Blisko ludzi"Sanatorium miłości", czyli oglądalność podrasowana nadziejami seniorów

"Sanatorium miłości", czyli oglądalność podrasowana nadziejami seniorów

Czego by nie mówić o Telewizji Polskiej, "Sanatorium miłości" się jej udało. To produkcja ważna nie tylko marketingowo, ale i społecznie. Za 20 lat osoby starsze będą stanowiły 40 proc. społeczeństwa, tymczasem seniorów w mediach wciąż jest jak na lekarstwo.

"Sanatorium miłości", czyli oglądalność podrasowana nadziejami seniorów
Źródło zdjęć: © tvp
Helena Łygas

Seniorzy jadą starymi nyskami do Ustronia, senioralną Florydę na miarę naszych możliwości. Audycja zawiera lokowanie produktu, więc uczestnicy zachwycają się suplementami dla "osób w ich wieku". Dostają współlokatorów z przydziału, zapewne dobranych tak, żeby wzbudzić emocje, a może nawet doprowadzić do konfliktu. Mają jeść w wyznaczonych porach i wykonywać rozpisane przez produkcję zadania. Wszystko po to, żeby oko kamery mogło uchwycić próbę znalezienia może ostatniej już miłości.

W wigilię Dnia Babci TVP wyemitowało premierowy odcinek "Sanatorium miłości". Program dokumentuje trzy tygodnie, które sześć kobiet i sześciu mężczyzn w wieku emerytalnym spędziło w tytułowym sanatorium. Jak informuje biuro prasowe Telewizji Polskiej, na uczestników czekają "podnoszące kondycję zabiegi, zaskakujące atrakcje oraz ekscytujące przeżycia", które mają "zmienić ich rzeczywistość". Czy program zmieni także rzeczywistość widzów?

Wróżenie z analogii

Prezes Kurski wróży mu sukces. W rozmowie z portalem Wirtualne Media kalkuluje, że skoro „Rolnika” oglądało 4 mln widzów, nie widzi powodu dla którego „Sanatorium miłości” miałoby mieć słabsze wyniki. Przecież w naszym kraju seniorów jest kilkukrotnie więcej niż rolników. Mimo szacowania słupków oglądalności "na chłopski rozum", prezes Kurski się nie przeliczył. Pierwszy z 10 planowanych odcinków reality show zgromadził przed telewizorami ponad 4 miliony widzów.

O program zapytaliśmy Przemysława Wiśniewskiego, prezesa Fundacji "Zaczyn" zajmującej się aktywizacją osób starszych. Wiśniewski, który polityką senioralną zajmuje się od kilkunastu lat, docenia, że seniorzy zostali pokazani w prime timie, co nie zdarzało się dotychczas za często. Do formuły programu odnosi się krytycznie.

- Dla wielu widzów seniorzy szukający miłości są obrazkiem nie mniej egzotycznym niż celebryci ścigający się po krajach rozwijających się. W programie seniorzy są "biernym zasobem" – mają czuć, że spotyka ich coś dobrego i to z intencji kogoś, kto pomyślał specjalnie o nich. Tyle że za tym wszystkim stoi nie jakaś misja, ale przyziemny interes. Potencjał dużej oglądalności podrasowany dodatkowo nadziejami, dobrotliwą naiwnością, rubasznością czy infantylnym zachowaniem bohaterów. Seniorzy są wybierani pod takim kątem, żeby dostarczać rozrywki. I to nie swoim rówieśnikom, ale grupie komercyjnej. Za jakiś czas ich miejsce zajmie kolejna niewyeksploatowana medialnie grupa. Pomijając już takie szczegóły, że w domu "Wielkiego Brata" prawie 20 lat temu uczestnicy mieli jaccuzzi, a emerytom oferuje się stare auta i uzdrowisko? To powielenie stereotypu – mówi Wiśniewski. Dodaje, żeby koniecznie zapytać samych seniorów, bo być może to tylko jego perspektywa. Ci rzeczywiście nie są tak surowi w ocenie programu.

Koniec życia kobiety

Pani Krystyna ma 77 lat i mieszka w małej miejscowości pod Jasłem. Od śmierci męża, 27 lat temu, jest sama, ale jak podkreśla kilka razy, "nie czuje się samotna". Dzieci i wnuki często ją odwiedzają. "Sanatorium miłości" obejrzała z przyjemnością.

- Bardzo podobały mi się panie. Wesołe, zadbane, bez kompleksów, jeśli będę dalej oglądała ten program to właśnie dla nich. Panowie wydają się mniej sympatyczni, ale może to tak tylko w tym pierwszym odcinku? – zastanawia się.

O programie usłyszała na długo przed zapowiedziami. Na jesieni kilka tygodni spędziła w ośrodku rehabilitacyjnym. Jej współlokatorką była pani Ludmiła, emerytowana prawniczka. Męża straciła przed trzydziestką. Długo nie potrafiła się otrząsnąć. Był jej pierwszą miłością, poznali się jeszcze w liceum. Dużo pracowała, jeździła po świecie. Dopiero po przejściu na emeryturę postanowiła poszukać miłości. Szło średnio, dlatego Pani Ludmiła zaczęła wysyłać zgłoszenia na castingi. Najpierw do "Pierwszej randki", a potem właśnie do "Sanatorium miłości".

- Ludmiła mówiła, ze to dla niej wielka szansa, bo z każdym rokiem bardziej doskwiera jej samotność. Nie ma dzieci ani rodzeństwa, przyjaciółki chorują albo już nie żyją. Liczyłam, że zobaczę ją na ekranie, ale chyba jej nie przyjęli – opowiada pani Krystyna.

Reality show TVP wzbudziło w niej też refleksje głębszej natury.

- Tutaj, na wsi, jeśli umrze ci mąż, nie myślisz o szukaniu kogoś nowego. Samotność to spokój. Nie trzeba się martwić, co powiedzą sąsiedzi i czy dzieci zaakceptują. Nie umiem pozbyć się myślenia, że po co to tym paniom na starość, że to jakieś wariactwo. Z drugiej strony podziwiam je, że są takie otwarte. Ja bym chyba nie potrafiła. Kiedy odszedł Tadeusz, miałam 50 lat. Dzisiaj wydaje mi się, że byłam młoda, ale wtedy uznałam, że to koniec mojego życia jako kobiety. Że teraz będę już tylko mamą i babcią – mówi pani Krystyna.

Lepsi niż "Teatr telewizji"

Danuta Jakubik ma 67 lat. Jest emerytowaną pielęgniarką. Program oglądała z mężem Janem. Obojgu bardzo się podobał. Jej zdaniem "Sanatorium" raczej nie ośmieli seniorów do randkowania.

- W tym wieku bardzo trudno pokochać. Ludzie są po przejściach, mają swoje przyzwyczajenia. Ale może pokaże tym z nas, którzy siedzą sami, że jest wielu ciekawych świata, energicznych emerytów. Że warto się integrować – opowiada pani Danuta.

Mimo że brakuje jej w telewizji dobrych filmów fabularnych, nie zamieniłaby "Sanatorium miłości" na komedię romantyczną ani nawet na "Teatr telewizji".

- Wreszcie jest coś dla osób w moim wieku. Programy rozrywkowe zawsze są dla młodych, a oni nawet nie oglądają telewizji, wolą Internet. Uczestnicy fajni i dlatego widz też się dobrze z nimi bawi. Mam tylko nadzieję, że za wiele sobie nie obiecują w kwestii miłości i będą ostrożni – martwi się o rówieśników pani Danuta.

Przemysław Wiśniewski mimo wszystkich etycznych "ale" dostrzega też dobre strony programu.

- Seniorzy są wolni od wielu zobowiązań, ale nie chcą być przecież wolni od relacji z drugim człowiekiem. Tego im najbardziej brakuje. Może dzięki programowi jakiś syn czy córka zadzwoni do rodziców? Zobaczy jak ludzcy są seniorzy, gdy nie grają sztywnej roli – zastanawia się Wiśniewski.

Podoba mu się też "mały hedonizm" bohaterów. Mówią otwarcie o tym, czego pragną, nie zastanawiając się, czy to jeszcze wypada. Na ich bezpośredniość zwróciła też uwagę 74-letnia Maria Borysewicz.

Pani Maria jest przewodniczącą Rady Seniorów w Markach. Funkcja zobowiązuje, przed naszą rozmową pani Maria specjalnie zadzwoniła do czterech koleżanek. Chciała zobaczyć, czy znajome seniorki mają podobne odczucia, żeby "nie zostawić mnie z mylnym obrazem".

Tacy bywają mężczyźni

- Kiedy usłyszałam o programie, niepokoiłam się, czy to nie będzie przypadkiem ośmieszające dla seniorów, ale na szczęście obyło się bez tego. Każdy ma prawo szukać drugiej połówki, a sposoby na to są różne. My szukamy miłości na uniwersytetach trzeciego wieku, różnych spotkaniach, a akurat tamci państwo zgłosili się do telewizji – opowiada pani Maria.

Na pewno obejrzy program za tydzień, bo formuła ją zaintrygowała. No i to kolejny temat do rozmów z dziewczynami. Trochę boją się, czy dwie najbardziej żywiołowe bohaterki nie zdominują przypadkiem innych pań. Wesołość wzbudził też pan, który ma w domu siłownię, ale i brzuszek.

- Zauważyłam, że uczestnicy tylko opowiadają, czego oczekują od kobiet, ale nie mówią, co mogliby dać od siebie. Pan z nadwagą komentował, że nie akceptuje nadwagi u kobiet. Było niestety trochę seksizmu. Przykro się na to patrzy, ale tacy bywają niektórzy mężczyźni z naszego pokolenia. Kobiety nie tylko pracowały, ale też zajmowały się domem i dziećmi, miały ładnie wyglądać. Panowie na emeryturze często nie potrafią się odnaleźć, bo stawiali tylko na pracę. Może i w takim programie wypadają gorzej, ale to dlatego, że bywa im trudniej niż nam – zamyśla się pani Maria.

Zły supersenior

Przemysław Wiśniewski widzi jeszcze jedno zagrożenie. Zna przypadki osób, które chciały zaadaptować model medialnej, kolorowej starości do swojego życia, mimo że zupełnie do nich nie pasował. Te nieudane próby tylko dodatkowo ich pognębiały. Osób produktywnych i charyzmatycznych jest niewiele, niezależnie od tego, czy mówimy o nastolatkach, czy o 70-latkach.

- Dla introwertyków, osób niezbyt dynamicznych czy niemających zainteresowań taki program to jasny sygnał, że nie nadążają, nie są fajni. Obserwowanie bohaterów lepszych od nas jest przyjemne w telenoweli, kiedy wiemy że to fikcja. Reality show może sugerować, że pokazywana jest norma, od której się odstaje. Obraz "superseniora" to dla nich często stresor. Umówmy się, że pan, który w podeszłym wieku zdobywa medale na wyścigach kolarskich, albo pani, która chodzi po górach i całe dnie czyta, to nie są typowi emeryci – wyjaśnia prezes fundacji "Zaczyn".

Recenzje programu wśród osób starszych są dość jednoznacznie pozytywne. Choć trudno odmówić trafności spostrzeżeń Przemysławowi Wiśniewskiemu, wydaje się, że sami zainteresowani nie analizują programu. Nawet jeśli pewne jego elementy im nie odpowiadają, w pierwszej kolejności cieszą się, że wreszcie zostali zauważeni. Przez najbliższe dwa miesiące o seniorach będzie w Polsce głośno. W ich problemach możemy się przejrzeć jak w lustrze, które pokazuje przyszłość. Nas też to czeka. W pewnym sensie wszyscy jesteśmy seniorami.

Przeczytaj także:

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (125)