Syndrom "wrednej dziewczyny" nie kończy się po 40‑tce. Zawiść zniszczyła kultowy serial
"W piekle jest specjalne miejsce dla kobiet, które nie pomagają innym kobietom" – powiedziała kiedyś Madeleine Albright. A co z tymi wszystkimi kobietami, które nie tylko nie pomagają, ale przeszkadzają? Zazwyczaj w białych rękawiczkach.
15.02.2018 | aktual.: 15.02.2018 18:24
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kilka dni temu w mediach zrobiło się głośno o konflikcie gwiazd "Seksu w Wielkim Mieście". Sarah Jessica Parker złożyła publiczne kondolencje Kim Cattrall, której zmarł brat. Serialowa Samantha natychmiast odpowiedziała koleżance, nie przebierając w słowach.
Napisała między innymi, że Parker nigdy nie była jej przyjaciółką i żeby przestała korzystać z tragedii, żeby znowu wejść w swoją ulubioną rolę "miłej dziewczyny". Dodała, że ta cała sytuacja tylko przypomina jej, jak okrutną Parker była i jest osobą. "Nawet moja mama zapytała – kiedy ta hipokrytka zostawi cię wreszcie w spokoju?" - dodała.
Cattrall wreszcie się ulało. W w ciągnącym się od dłuższego czasu paśmie niedopowiedzeń, zawsze przedstawiana była jako "ta zła". Czy jednak kobiece konflikty toczące się w cieniu filmowych uśmiechów i wspólnych zdjęć są naprawdę czymś niesamowitym? Wszystkie znamy wredne dziewczyny i plotkary, sportretowane w filmach dla kobiet o analogicznych tytułach. Ba, czasem nawet same w te role wchodzimy.
Zaczyna się, kiedy mamy naście lat. Uciekając się do różnych, nie zawsze czystych zagrywek, badamy, kim jesteśmy w grupie, ale też testujemy granice. Swoje i innych.
Psycholog zajmujący się badaniem relacji budowanych przez nastolatków, profesor Kai Björkqvist, opisuje różnice, w sposobie wyładowywania frustracji, zależące od płci. Podczas gdy wściekły chłopiec będzie niszczył przedmioty lub też pójdzie grać w piłkę, dziewczynka będzie bardziej skłonna wyżyć się na koleżance. Nawet przyjaźnie kobiet dorosłych są najczęściej podszyte dawką okrucieństwa, której jakoś nie przejawiamy w stosunku do przyjaciół odmiennej płci.
Autorka niewydanej w Polsce książki "Woman's inhumanity to woman" ("Okrucieństwo kobiet w stosunku do kobiet"), Phyllis Chester jest emerytowaną profesor psychologii. Do napisania książki skłoniły ją lata praktyki psychoterapeutycznej, podczas której stykała się z kobietami zranionymi głęboko przez "przyjaciółki".
Jej zdaniem stoi za tym charakterystyczna dla kobiet tendencja do podchodzenia do relacji z innymi kobietami jak do więzi rodzinnych. Nowopoznaną kobietę osadzamy natychmiast w funkcji matki, dziecka lub siostry. Jeśli zaś nowa koleżanka nie będzie spełniała naszych podświadomych oczekiwań związanych z tymi funkcjami, zaczynamy postrzegać ją jako wroga. Matka przeistacza się w złą macochę, córka – w zbuntowanego bachora, a siostra w kogoś, z kim musimy konkurować.
Możemy też od razu przejść do kategorii negatywnych i zdaje się, że to właśnie stało się 20 lat temu na planie "Seksu w Wielkim Mieście". "New York Post" opublikował artykuł będący efektem mini śledztwa wokół tego, jak zaczął się konflikt na planie serialu.
Kiedy w 1998 roku w Nowym Jorku ruszyły zdjęcia, największą gwiazdą była wcale nie Sarah Jessica Parker, ale właśnie Cattrall, uwielbiana przez operatorów i reżysera za warsztat aktorski i talent komediowy. Do tego jako jedyna była znana szerszej publiczności – grała w kilku zapomnianych dziś, ale kasowych w latach 80. filmach. Parker od początku się to nie podobało, traktowała Kim oschle i trzymała się blisko z Cynthią Nixon (Mirandą), z którą poznały się jeszcze jako nastolatki na Broadwayu.
Serial okazał się hitem, a Sarah Jessica zyskała status gwiazdy i przestała kryć się z niechęcią do starszej koleżanki. Nixon i Parker do swojego "kółka" wciągnęły też grającą Charlotte Kristinę Davis. Z czasem atmosfera była coraz bardziej napięta, tym bardziej, że nowym reżyserem kolejnego już sezonu został przyjaciel Parker.
Na czas zdjęć Nixon, Parker i Davies wynajmowały nawet razem dom. Cattrall mieszkała oddzielnie. Kiedy informacja trafiła do mediów, PR-owcy HBO tłumaczyli ją faktem, że jest mężatką. Jak wynika z artykułu "New York Post" Parker coraz bardziej rządziła się na planie, w pewnym momencie doprowadzając do sytuacji, w której z Kim nie rozmawiały nawet makijażystki.
Cattrall z ulgą przyjęła wiadomość o zakończeniu zdjęć. Nie była przekonana do wcielenia się w Samanthę jeszcze raz, tym razem w filmie, i bolały ją doniesienia prasy, że powstanie drugiej części opóźniają jej żądania finansowe. Kiedy zmęczona sytuacją, zdecydowała się opowiedzieć o całej sytuacji prasie, wyznała, że nigdy nie stawiała wymagań finansowych. Po prostu nie chciała już spotykać się z triem Nixon-Davies-Parker na planie.
To historia przykra o tyle że relacje bohaterek serialu dla naszego pokolenia były modelową, kobiecą przyjaźnią. Taką, którą same chciałybyśmy mieć. Tymczasem zakulisowo rozgrywały się niezbyt przyjemne sceny, które znamy z liceum. Aż nazbyt często kobiety robiące karierę obawiają się występować przeciw mężczyznom. Ci zajmują często wyższą pozycję, a do tego nie do końca wiadomo, jak zareagują na takie kobiece gierki. Wolimy uderzać w inne kobiety, bo wiemy jak je zranić. Nie nauczono nas zasad otwartej rywalizacji, jeśli już stajemy w zawodowe szranki, często robimy to w zawoalowany sposób, wychodząc z założenia, że rywalizacja nam nie przystoi.
Do tego, jeśli jesteś aktorką czy modelką, w pracy konkurujesz wyłącznie z innymi kobietami. Zastanawiające, jakie historie można by usłyszeć, gdyby w Hollywood narodziła się kolejna akcja na miarę #metoo, tym razem obnażającą wszystkie nogi podstawione koleżankom po fachu.
Jeśli chodzi o kobiecą solidarność najczęściej padającym argumentem jej przeciwników jest zdanie, że trzyma się z ludźmi, a nie z genitaliami. Tyle że chodzi tu nie o bezwzględne trzymanie czyjejś strony, ale o wyrozumiałość wynikającą ze wspólnoty doświadczeń. Świadomości tego, że kobiety mają niemal na każdym polu trudniej.