To ona poinformowała świat o napaści Hitlera na Polskę. Kim jest?
„Tysiąc czołgów zgromadziło się na polskiej granicy. 10 dywizji gotowych do szybkiego uderzenia. Niemiecka machina wojenna jest gotowa do natychmiastowej akcji” – pisała Clare Hollingworth w sierpniu 1939 roku. To dzięki niej świat dowiedział się, że niemieckie wojska są już na granicy. W ambasadzie długo przekonywano ją jednak, że żadna wojna nie mogła się przecież zacząć.
Kiedy Clare Hollingworth wysłała depeszę do brytyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, była dziennikarką raptem od tygodnia. Doniosła mediom o inwazji Niemiec na Polskę i spełniła sen wielu doświadczonych dziennikarzy. Jako pierwsza podała informację, która zaważyła na losach świata. Tak zaczęła się niezwykła kariera Clare, która właśnie obchodzi 105. urodziny.
Co zobaczyła na granicy?
Był sierpień 1939 roku. 28-letnia wtedy Clare była „świeżakiem” w redakcji „The Daily Telegraph”. Pracowała zaledwie kilka tygodni, ale gazeta postanowiła wysłać ją do Polski, a konkretnie do Katowic, żeby napisała artykuł o sytuacji politycznej w tej części Europy. Wybuch konfliktu mógł nastąpić w każdej chwili.
Żeby sprawdzić, jak naprawdę wygląda sytuacja na granicy, Clare postanowiła przekonać brytyjskiego konsula, by udostępnił jej samochód i żeby mogła pojechać w teren. Nie musiała odjechać daleko od Katowic. - Po niemieckiej stronie zobaczyłam mnóstwo wojskowych pojazdów, które były gotowe do wjazdu do Polski. Wiedziałam, że wojna wybuchnie za dzień lub dwa - wspominała Hollingworth.
Następnego dnia na pierwszej stronie „The Daily Telegraph” ukazał się jej tekst, w którym opisała to, co zobaczyła na granicy. Machina wojenna była gotowa do natychmiastowej akcji.
Z okna katowickiego mieszkania
1 września 1939 roku ze snu wyrwał ją hałas przejeżdżających pod jej oknem czołgów. Od razu zerwała się w stronę telefonu, by poinformować brytyjską ambasadę. Po drugiej stronie słuchawki nikomu nie chciało się wierzyć, że wojna już się rozpoczęła. Clare wystawiła telefon za okno, tak by jej rozmówca mógł na własne uszy przekonać się, że nie żartuje.
- Clare zawiadomiła swoich przełożonych w Warszawie, zaś ci zadzwonili do polskiego MSZ z prośbą o komentarz. Ministerstwo najwidoczniej po raz pierwszy, i to od przedstawiciela mediów, usłyszało o ataku na Polskę. Najpierw zaprzeczono tej informacji. Ale potem, w trakcie rozmowy, zawyły w Warszawie syreny alarmowe i stało się jasne, co się dzieje. Paradoksalnie, także ona sama nie była pewna czy to nie fałszywy alarm, ponieważ Polacy mówili jej, że to ćwiczenia – mówił w rozmowie z „DW” Patrick Garrett, krewny i oficjalny biograf korespondentki.
Clare, dopiero gdy Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Trzeciej Rzeszy, zdała sobie w pełni sprawę z wagi wydarzeń. - Zaczęła się zastanawiać, czy jej własne mieszkanie nie zostanie wkrótce zamienione w gruz – dodaje Garrett. Hollingworth już na zawsze związała się z wojną.
Ze spokojnej wsi…
Urodziła się w 1911 roku w Knighton w Wielkiej Brytanii. Miała tylko 3 latka, gdy wybuchła I wojna światowa. Rodzice chcieli zrobić wszystko, żeby odciągnąć swoje dzieci od działań wojennych, więc przenieśli się na wieś.
Idylla musiała się jednak kiedyś skończyć. Po latach Clare trafiła do Polski, gdzie na rok przed wybuchem wojny, organizowała ewakuację Żydów do Wielkiej Brytanii. Według ustaleń historyków, udało się jej pomóc 3,5 tys. Żydom. O jej działaniach w Polsce doskonale wiedział brytyjski rząd. Kiedy sytuacja polityczna zaczęła być niewygodna, postanowili zakazać jej udzielania tej pomocy. Uważano, że wśród imigrantów mogą być potencjalni szpiedzy i wrogowie kraju. Mimo to w prasie okrzyknięto ją kobiecą wersją Oscara Schindlera.
Kobieta w okopach
Relacje z Polski nie były jedynymi ważnymi momentami w jej karierze. Clare relacjonowała także konflikty w Palestynie, Algierii, Chinach, czy Wietnamie. Była jedną z niewielu kobiet, którym udało się dostać na front. Pracowała prosto z bombardowanych miast, latała szybowcami razem z żołnierzami RAF-u, rozmawiała ze światowymi przywódcami, wreszcie została pierwszą brytyjską korespondentką z Pekinu. Weszła w rolę całkowicie zarezerwowaną dla mężczyzn.
- Clare z całą pewnością nie jest feministką. Właściwie odnosiła się dość szorstko do swoich konkurentek. Mało co świadczy o jej kobiecej solidarności. Ona po prostu wierzyła w równe prawa dla wszystkich – przyznał po latach Patrick Garrett.
- Na pustyni czy w wietnamskiej dżungli, Clare zawsze chciała być w pobliżu żołnierzy. Żyła i pracowała w tych samych spartańskich warunkach, co oni. Zawsze czuła, że nie potraktują jej poważnie, jeśli zaakceptuje przywileje. Sądzę, że Clare powiedziałaby, że dowód na to, że kobieta może podołać wszystkiemu, co robi mężczyzna, jest jej wkładem w równouprawnienie – dodał.
Sekret długowieczności?
Clare Hollingworth ma 105 lat i jeszcze do niedawna pisała swoje teksty dla największych tygodników. Nigdy nie przeszła na emeryturę. Jak przyznają jej krewni, cały czas śledzi bieżące wydarzenia, a wiele z nich przewidziała już lata temu. Dziś mieszka w Hongkongu i uważana jest za legendę dziennikarstwa.
- Zależy jej bardzo, żeby być ciągle jeszcze cząstką świata informacji. Dlatego upiera się, żeby jej paszport leżał w pogotowiu obok poduszki, a buty stały przy łóżku – na wypadek, gdyby zadzwonił redaktor naczelny i wysłał ją w podróż zagraniczną. Jasne, że nic takiego już się nie wydarzy, ale to nadaje sensu jej życiu i tłumaczy też jej długowieczność – mówi jej biograf.