kiedy wyjechała jak co roku do Karlovych Varów, żeby skorzystać z różnych zabiegów, zregenerować się po całym roku ciężkiej pracy, wzmocnić i nabrać sił przed następnym sezonem, poczuła się tak źle, że zemdlała w basenie - wyznał syn aktorki.
Przeczuwała, że coś się dzieje
Do mieszkania na Złotej nigdy nie wróciła. Mężowi, Januszowi Warmińskiemu, przed podróżą zostawiła instrukcje, jak korzystać z kuchenki, uruchomić opiekacz. Z Karlovych Varów przewieziono ją od razu do szpitala. Najpierw z podejrzeniem zapalenia płuc.
- Diagnoza była porażająca. Nowotwór. I to tak zaawansowany, że nie było już właściwie ratunku. Nigdy nie pogodziłem się ze śmiercią mamy. Być może dlatego, że była taka nagła, niespodziewana - powiedział Szczęsny Górski.
Aktorkę żegnały tłumy
Aleksandra Śląska zmarła 18 września 1989 roku. Pochowano ją na Powązkach w Warszawie. W ostatniej drodze towarzyszyli jej najbliżsi, znajomi, byli studenci i fani. Janusz Warmiński odszedł siedem lat później. Do końca życia opłakiwał ukochaną żonę.