Kosmitka, podglądaczka
- Myślę, że ona tak naprawdę to nie lubiła dzieci. Lubiła obrazki. Kiedy coś zobaczyła, chciała to uchwycić na zdjęciu. Tak jak zbierała gazety, tak kolekcjonowała kadry. Mojego brata zawsze traktowała lepiej, bo był ułożony i nie przeszkadzał jej. Ona tylko chciała robić zdjęcia, my byliśmy "tylko" obowiązkiem - wspomina Matthews.
Maier spędzała czas tylko z malcami. Nie miała przyjaciół ani krewnych. Rodziców też wymazała ze swojego życiorysu i to dosłownie, bo w paszporcie kazała wpisać, że nie żyją. Jej życie prywatne to fotografowanie. A to doprowadziła do perfekcji.
Była mistrzynią zatrzymywania codziennego życia w kadrach. Mogła wejść do luksusowego sklepu i podglądać pracę sprzedawczyń i nikt nie zwróciłby jej uwagi. W biednych dzielnicach Chicago też nikt nie miał nic przeciwko, by robiła zdjęcia. Postawną kobietę o niezbyt kobiecych kształtach traktowano jak swoją.
Ona sama unikała tylko kontaktu cielesnego z mężczyznami. Podobno, kiedy któregoś dnia sąsiad chciał jej pomóc na klatce schodowej, uderzyła go w twarz. - Musiała mieć jakąś traumę. Może ktoś ją molestował, nie wiem. Ale musiała zostać jakoś skrzywdzona przez mężczyznę. Inaczej nie reagowałaby tak gwałtownie - sugeruje jedna z bohaterek "Szukając Vivian Maier".