Wojciechowska: to był pierwszy raz, kiedy płakałam przy Marysi
Popularna dziennikarka rzadko opowiada o swoim prywatnym życiu. Tym razem zrobiła wyjątek i mówi o tym, jak przeżyła śmierci ojca Marysi. - Razem z córką przyszło nam zmierzyć się z ogromną stratą, której w żaden sposób nie da się wytłumaczyć. Podstawą mojego wychowywania dziecka jest mówienie mu prawdy. Do rozmowy z Marysią na temat śmierci taty musiałam się przygotować. Kąpałam ją, myłam jej włosy, była taka radosna i wtedy pojawiła się we mnie myśl, że właśnie przeżywa ostatnie beztroskie chwile swojego dzieciństwa. Wiedziałam, że za chwilę wszystko się zmieni - mówi na łamach „Gali”.
Get the look
Martyna Wojciechowska z córką
- Uważam, że nie należy dzieciom mówić o śmierci w metaforyczny sposób. Trzeba nazwać rzecz po imieniu. Zawsze chciałam być superwoman, zawsze radziłam sobie z panowaniem nad emocjami. Ale wtedy to był pierwszy raz, kiedy płakałam przy Marysi jak nigdy wcześniej. Pozwoliłam sobie na absolutną słabość i myślę, że Marysia była w równym stopniu zaskoczona, co zafascynowana moją reakcją. Zobaczyła mamę w takiej wersji po raz pierwszy. Kiedy przechodziłyśmy przez ten najtrudniejszy dla nas czas, zastanawiałam się, jak ułożyć nasze życie na nowo - dodaje.
Martyna Wojciechowska z córką
Opowiada też o sile macierzyństwa. - Nie znałam tego uczucia, choć wiele razy używałam słowa „miłość”. Kiedy to zrozumiałam, zupełnie inaczej zaczęły się układać moje relacje z ludźmi. Gdybym nie doświadczyła macierzyństwa, nie zrobiłabym też programu „Kobieta na krańcu świata” – przyznaje Wojciechowska. 8-letnia Marysia jest zapatrzona w mamę, ostatnio napisała w punktach, co po niej odziedziczyła: „odwagę, pisanie książek, podróżnictwo, szaleństwo, pamiętanie o wszystkim i przeciwnie czasami”.
Martyna Wojciechowska
Martyna i Marysia sto razy dziennie wyznają sobie miłość. - Ostatnio napisała mi: „Wiesz, mamo, nigdy nie miałam lepszej mamy. A mama jest po to, żeby przy Tobie była i Cię kochała. Dziękuję bardzo! Twój Pyszczek”. Czy można sobie wyobrazić piękniejsze wyznanie miłości? - zastanawia się dziennikarka.
Opowiada, że wraz z córką spisała listę zasad obowiązujących w ich domu. - Ostatnio dopisałyśmy jeszcze jeden punkt: kiedy jesteśmy razem, to jesteśmy razem, a nie w telefonie – przyznaje dziennikarka. - Przecież wybrałam taką pracę, uwielbiam ją i to są konsekwencje tej decyzji. Ale przyznaję: czasem mam wyrzuty sumienia. Ważne, by się nie obwiniać - dodaje.
Martyna Wojciechowska z córką
Wojciechowska nigdy nie ukrywała, że wychowanie dziecka to duże wyzwanie. - Wychowanie jest fascynującą podróżą, w dodatku bez mapy. Ale też najtrudniejszą z podróży, jakie można odbyć. Przede wszystkim dlatego, że każda wyprawa ma swoje zakończenie. Żeby nie wiem jak było ciężko, jak musielibyśmy być głodni, zmarznięci i zmęczeni - wiemy, że nadejdzie kres tego całego wysiłku. Bywa, że nie możesz jak człowiek się wysiusiać, umyć, dookoła masz ludzi, których może już nawet nie lubisz, bo zobaczyłaś ich najgorszą stronę, ale wiesz, że jeszcze tylko trochę i... będzie koniec. Wrócisz do domu, do swojego świata. A codzienne życie z dzieckiem to już zupełnie inna historia. Dlatego jest tak trudne. Wychowanie dziecka jest z pewnością dużo trudniejszą i wyższą górą niż Mount Everest - mówiła w jednym z wywiadów. Wyznała też, że marzyła o córce. - Żartowałam nawet, że nie mogłabym usługiwać żadnemu mężczyźnie, nawet gdyby to był mój syn (śmiech). Ja po prostu wiedziałam, że chciałabym wychować i przygotować do życia kobietę - powiedziała.
Martyna Wojciechowska
Największe marzenie Wojciechowskiej? - Przygotować córkę do spotkania ze światem. Wychować mądrą, silną, niezależną, ale też wrażliwą kobietę. Wiem, że sobie poradzę, chociaż to dopiero wyzwanie! Zdobycie Mount Everestu wydaje mi się przy tym nudną przechadzką - tłumaczy.