Martyna Wojciechowska z córką
- Uważam, że nie należy dzieciom mówić o śmierci w metaforyczny sposób. Trzeba nazwać rzecz po imieniu. Zawsze chciałam być superwoman, zawsze radziłam sobie z panowaniem nad emocjami. Ale wtedy to był pierwszy raz, kiedy płakałam przy Marysi jak nigdy wcześniej. Pozwoliłam sobie na absolutną słabość i myślę, że Marysia była w równym stopniu zaskoczona, co zafascynowana moją reakcją. Zobaczyła mamę w takiej wersji po raz pierwszy. Kiedy przechodziłyśmy przez ten najtrudniejszy dla nas czas, zastanawiałam się, jak ułożyć nasze życie na nowo - dodaje.