Utalentowana niania
Vivian, gdy dorosła, przeniosła się do Stanów Zjednoczonych. Zatrudniła się w fabryce, ale to nie była praca dla niej. Nie miała czasu na to, by spacerować i robić zdjęcia, a właśnie to było jej największą pasją. Doszła do wniosku, że jedynym zajęciem, które zagwarantuje jej mnóstwo czasu na świeżym powietrzu, będzie niańczenie dzieci.
Wiedziała, że najlepiej będzie zatrudnić się u bogatszych rodzin, bo to tak jak awansować na drabinie społecznej. W 1956 roku zamieszkała z żydowską rodziną Gensburgów. U nich czuła się wreszcie swobodnie. Kiedy ich opuści, już nigdy nikt nie zaproponuje jej takich warunków. Tu mogła wywoływać swoje zdjęcia, miała prywatny pokój z łazienką, nikt też nie zwracał uwagi, że jpudła z jej szpargałami zaczęły formować się w tunele. Maier była bowiem chorobliwą zbieraczką. Nie wyrzucała absolutnie nic. Jej byli wychowankowie w filmie "Szukając Vivian Maier" opowiadają, że zatrzymywała wszystkie zdjęcia, wycinki z gazet, rachunki. - To było tak bardzo dziwne. Wszedłem na jej strych może ze trzy razy w czasie, gdy była moją nianią i stosy gazet, które tam się piętrzyły, były większe ode mnie. To było jak wejście w inny świat - mówił po latach Joe Matthews, którym się opiekowała.