Śmierć byłego męża była dla niej ciosem. Elżbieta Dmoch kochała go nawet po rozwodzie

Elżbieta Dmoch
Elżbieta Dmoch
Źródło zdjęć: © PAP | Ireneusz Radkiewicz

02.08.2024 11:01

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Kiedy śpiewała: "Już mi niosą suknię z welonem, już Cyganie czekają z muzyką, koń do taktu zamiata ogonem...", nie mogła przypuszczać, że życiowe rozczarowanie i gorycz bohaterki utworu staną się jej udziałem.

W 1978 r. Elżbieta Dmoch zachwyciła słuchaczy przebojem "Windą do nieba". Miała urodę i dziewczęcy wdzięk. Była pięć lat po ślubie z ukochanym mężczyzną. Oklaskiwano ją na koncertach, zdobywała nagrody na festiwalach. Czego trzeba więcej? To, że Ela jest wybitnie muzykalna, szybko odkryli rodzice. Chodziła więc do warszawskich szkół muzycznych, uczyła się śpiewu i gry na flecie. Do spotkania, które zapoczątkowało jej karierę, doszło, kiedy miała 17 lat. Janusz Kruk (także absolwent szkoły muzycznej, tylko w klasie kontrabasu) grał na studniówce w jej liceum. Jego uwagę przyciągnęła śliczna dziewczyna. A gdy jeszcze Elżbieta coś zanuciła, zrozumiał, że wyłowił perłę. Zaproponował jej występy z Warszawskimi Kurantami, popularnym stołecznym zespołem bigbitowym.

Showbiznes szybko wciągnął nastolatkę. Po rozpadzie kapeli Elżbieta i Janusz zaczęli występować razem. Ich znakami firmowymi była niezwykła barwa głosu Elżbiety oraz współbrzmienie fletu i gitary akustycznej. Komponował przede wszystkim on, ale i ona miała do tego talent, choć ujawniła go nieco później. Szybko zostali parą, chociaż Janusz Kruk był już żonaty i miał córeczkę Lilianę. Formalności rozwodowe jednak trochę trwały, toteż pobrali się dopiero w 1973 r. Maria Szabłowska wspomina, że nazywano ich najpiękniejszą artystyczną parą Warszawy.

Dwa lata wcześniej z Andrzejem Rybińskim stworzyli zespół 2 plus 1. Szybko dali się poznać ogólnopolskiej widowni. Na festiwalu w Opolu w 1971 r. zdobyli nagrodę za piosenkę "Nie zmogła go kula". Potem nagrali pierwszą płytę długogrającą "Nowy, wspaniały świat" z takimi przebojami, jak "Czerwone słoneczko", "Hej, dogonię lato", "Wstawaj, szkoda dnia" i "Chodź, pomaluj mój świat". Album odniósł sukces i zdobył miano "Złotej Płyty". Dwa razy – w Opolu i Sopocie – Elżbieta Dmoch, oprócz innych nagród, zdobywała tytuły Miss Obiektywu. Zaczęli koncertować za granicą. Najpierw w NRD i ZSRR, potem także w Niemczech Zachodnich. Gdy podpisali kontrakt z tamtejszą wytwórnią, w sklepach muzycznych pojawiły się specjalne półki, oznaczone napisem "Zwei Plus Eins", z nagraniami takich przebojów, jak "Easy Come, Easy Go" i "Singapore".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Nagrania na Zachodzie przynosiły prawdziwe pieniądze, dzięki którym Elżbieta i Janusz mogli kupić dom z ogrodem na warszawskiej Sadybie. Czy wszystko w tym artystycznym małżeństwie było idealne? Jedni twierdzili, że gdyby nie pracowitość i upór Elżbiety, pewnie nie powstałaby nawet połowa przebojów zespołu. Ona była tą odpowiedzialną, pilnującą terminów i kontraktów, a on używał życia. Trochę co innego mówił Cezary Szlązak, członek 2 plus 1. Jego zdaniem Janusz Kruk był wzorem pracowitości.

Komponował, eksperymentował z brzmieniami, stawiał wymagania współpracującym muzykom. "Mieli piękny domek, rzeczywiście bardzo otwarty" – wspominał Szlązak. "Wpadam do nich nad ranem, bo mamy jechać na trzy dni do Berlina. Siedzi u nich kilka osób po nocnej imprezie. Rozmowa, śniadanko, sympatyczna atmosfera. Po kilku dniach wracamy, a ci sami goście nadal są w domu. Tam był bal przez cały czas, a kelner z pobliskiej restauracji tylko donosił kanapki". "W domu jesteśmy razem, na estradzie: osobno, więzy rodzinne się wtedy nie liczą" – podkreślała Dmoch. "Każdy odpowiada za siebie, za to, co robi. Oceniamy się nawzajem ostro. Rzadko jedno od drugiego słyszy pochwałę. Gdy już dochodzi do takiego momentu, radość jest tym większa".

W 1978 r. pojechali na Festiwal Młodzieży i Studentów do Hawany. Każdy kraj bloku socjalistycznego miał koncert galowy, transmitowany w telewizji. Po występie polski ambasador zaprosił wykonawców na bankiet w ogrodach rezydencji. Nieoczekiwanie, bez żadnej zapowiedzi, wpadli ochroniarze Fidela Castro. Dokładnie przejrzeli wszystkie kąty i zarośla, co było zrozumiałe, ze względu na zamachy organizowane przez CIA na kubańskiego przywódcę. Po chwili pojawił się sam Castro. Ambasador był kompletnie zaskoczony i przestraszony.

Zaczął namawiać muzyków, żeby cokolwiek zaśpiewali. Czesław Niemen nie rwał się do występu, Janusz Kruk powiedział, że musieliby ściągnąć instrumenty i aparaturę nagłaśniającą. Najlepszym refleksem wykazała się Maryla Rodowicz, która z akompaniamentem zwykłej gitary zaśpiewała "Balladę wagonową" po angielsku. Muzykom zrobiono wspólne zdjęcie. Maryla i Elżbieta Dmoch ofiarowały Fidelowi swoje płyty. Pierwszy krążek Fidel zabrał ze sobą, na drugim złożył autograf i zwrócił Elżbiecie. Wbrew późniejszym plotkom, wcale nie był to dowód niełaski ze strony dyktatora, bo w następnym roku 2 plus 1 znów zaproszono na Kubę. Zespół odbył dwutygodniowe, bardzo udane tournée po wyspie i nagrał płytę z piosenkami po hiszpańsku.

Stan wojenny ograniczył zagraniczne koncerty. Pogarszał się także stan zdrowia Janusza Kruka. Przeszedł operację wszczepienia zastawki serca, ale nie wszystko przebiegło pomyślnie i długo nie wracał do pełnej formy. Tytuł piosenki "Oszczędzaj serce", która znalazła się na ostatniej płycie 2 plus 1 "Antidotum", był jak ponure memento. W 1989 r. w USA dwa razy zasłabł, raz na scenie, raz w sklepie. Postanowił ograniczyć koncerty. Rozpadało się też małżeństwo artystów. W 1989 r. orzeczono ich rozwód. Janusz Kruk założył nową rodzinę. Z trzecią żoną, Barbarą, miał dwóch synów – Erwina i Emila. Muzyk zmarł nagle na serce 18 czerwca 1992 r.

Jego śmierć była ogromnym ciosem dla Elżbiety, dla której wciąż był miłością życia. Wycofała się ze środowiska artystycznego. Pojawiła się jeszcze kilka razy na scenie, ale w końcu stwierdziła, że muzyka to dla niej zamknięty rozdział. Miała poważne kłopoty ze zdrowiem, odcięła się od znajomych, nie chciała przyjąć oferowanej jej pomocy. Po śmierci matki, która się nią opiekowała, znalazła się w dramatycznej sytuacji. Na szczęście jednak ostatnio piosenkarka czuje się lepiej. Udało się uregulować sprawy należnych jej tantiem i rozwiązać problemy mieszkaniowe. Jest szansa, na to, by po wielu trudnych latach wyszła na prostą.

Źródło artykułu:Magazyn Retro
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (43)