UrodaUroda w PRL-u. Kobiety zaskakiwały pomysłami, choć nie zawsze rozsądkiem

Uroda w PRL‑u. Kobiety zaskakiwały pomysłami, choć nie zawsze rozsądkiem

Uroda w PRL-u. Kobiety zaskakiwały pomysłami, choć nie zawsze rozsądkiem
Źródło zdjęć: © PAP
Paulina Brzozowska
04.01.2019 14:28, aktualizacja: 05.01.2019 21:16

Kosmetyków jak na lekarstwo, niebezpieczne dla zdrowia rytuały, jeden krem na półce - tak wyglądało dbanie o urodę w PRL-u. Kobiety potrafiły sobie poradzić. Ich sztuczki zaskakują nas do dziś.

Dziś trudno nam wyobrazić sobie, że jakiegoś kosmetyku może zabraknąć na półkach. Mamy dostęp do kilkunastu - jeśli nie kilkuset - tysięcy produktów o wszelkich kolorach, konsystencjach i zapachach. A jeszcze 50 lat temu kobiety chcące zadbać o urodę musiały zadowolić się tym, co oferowała im natura i niemal puste półki w sklepie. Chociaż sama tych czasów nie pamiętam, zapytałam najbliższe mi kobiety oraz specjalistów z branży kosmetycznej o to, jak malowało się i pielęgnowało skórę w PRL-u.

Moja mama w czasach Polski Ludowej była nastolatką. Jak każda dorastająca dziewczyna, także ona zaczynała w szkole pierwsze przygody z poprawianiem wyglądu. Niestety w małej miejscowości, z której pochodzimy, nie było dostępu do większości kosmetyków. Zaradne dziewczyny znalazły na to jednak sposób. Usta barwiło się płynem do płukania ust. – Był mocno czerwony, także przykładało się gwint butelki do warg, robiło się "przyssawkę" i czekało kilka minut. Usta szybko się barwiły. Płyn był miętowy, więc dodatkowo wargi lekko szczypały i wyglądały na większe – wspomina mama.

Kiedy już udało się "dorwać" kosmetyki kolorowe, wybór był mocno ograniczony. Przede wszystkim królowała marka Celia. To ich tusz do rzęs znajdował się w kosmetyczkach większości kobiet. Mówiło się na niego "plujka". Maskara miała formę kamienia, na który trzeba było napluć lub nalać odrobinę wody, żeby uzyskać płynną konsystencję. Później powstałą pastę nakładało się za pomocą szczoteczki na rzęsy i… rozdzielało włoski szpilką lub igłą!

Obraz
© Materiały prasowe

Ten proceder miał za zadanie uniknąć posklejania rzęs i stworzyć kruczoczarny wachlarz. Robiła tak Audrey Hepburn czy Elizabeth Taylor. Niestety majstrując przy oku ostrym narzędziem łatwo o wyrządzenie sobie krzywdy. Przeżyła coś takiego nasza redakcyjna koleżanka Agata. Chcąc naśladować swoją mamę, zaczęła rozdzielać swoje dziecięce rzęski szpilką. Zrobiła niestety jeden niefortunny ruch i szpilka znalazła się w oku.

Prawdziwym hitem była także pomadka, która na pierwszy rzut oka wydawała się bardzo nietypowa. Sztyft miał bowiem… zielony kolor. Nie robiło się nią jednak makijażu na bal przebierańców. Pomadka po nałożeniu na usta zmieniała kolor na delikatnie różowy. Hit postanowiła po latach odtworzyć marka Bell, która wypuściła szminkę zmieniającą kolor jako część asortymentu dyskontów Biedronka.

Żółtka na trądzik, jogurt na oparzenia

Moja mama dobrze pamięta, jakich produktów używało się do makijażu czy pielęgnacji. Przede wszystkim wspomina jednak naturalne sposoby, które miały upiększać. - Maseczki robiło się tylko naturalne. Z marchewki i żółtka, żeby ściągnąć pory i pozbyć się trądziku. Z ogórka, żeby odświeżyć cerę. A jak ktoś miał oparzenia słoneczne, to oczywiście jogurt albo kefir. Kremów nie było praktycznie wcale. Na wszystko stosowało się Niveę albo krem Pani Walewska – mówi.

Obraz
© Materiały prasowe

Krem Nivea, swoją drogą, pozostał niemal niezmieniony od lat i bazuje na sprawdzonej recepturze, którą pokochały kobiety w latach 70. i 80. Był jednocześnie balsamem do ciała, kremem nawilżającym do twarzy, pomadką ochronną i kremem przeciwsłonecznym. Jego głównym składnikiem jest Euceryt, który działa jak środek emulgujący olej z wodą, przekształcając je w wyjątkowo delikatną i stabilną emulsję.

Szczęśliwym trafem ten zupełnie nowy środek emulgujący został opracowany przez doktora Isaaca Lifschütza przed 1911 rokiem. Profesor dermatologii Paul Gerson Unna, zafascynowany specjalistyczną wiedzą doktora Lifschütza, pokazał go doktorowi Oscarowi Troplowitzowi, chemikowi i współzałożycielowi firmy Beiersdorf. Ten ostatni od razu wydedukował, że emulsja typu woda w oleju okaże się świetną bazą do produkcji kremu kosmetycznego do skóry.

Z cerą radzono sobie również naturalnie. Na skórę suchą - masło niesolone. Koniecznie świeże. Zamiennikiem był olej jadalny, a jeśli któraś z kobiet miała cerę mieszaną, to miejsca suche traktowało się olejem lub masełkiem, a na przetłuszczające się obszary idealnie pasowała wódka z kwasem bornym.

Nafta, brzozy i Familijny

Mówiąc o urodzie, nie możemy zapomnieć oczywiście o stylizacji i pielęgnacji włosów. W czasach PRL-u dostępne były głównie dwa szampony. Familijny w niebieskiej butelce i szampon z pokrzywą. Odżywianiem trzeba było zajmować się w sposób naturalny. – Żeby loki dłużej się trzymały, najpierw trzeba było włosy wypłukać w piwie. Błyszczały się wtedy i miały lepszy kształt – wspomina moja babcia. Czy włosy nie śmierdziały alkoholem? Zdaniem babci po wysuszeniu alkohol się ulatniał i nie pozostawiał niemiłej woni.

Na włosy stosowano także wodę brzozową, którą do dzisiaj można kupić w kioskach. Wysoka zawartość alkoholu sprawiała, że pasma nie przetłuszczały się i dłużej zostawały puszyste. Jeśli ktoś miał włosy suche, nakładano naftę kosmetyczną. Pierwsze partie tego produktu odstraszały zapachem ropy naftowej, jednak z czasem problem woni został rozwiązany.

Obraz
© Materiały prasowe

Dla palaczy

W PRL-u palenie papierosów było popularne zarówno wśród mężczyzn jak i kobiet. Jak wiadomo, nałóg ten niszczy zęby i sprawia, że uśmiech przestaje przypominać ten z hollywoodzkich okładek. Dzisiaj wybielaniem zajmują się profesjonaliści i specjalistyczne pasty do zębów. W Polsce Ludowej był na to znacznie prostszy sposób. Pożółkłe zęby pocierać należało codziennie watą nasączoną wodą utlenioną.

Nie od Hugo Bossa, a od Polleny

Zapachy również były ważnym elementem kobiecego dbania o urodę. Niestety w PRL-u perfum i dezodorantów było dosłownie kilka. Najpopularniejszym zapachem była Pani Walewska, która występowała w fioletowym, eleganckim flakoniku. Dziś zapach tych perfum określiłybyśmy mianem "babcinych". Inne panie zadowalały się dezodorantami Currara czy perfumami Być Może produkowanymi przez polskie zakłady Pollena Uroda.

Obraz
© Materiały prasowe

Dbanie o siebie w czasach PRL-u nie były łatwe. Niektóre z babcinych sposobów na krótką metę dawały efekty, ale nie należały do najbezpieczniejszych dla zdrowia rozwiązań. Chociażby wybielanie zębów wodą utlenioną, która niszczy szkliwo, czy rozczesywanie rzęs szpilką bywało problematyczne. Warto czerpać ze sprytu ówczesnych kobiet, jednak w niektórych przypadkach lepiej sięgnąć po zdobycze współczesnej kosmetyki i medycyny estetycznej.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz też: Dlaczego wkładamy mydło pod prześcieradło?

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (395)
Zobacz także