Uwierz w siebie, uwierz w siłę wyobraźni (recenzja filmu "Harold i magiczna kredka")

Oto Harold – uśmiechnięty berbeć, który za pomocą swojej magicznej fioletowej kredki tworzy niezliczone światy i przeżywa niezliczone przygody. Jedynym co, go "ogranicza" jest jego własna wyobraźnia oraz odporność na adrenalinę dwójki jego najlepszych, bazgrołowych przyjaciół – Łosia i Jeżozwierza. Każdego dnia – od świtu do zmierzchu – towarzyszy im także narrator, zwany pieszczotliwie Staruszkiem. Świat Harolda jest kompletny, aż do pewnego dnia, gdy Staruszek nagle znika…

Źródło zdjęć: © Adobe Stock
Magdalena Stadrynek

Tak, w największym skrócie, wyglądają przygody Harolda w filmowej wariacji na temat bestsellerowej książki Crocketta Johnsona. I tak zaczyna się największa z przygód, jaką przeżyje razem ze swoimi wiernymi kompanami. Co bowiem robi nasz bohater, gdy Staruszek znika? Wykorzystuje magię kredki, by przedostać się do "prawdziwego" (z premedytacją używam tu cudzysłowu!) świata i go odnaleźć.

Obraz
© materiały partnera | Hopper Stone

Świat światem, a kredka kredką

Przejście z kart książki sprawia, że Harold (Zachary Levi) nabiera trójwymiarowości – DOSŁOWNIE. Podobnie jak jego bazgroły – od Łosia (Lil Rel Howery) i Jeżozwierza (Tanya Reynolds) po wypasione trójkołowce, samoloty czy raczej krwiożercze muchopająki. Okazuje się bowiem, że choć świat jest jakby inny, to kredka działa tak samo i tak samo pozwala Haroldowi na narysowanie, odrysowanie i wyrysowanie wszystkiego i wszystkich. Co – w połączeniu z jego dziecięcą impulsywnością i absolutnym brakiem zrozumienia zasad w świecie "prawdziwym" – jest głównym źródłem komizmu i żartów sytuacyjnych, które rozbawią absolutnie każdego. W końcu staruszka dostająca sprężyn, by sięgnąć po TĘ UPATRZONĄ miskę na półce, czy gigantyczny wiatrak zdmuchujący ludzi to nie są rzeczy, które widzimy każdego dnia! Zastosowanie kredki jest zresztą równie praktyczne, co magiczne! Pęknięta opona? Cyk, narysowana jest nowa! Dom wymagający remontu? Proszę! Tor do dla desko- i rolkarzy? Bez problemu! Aż zaczął się człowiek zastanawiać, co on by sobie mógł takiego wyrysować i zmienić w rzeczywistość…

© materiały partnera | Courtesy of Sony Pictures

Z wielką wyobraźnią przychodzi wielka odpowiedzialność

Cały film i każda przygoda Harolda (bo jego wejście w nasz świat to zbiorowisko miniprzygód samych w sobie!) to przypomnienie, że tym, co tak naprawdę ma moc zmienienia rzeczywistości, jest wyobraźnia. I odrobina odwagi. Przekonujemy się o tym, gdy na drodze bohaterów stanie Terry (Zooey Deschanel) i jej syn Melvin (Benjamin Bottani). Ona pogrążona w smutku po stracie męża i sfrustrowana nudną pracą w sklepie, a on tęskniący za ojcem i wyobcowany w szkole. Poznanie Harolda wpłynie na ich życie równie mocno, jak oni wpłyną na historię Harolda. Podobnie jak Gary (Jemaine Clement), sfrustrowany bibliotekarz i niespełniony pisarzyna… to jest PISARZ FANTASY, którego uniwersum Gagar… Galgar… Grogar… (dobra, obejrzycie, to dowiecie się, jak się toto nazywa, choć nie wierzę, że zapamiętacie tę nazwę) wzbudza… W sumie to nic nie wzbudza. I gdy kredka Harolda wpadnie w jego ręce, ten ostatni odkrywa, że wyobraźnia to nie tylko dobra zabawa, ale i odpowiedzialność. I że wiara w siebie to najcenniejsze, co dał mu jego Staruszek.

I jeśli z jakąś myślą warto wyjść z seansu "Harolda i magicznej kredki" to właśnie z tą. Bez względu na to, jak daleko jesteśmy wiekowo od docelowej grupy odbiorców przygód Harolda.

PS A teraz przyznajcie się, kto już zaczął kombinować, jak przy pomocy magicznej kredki skasować wszystkie poniedziałki z kalendarza?

"Harold i magiczna kredka" w kinach dostępny jest od 2.08!

© materiały partnera
Źródło artykułu:Vibez.pl

Wybrane dla Ciebie