"Trzeba być biednym, żeby dostać mieszkanie komunalne, ale bogatym, żeby móc je utrzymać"
Pani Małgorzata zdradza kulisy przyznawania przez miasto mieszkań socjalnych. Zdjęcia, które pojawiły się w sieci zszokowały wiele osób mających zupełnie inne wyobrażenie o pomocy dla najbardziej potrzebujących.
26.10.2018 | aktual.: 26.10.2018 19:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ludzie dostają lokale socjalne, które często wywołują zazdrość u innych, także ciężko pracujących. Wielu osobom wydaje się, że takie mieszkanie to dar od losu. Nie zdają sobie jednak sprawy z jakimi realiami przychodzi zmierzyć się osobom, które zdecydują się przyjąć pomoc od państwa. Historia mieszkania przy Łotewskiej 15 doskonale to obrazuje.
"Okropny odór i tragiczne warunki"
Pani Małgorzata mieszka od pięciu lat w maleńkim lokum przy ulicy Mińskiej 22 w Warszawie. Na powierzchni 14 metrów kwadratowych znajduje się kuchnia, pokój i łazienka. – Od lutego starałam się o przydział na nowe mieszkanie. Nie oczekuję wiele. Chcę jedynie, żeby moja córka Wiktoria miała malutki pokoik i żebyśmy w końcu nie marzły – opowiada w rozmowie z WP Kobieta, Małgorzata Maniara.
Po wielu miesiącach oczekiwania w końcu pojawiło się światełko w tunelu. We wtorek kobieta dowiedziała się, że jest dla niej mieszkanie przy ulicy Łotewskiej 15. – Zwolniłam się kilka godzin wcześniej z pracy i pobiegłam jak na skrzydłach, żeby obejrzeć lokum – wspomina Małgorzata, która pracuje jako sprzedawczyni w sklepie obuwniczym.
Czar prysł tuż po przekroczeniu progu. – Odrzucił nas okropny odór i tragiczne warunki. Tam nie da się mieszkać, a już na pewno nie z ośmioletnim dzieckiem – mówi kobieta. Razem z Panią Małgorzatą był zastępca administratora budynku (przyp. red. Marek Strzałkowski). – Mężczyzna sam powiedział, że odkąd pracuje, to nigdy nie widział tak fatalnego mieszkania i żebym go nie brała - twierdzi kobieta. Zadzwoniłam do Strzałkowskiego z prośbą o potwierdzenie słów kobiety, ale usłyszałam jedynie: "odmawiam udzielenia komentarza do słów tej kobiety”.
Lokal socjalny przy Łotewskiej na Pradze Południe ma około 32 metrów kwadratowych. W całym mieszkaniu na ścianach jest pleśń i grzyb. Jeśli pani Małgorzata zgodzi się je przyjąć, to zgodnie z prawem, władze dzielnicy, w której znajduje się lokal będą zobowiązane do przeprowadzenia remontu. "Lokal ogląda najemca przed wykonaniem robót. Jeśli się decyduje na metraż i położenie, niezwłocznie zabieramy się do pracy i dostaje się wyremontowane mieszkanie" – skomentował sprawę Bartosz Milczarczyk, rzecznik prasowy Urzędu m.st. Warszawy.
Fatalny stan budynku
W tym momencie mogłoby się wydawać, że problem jest rozwiązany. Kobieta podpisze dokumenty i niedługo dostanie klucze do wyremontowanego, pachnącego świeżością domu. Jednak to nie stan mieszkania, ale całego budynku jest kluczowym problemem. Dach jest w fatalnym stanie i jest jedną z przyczyn zacieków i powracającego grzyba. Rzecznik dzielnicy Praga-Południe zapewnił mnie, że jeśli pani Małgorzata zdecyduje się przyjąć mieszkanie, to remont zostanie wykonany w ciągu dwóch tygodni. Niestety dzielnica nie jest w stanie zagwarantować, że grzyb zostanie usunięty z mieszkania, a to dosyć istotne. – Zajmiemy się tym w momencie, gdy rozpoczną się prace remontowe w całym budynku – zaznacza Andrzej Opala.
Jak twierdzi Beata Siemieniako, działaczka społeczna która jako pierwsza nagłośniła sprawę w mediach społecznościowych, problem zagrzybienia mieszkań w zasobie gminy jest powszechny. Kamienica przy Łotewskiej 15 nie jest to pojedynczym przypadkiem. Przyczyną zagrzybienia lokali często jest brak podłączenia do sieci ciepłowniczej. "Bardzo trudno jest je dogrzać i tym samym zapobiegać zawilgoceniu. W związku z brakiem c.o. lokatorzy ponoszą wysokie koszty, bo muszą ogrzewać się dodatkowo prądem” - twierdzi Beata Siemieniako.
Zagipsowali wszystko, żebyśmy się nie zorientowali
O tym, jak wielkim koszmarem jest życie w zagrzybionym mieszkaniu, wie również Małgorzata Hoque, która trzy lata temu przyjęła mieszkanie socjalne przy ulicy Żółkiewskiego 19 (kamienica też znajduje się na warszawskiej Pradze Południe). W momencie odbioru ściany były czyste. – Zagipsowali wszystko, żebyśmy się nie zorientowali – opowiedziała mi rozżalona kobieta.
Jak twierdzi Małgorzata, po pierwszej zimie na ścianach zaczął wychodzić grzyb. – Jestem w fatalnej sytuacji. Ogrzewam mieszkanie 24 godziny na dobę przez siedem miesięcy w roku. Spalam trzy metry drewna miesięcznie i kosztuje mnie to tysiąc złotych. Do tego dochodzą jeszcze wysokie koszty za energetykę – tłumaczy. Z jej wyliczeń wynika, że na rachunki za energię w sumie przeznacza pięć tysięcy złotych rocznie.
Kobieta nie czuje się bezpiecznie w tym mieszkaniu. – Mamy dwa piece typu koza. W zeszłym roku dymiło się z nich, ponieważ kominy były niedrożne. Oczywiście władze gminy stwierdziły, że z kominami wszystko jest ok, ale gdy zamówiłam prywatny pomiar, to jednoznacznie stwierdzono coś zupełnie odwrotnego – opowiada Małgorzata, która od dwóch lat stara się, aby zamieniono jej lokal.
Koszty ogrzewania w tego typu kamienicach zdecydowanie przewyższają wysokość czynszu. Sprawa od dawna jest nagłaśniana przez Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów. "Polityka mieszkaniowa władz Warszawy oscyluje między wyzyskiem lokatorów na rzecz prywatnych firm energetycznych, a ich biologicznym wyniszczaniem. Poprzez wyzysk energetyczny i sprzeczności w zarządzaniu lokalami, władze wpychają ludzi biednych w głębsze ubóstwo, nierzadko poniżej ustawowego progu egzystencji, gdy na leki zostaje 10 zł, a na higienę – 18 zł miesięcznie” – czytamy w jednym z internetowych wpisów przedstawicieli stowarzyszenia.
Z deszczu pod rynnę
Pani Małgorzata Maniara doskonale wie, jak to jest żyć w mieszkaniu ogrzewanym elektrycznie. Kamienica przy ulicy Mińskiej 22 również nie ma podłączenia do miejskiego ogrzewania. – Grzejemy elektrycznym piecykiem, ale liczymy każdą minutę, bo to są ogromne koszty – mówi. Według jej wyliczeń kwartalny koszt ogrzewania wynosi 2500 tysiąca złotych. Przy Mińskiej też jest problem z grzybem. - W mieszkaniu nie ma miejsca, więc sporo rzeczy wyniosłam do piwnicy. Teraz wszystko jest zniszczone: ubrania, buty, zabawki dziecka. Musiałam wyrzucić m.in. rowerek córki, bo cały był zagrzybiony – opowiada kobieta. - Córka tak bardzo cieszyła się, że w końcu będzie nam ciepło, a tymczasem miasto oferuje nam takie same warunki – dodaje. Czynsz to wydatek rzędu 400 złotych miesięcznie, ale kobieta stwierdziła, że nie będzie płacić za takie warunki, dlatego dostała pismo z decyzją o eksmisji.
Remont za kilka lat
Zarówno władze miasta jak i dzielnicy zdają sobie sprawę z tego, w jak fatalnym stanie jest budynek przy Łotewskiej 15. - Problem starych kamienic bez centralnego ogrzewania, a często także bez wody, zainteresował władze miasta dopiero po 1989 roku. Na serio zajęto się tym problemem po roku 2008, gdy nowe władze dzielnicy rozpisały wieloletni, długofalowy program sukcesywnego przyłączania kamienic komunalnych do miejskiej sieci c.o. Na Pradze jest wciąż jeszcze wiele takich kamienic. Część z nich objęta jest programem rewitalizacji, wobec części toczą się postępowania (roszczenia) – powiedział nam Andrzej Opala, rzecznik prasowy Urzędu Dzielnicy Praga-Południe.
Kamienica przy Łotewskiej 15 zostanie wyremontowana dopiero po oddaleniu roszczeń lub wykupieniu jej przez miasto. - W stosunku do kamienicy przy ul. Łotewskiej 15 od lutego bieżącego roku toczy się postępowanie w Biurze Spraw Dekretowych. Z naszych informacji wynika, że postępowanie jest zawieszone do czasu ustalenia stron postępowania. Akta znajdują się w Biurze - wyjaśnia przedstawiciel Urzędu Dzielnicy Praga-Południe.
Pani Małgorzata Maniara w piątek rozmawiała ze swoimi potencjalnymi sąsiadami. – Jeden z panów powiedział mi, że rocznie płaci osiem tysięcy za ogrzewanie i jest tym załamany, bo wie, że kamienica zostanie wyremontowana najwcześniej za kilka lat – opowiada kobieta.
Niezależnie jaką decyzje podejmie, będzie skazana na spędzenie kolejnej zimy w zagrzybionym i chłodnym mieszkaniu. To nie są warunki dla samotnej matki z dzieckiem. Jak mówi Iwona Tereszczak, mieszkanka kolejnej zaniedbanej kamienicy na warszawskiej Pradze: "Trzeba być biednym, żeby dostać mieszkanie komunalne, ale bogatym, żeby móc je utrzymać" .
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl