Są szczęśliwie zakochane. Wszystkie znalazły miłość w internecie
Aktywność na internetowych grupach, czatach, mediach społecznościowych czy wreszcie w aplikacjach randkowych daje szansę na znalezienie prawdziwej miłości. I choć szukanie w ten sposób partnera na całe życie może wydawać się pomysłem chybionym, w rzeczywistości istnieje mnóstwo par, które poznały się przez internet.
Według badania przeprowadzonego przez Minds & Roses na zlecenie Canal+, aż 46 proc. respondentów zna parę, która poznała się przez internet i stworzyła stały związek.
Te kobiety poznały swoich partnerów przez internet
Zainspirowani wynikami badania postanowiliśmy sami poszukać kobiet, które doświadczyły takiej sytuacji na własnej skórze, a swoich obecnych partnerów poznały właśnie w sieci. Jedną z nich jest 24-letnia Marta Wilk, która w przyszłym roku bierze ślub. Swojego narzeczonego Bartka poznała przez jedną z popularnych kilka lat temu aplikacji randkowych.
– Wszystko zaczęło się w klasie maturalnej, gdy wspólnie z koleżankami założyłyśmy sobie aplikację randkową. Zrobiłam to bardziej dla śmiechu, może z małą nutką nadziei. Co ciekawe, ta aplikacja proponowała tylko osoby z okolicy. Ja jestem z Częstochowy, a Bartek z Zakopanego. Jak się okazało, jego profil pokazał mi się tylko dlatego, że w tym czasie odwiedzał siostrę w Gliwicach. Spodobał mi się i miło się rozmawiało, ale wtedy nikt z nas nie pomyślałby, że to aż tak się rozwinie – relacjonuje.
– Pierwszy raz spotkaliśmy się, kiedy wpadł do Częstochowy po drodze do Poznania. Spotkanie było bardzo udane. Do domu wróciłam cała w skowronkach. Po dwóch tygodniach rodzice puścili mnie do niego, do Zakopanego. Wtedy zaczął się nasz związek na odległość, ale mam wrażenie, że nikt nie dawał nam szans – wyznaje Marta Wilk.
– Potem po zaledwie czterech spotkaniach "na żywo" pojechaliśmy razem do Wiednia. W odstępie kilku miesięcy oboje przeprowadziliśmy się do Krakowa i po pewnym czasie zamieszkaliśmy razem. Po ponad pięciu latach związku zaręczyliśmy się. Dlatego uważam, że w internecie można znaleźć miłość, choć oczywiście nie wszystkim się to udaje – dodaje.
Dopiero mężczyzna poznany przez internet dał jej poczucie bezpieczeństwa
Gdy zarzuciłam na facebookowych grupach kobiecych pytanie o miłość z internetu, zgłosiło się wiele potencjalnych rozmówczyń. Jedną z nich była Iwona z okolic Ełku, która postanowiła podzielić się z WP Kobieta swoją przejmującą historią, dedykując ją przyszłemu mężowi, Grzegorzowi.
– 13 lat temu skończyło się moje małżeństwo. Mąż pił, bił, trzeba było uciekać i żyć dla 9-letniego wówczas syna. Ja natomiast byłam wrakiem człowieka. Bałam się wszystkiego, a w szczególności tego, że będę sama. Strach przed samotnością rzucił mnie w ramiona faceta, który był chyba gorszy niż mój były mąż... Najpierw poniżał mnie, a później mojego syna. Wyganiałam go drzwiami, a on dosłownie wchodził oknem – mówi kobieta.
– Któregoś dnia odpaliłam Gadu-Gadu i zobaczyłam setki wiadomości od nieznajomych mężczyzn. Szybko dowiedziałam się, że to sprawka tego faceta, z którym się spotykałam. To on wchodził na czaty i rozdawał mój numer GG na lewo i prawo, podając się za mnie. Wśród tego całego towarzystwa był on, 23-letni chłopak, 10 lat młodszy ode mnie, z drugiego krańca Polski – opowiada.
– Rozmawialiśmy o wszystkim, jednak ja traktowałam go jak młodszego brata. Gdy padł temat wycieczek, zaproponowałam mu miejsce do spania u siebie na Mazurach. Przyjechał autobusem do miasta położonego 30 km od mojego domu. Wtedy zobaczyłam najsłodszy uśmiech, jaki w życiu widziałam. Nie bardzo wiedziałam, co się ze mną dzieje. Cały niepokój, który miałam w sobie, nagle zniknął. Poczułam się, jakby ktoś zdjął ze mnie cały ciężar. Od tamtego czasu mija 10 lat wspólnego bycia razem. Kocham go za to, jakim jest człowiekiem i za to, ile mi wybaczył, bo nie ma ze mną łatwo. Po dwukrotnych oświadczynach w końcu przyszedł czas na następny krok: nasz ślub w górach, w tajemnicy przed wszystkimi – zdradza Iwona.
Zobacz: Miała iść z nim na randkę. Wszystko się zmieniło, gdy wysyłał jej wiadomość przeznaczoną dla kolegi
Byli wtedy nastolatkami, lecz internetowa miłość przetrwała już dwie dekady
Swoje doświadczenia opisała nam również Danuta Plenert, która jest z mężem od przeszło 20 lat. Przypadkowy początek znajomości, gdy oboje byli nastolatkami, do tej pory wspomina z wypiekami na twarzy.
– Poznaliśmy się na czacie. Zostałam zaproszona przez bota na kanał związany z zespołem hiphopowym. Miałam nick "śmietanka" i pierwsze słowa, jakie napisał do mnie mój przyszły mąż, to "smaczny nick". Tak zaczęła się rozmowa. Ja miałam wtedy 18, a mąż 17 lat. Po jakimś czasie umówiliśmy się u mnie w Gliwicach. On pochodzi z Opola. Pierwszego spotkania się nie zapomina. Do tej pory na samą myśl mam motyle w brzuchu i robi mi się gorąco – wyznaje Danuta Plenert.
– Kiedy przyjechałam do niego pierwszy raz, jego mama nie była zadowolona. Jednak po krótkim czasie zobaczyła, że jestem ogarniętą osobą z głową na karku i co najważniejsze, daję jej synowi miłość. Byliśmy razem trzy lata, kiedy zaszłam w ciążę. Najpierw to był szok. Nasza córka urodziła się w 2006 roku, a my w 2009 roku wzięliśmy ślub. Jak w każdym związku, były chwile zmartwień, bo jesteśmy tylko ludźmi. Jednak trwamy razem już przez 20 lat – podsumowała kobieta.
Psycholog ostrzega. Im się udało, ale tak być nie musi
Choć historie tych kobiet z pewnością napawają optymizmem, w internecie nigdy nie należy tracić czujności. Po poznaniu w sieci interesującego mężczyzny dopilnujmy, by pierwsze spotkanie odbyło się w miejscu publicznym. Ważne, by wiedziała również o nim bliska nam osoba, która w razie czego będzie mogła zareagować. Nie można zapomnieć, że internetowe znajomości często bywają również rozczarowujące.
– Ludzie randkujący w sieci mają po prostu nadzieję, że ktoś się złapie na ich marketing w internecie. (...) Regularnie spotykam się w gabinecie z sytuacją, że randki np. z Tindera kończą się większym lub mniejszym rozczarowaniem. Ktoś miał być młodszy, smuklejszy, a na spotkanie przychodzi jakby zupełnie inna osoba – mówi w rozmowie z WP Kobieta psychoterapeuta i seksuolog Andrzej Gryżewski.
– Trzeba poświęcić dużo energii na odszyfrowanie, co jest prawdą, a co jest fałszem. Jak kiedyś się mówiło, że papier przyjmie wszystko, tak teraz internet przyjmie jeszcze więcej. Mam poczucie, że jest wielu naciągaczy, których trzeba nauczyć się odsiewać. Warto od razu przerzucać relacje do życia, zweryfikować użytkownika poprzez wideorozmowę – dodaje ekspert.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl