Blisko ludziSzkolna obserwacja

Szkolna obserwacja

Zakładanie kamer w szkołach budzi kontrowersje – jedni są za, drudzy przeciw. Jakie są zalety i wady monitoringu szkolnego według nauczycieli, uczniów i rodziców?

Szkolna obserwacja
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

28.09.2007 | aktual.: 01.06.2010 00:02

Zakładanie kamer w szkołach budzi kontrowersje – jedni są za, drudzy przeciw. Jakie są zalety i wady monitoringu szkolnego według nauczycieli, uczniów i rodziców?

Jeszcze kilka lat temu za system bezpieczeństwa w szkołach uznawano kontrolę na portierni oraz identyfikatory, bez których uczniowie nie mogli wejść do budynku. Niestety metoda ta okazała się zawodna i zdarzało się, że mimo wszystko, do szkoły wchodzili nieproszeni goście będący zagrożeniem dla uczniów.

W marcu bieżącego roku Sejm znowelizował prawo oświatowe i przyjął ustawę zakładającą wprowadzenie mundurków oraz monitorowania wejść do szkoły. O ile kamera skierowana na wejście do budynku jest raczej powszechnie akceptowana i uważana za potrzebną, o tyle kamery montowane wewnątrz szkoły nie są przyjmowane z takim entuzjazmem.

Spora inwestycja

Założenie monitoringu łączy się z niemałymi kosztami. Cena dwóch kamer i serwera rejestrującego nagrywany przez nie obraz to 6 tys. złotych. Przeciętna szkoła zamawia od 6 do 8 kamer, co daje łącznie ponad 30 tys. złotych. Warto dodać jeszcze, że są to ceny netto, więc w praktyce przychodzi zapłacić dużo więcej. Nie jest to jednak beznadziejna sytuacja. Ministerstwo Edukacji Narodowej wyszło na przeciw oczekiwaniom dyrektorów szkół i obiecało dofinansowania. Pieniądze mogą otrzymać szkoły, w których uczy się minimum 200 uczniów. Warunkiem otrzymania dofinansowania jest złożenie wniosku oraz zagwarantowanie sobie wsparcia finansowego ze strony gminy lub urzędu miasta. Szkoły mogą liczyć na zwrot 80% poniesionych kosztów, a jeśli zdecydują się na rozbudowę systemu monitorującego, dostaną nawet 90% zwrotu.

Jakie zalety ma monitoring?

W pozytywny sposób o monitoringu w szkole wypowiadają się głównie nauczyciele i rodzice uczniów. Dyrektorzy szkół mając na uwadze, że poziom przemocy wzrasta, decydują się na zamontowanie kamer, aby w razie bójki móc zidentyfikować prowodyra i wyciągnąć konsekwencje. Monitorowanie szkolnego korytarza ma zapobiec zastraszaniu młodszych uczniów przez starszych, a w razie takiego wypadku film ma być materiałem dowodowym świadczącym o czyjejś winie. Rodzice wspominają również o strachu przed narkotykami i papierosami. Stąd kamery obserwujące wchodzących do szkoły oraz kamery na korytarzach kontrolujące uczniów.
Monitoring sprawdza się również w przeciwdziałaniu aktom wandalizmu. Ewentualne wykroczenia, mające miejsce w czasie, gdy kamery już działały, zostają dokładnie rejestrowane, a uczniowie karani. Zwykle koszty napraw pokrywają rodzice niesfornych uczniów, a nagranie z kamery jest niezbitym dowodem winy konkretnych osób. Po kilku takich incydentach wandalizm właściwie znika, bo uczniowie mają świadomość, że nikt nie jest już bezkarny.

Polemika zwolenników z przeciwnikami

Nie wszyscy rodzice uczniów mają dobre zdanie o kamerach obserwujących ich dzieci. Wprowadzenie monitoringu uważają za nałożenie zbyt dużej kontroli na dzieci, odebranie im prywatności i naruszenie praw ucznia. Nagrywanie obrazu z kamer uważają za mało wystarczające, bo za późno jest na złapanie wandali, jeśli nie ma osoby obserwującej obraz „na żywo”. Tymczasem zwolennicy kamer bronią swojej racji mówiąc, że monitoring to nie tylko obserwacja, ale także ewentualny dowód popełnionego przestępstwa. Zwolennicy tradycyjnych metod zapewniania bezpieczeństwa dodają, że kamery nie są środkiem wychowawczym i nie zastąpią nauczycieli i rodziców. Dodatkowo wspominają o tym, że wprowadzanie takich metod niszczy zaufanie między uczniami a nauczycielem, wprowadzając niekorzystną atmosferę w szkole. Przeciwnicy w sporze oponują: szkoły nie ogarnie okiem jeden strażnik czy dyżurujący nauczyciel, a nocą, gdy do szkoły włamują się wandale czy złodzieje, nie ma już strażnika, więc tylko kamera może zarejestrować ewentualne
przestępstwo.

Co myślą o tym sami uczniowie?

W większości sprzeciwiają się monitoringowi. Mówią, że wystarczyły im do tej pory imienne identyfikatory i strażnicy pilnujący bezpieczeństwa. Wolą tradycyjne metody od wprowadzania do szkół „big brothera”, jak mówią. Kategorycznie sprzeciwiają się montowaniu kamer w salach lekcyjnych. Podobnie nie wyobrażają sobie obecności kamer w toaletach. Uważają, że jeśli coś ma się stać, to stanie się bez względu na obecność kamer. Fakt, że są obserwowani, wzbudza ich zainteresowanie tylko na samym początku – po jakimś czasie obecność kamer przechodzi do porządku dziennego, a oni sami zapominają, że nie na wszystko mogą sobie pozwolić. Mimo to, zawsze pozostaje w nich niemiłe wrażenie bycia szpiegowanym.

Gdzie jest złoty środek?

Nie ulega wątpliwości, że ludzkie możliwości mogą w niektórych sytuacjach zawodzić, więc kamera nad wejściem do szkoły to rzecz zalecana, a według Ministra Edukacji nawet obligatoryjna. Co natomiast z kamerami na szkolnych korytarzach, a nawet w salach czy toaletach? Tutaj nie można działać bez porozumienia między władzami szkół a uczniami i ich rodzicami. Jeśli wszystkie strony uznają, że kamery wprowadzą zmiany na lepsze, to taka inwestycja nie zrodzi konfliktów ani nie stworzy niemiłej atmosfery. Istotne jest jednak zachowanie zdrowego rozsądku i pamiętanie, że kamery nie zastąpią dyżurujących nauczycieli. Połączenie nowoczesnych metod z tradycyjnym wychowaniem da najlepsze rezultaty, a my będziemy pewni, że nasze dzieci, choć bezpieczne, dobrze czują się w swojej szkole, w której przecież spędzają większość swojego młodzieńczego życia…

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)