"Wszystko się nam sypało na głowę". Jak wyglądały powstańcze wesela?
O torcie, sukni ślubnej i uczcie z prawdziwego zdarzenia nowożeńcy mogli tylko pomarzyć. Mimo to uczestnicy skromnych powstańczych ceremonii zapamiętali je jako jedne z najpiękniejszych chwil w życiu. Bo choć brakowało niemal wszystkiego – tego, co najważniejsze, było pod dostatkiem.
18.08.2019 | aktual.: 21.03.2022 11:07
"Irka” (Irena Kowalska) i "Czarny Jaś" (Jan Wuttke) mogli mówić o prawdziwym szczęściu. Po ich ślubie, 4 września 1944 roku, odbyło się całkiem spore weselne przyjęcie, zorganizowane przez kapitana Ryszarda Białousa "Jerzego"... w hali ambasady bułgarskiej! "Na menu składały się kanapki z konserwami, befsztyki z koniny i oczywiście wino. W ramach rarytasu każdy z gości otrzymał po naparstku czarnej prawdziwej kawy" – opowiada w książce Miłość ’44. 44 prawdziwe historie powstańczej miłości Agnieszka Cubała.
Państwo młodzi wprawdzie nie mieli uroczystych strojów – sakramentalne "tak" powiedzieli sobie w panterkach – ale jak na warunki powstańcze zostali wręcz obsypani prezentami. Otrzymali pachnące mydełka, chusteczki do nosa, skarpety oraz... paczkę naboi pistoletowych. Oprócz tego (na co mało która z par mogła liczyć) przyznano im osobny pokój i dzień wolny od służby. "W morzu okrucieństwa, śmierci, bólu była to jasna, radosna chwila" – wspominał po latach ksiądz Józef Warszawski, który poprowadził ceremonię.
"Stroiłyśmy te dziewczyny w to, co kto mógł"
Śluby, aranżowane nieraz na szybko, nie zawsze miały tak uroczystą oprawę. "Przecież nie było co jeść, nie było co pić. Myśmy byli stale w walce" – opowiadał Jan Władysław Maciejewski "Henryk". On sam przez przypadek, właściwie z marszu, został świadkiem na ślubie podchorążego i łączniczki. Młodzi w swoim szczęśliwym dniu nie zdołali urządzić żadnego, choćby najskromniejszego przyjęcia. Później także nie było im to dane – oboje zginęli w powstaniu.
W podobnym pośpiechu wierność przysięgała swojemu ukochanemu sanitariuszka "Zosia" (Zofia Szczepańska). Jak wyjaśnia, nie było szans na zorganizowanie większej uroczystości. "Poczęstunek był, kanapeczki" – wspominała – "Chyba nie było nawet alkoholu, bo w każdej chwili trzeba było [móc] wyjść". Jeden element pozostawał jednak w zgodzie z tradycją: panna młoda miała białą sukienkę, załatwioną przez koleżanki z Konduktorskiej.
Z zasady starano się w miarę możliwości celebrować krótkie chwile szczęścia, rozświetlające ponurą powstańczą codzienność. "Stroiłyśmy te dziewczyny w to, co kto mógł. Jakaś tam pani przyniosła bluzkę z domu, z mieszkania, białą. Spódniczkę jakąś tam ktoś jej pożyczył czy dał, żeby włożyła. Tu jakieś kwiatki" – relacjonowała "Magda", czyli Maria Halina Kucenty.
Z kolei "Krysia" (Krystyna Kunowska-Prędecka) zapamiętała, że jedna z wojennych panien młodych poszła do ślubu w jej płaszczu i pantoflach. "Która miała jakieś możliwsze ciuchy, to jej oczywiście wszystko przekazałyśmy, żeby była jak najbardziej elegancka" – wyjaśniała.
W kwestii ubiorów nie obowiązywały żadne reguły. Młodzi występowali w swoich zwykłych strojach, czasem w panterkach. Beata Branicka "Atka" w czasie ceremonii ubrana była w zwykły chirurgiczny fartuch, a Maria Nowotna "Róża”"wystąpiła w żółtej jedwabnej bluzce… uszytej ze spadochronu zrzutowego!
Równie przypadkowe były często wymieniane przez młodych obrączki. Niektórzy dostawali je od rodziny, innym udawało się zdobyć pierścionki wykonane na przykład z brązu, a jeszcze inni zadowalali się… kółkami z firanek. Prawdziwie "powstańcze" były natomiast kółka wytaczane z łożyska karabinu maszynowego. Taki właśnie symbol małżeństwa otrzymała "Róża". "Używaliśmy [ich – przyp. A.W.] bardzo długo" – opowiadała – "Do momentu, kiedy nam zaczęły zielenieć palce".
Dwa pomidory i siedem śledzi
"Składkowo" organizowano także uczty weselne. Jak opowiadała "Magda": No więc jak było to wesele, to każdy jakiś prezent przyniósł. Każdy coś tam miał. Jeden miał jakąś gumę do żucia, gdzieś tam poderwał ze zrzutów, drugi przyniósł jakiś tam pomidor. O, pomidory mieliśmy dwa. (…) zostały one podzielone na wszystkich uczestników, to jest na osób kilkanaście. I było to jako prezent dla państwa młodych. Oni dostali największe kawałki.
Pomidory znalazły się na stole również podczas świętowania związku "Atki" i Leszka Rybińskiego "Pata", 3 września. W tym przypadku młodzi poczęstowali też gości wieloma trudno dostępnymi delikatesami. "Na ucztę weselną składały się plasterki suchej kiełbasy, suchary, kompot z truskawek, pudełko sardynek i kanapki z cząstkami ostatnich dwóch pomidorów" – opisuje Agnieszka Cubała w książce "Miłość ‘44". Toasty wznoszono zaś wiekową śliwowicą z piwnic Branickich.
Na weselu bezimiennej pary, w którym uczestniczyła "Krysia", gwoździem programu stały się natomiast… kartofle. "To był rarytas niesamowity" – podkreślała po latach – "Po jednym kartoflu, czy po pół kartofla na głowę".
Dostępność jedzenia zmieniała się oczywiście z biegiem czasu. Najsłynniejsza (bo uwieczniona na pięknych zdjęciach Eugeniusza Lokajskiego) powstańcza para, Alicja Treutler i Bolesław Biega, czyli "Lili" i "Bill", 13 sierpnia częstowała gości francuskimi pasztetami, portugalskimi sardynkami i biszkoptami.
Niecały miesiąc później, bo 7 września, Jan Nowak-Jeziorański, biorąc ślub ze swoją "Gretą", cieszył się z poczęstunku złożonego z puszki angielskich konserw, dwóch sardynek i butelki wina. A podczas innej uroczystości, która odbyła się 2 października, na stole pojawiły się zaledwie dwie kromki chleba, każda z plasterkiem słoniny. Spożyli je oczywiście państwo młodzi – był to ich prezent ślubny.
Wręczanie przysmaków w prezencie spotykało się zresztą często. Halina Czarniecka "Karolina" i Stanisław Jastrzębski "Kopeć" dostali na przykład z okazji zawarcia związku małżeńskiego… siedem śledzi. Wzbogaciły one złożony z bochenka gliniastego chleba i potrawki z królika posiłek dla dziesięciu osób.
"Bluzka panny młodej zrobiła się szara od pyłu i tynku"
Nawet w czasie najwystawniejszych uczt weselnicy musieli jednak liczyć się z tym, że będzie trzeba szybko wrócić do trudnej rzeczywistości. "Karolina" i "Kopeć" przekonali się o tym na własnej skórze. Ich ślub opóźnił się najpierw z powodu nalotu, który na pewien czas uniemożliwił bratu pana młodego wyprawę po konieczny do udzielenia sakramentu brewiarz. A i później wszyscy przeżyli kilka przerażających chwil. Jak w książce "Miłość ‘44" pisze Agnieszka Cubała:
Kiedy ksiądz w końcu mógł przystąpić do rozpoczęcia ceremonii, nastąpił wybuch bomby. Trafiła w ich dom – na szczęście w inne jego skrzydło. Biała bluzka panny młodej zrobiła się szara od pyłu i tynku. Przez chwilę dosłownie nie było nic widać. Gdy kurz opadł i nalot ustał, trzeba było nieco uprzątnąć mieszkanie. Po trzydziestu minutach ksiądz wrócił do ceremonii.
Pod ostrzałem odbył się też ślub Andrzeja z batalionu "Nałęcz" z łączniczką. Wspominał go jeden z gości, Wiesław Feliga "Huragan":
(…) był fatalny ostrzał i cały czas, jak ksiądz udzielał ślubu parze młodej, myśmy stali, wszystko się nam sypało na głowę: szyby, żelastwo, wszystko to, w co trafił pocisk z tak zwanych krów ryczących czy z "szaf" (…). Ten odcinek był również ostrzeliwany i z działa kolejowego na Dworcu Gdańskim. To była "Berta", o średnicy sześćset czy sześćset pięćdziesiąt, taki "cielaczek", który jak uderzył, to od razu nie było połowy domu. Ostrzeliwała właśnie artyleria niemiecka (…), ale wzięli ślub szczęśliwie. Myśmy byli poranieni szkłem.
Najlepsze wspomnienia
Mimo wielu trudności, które pojawiały się przy organizowaniu ślubu i wesela, w czasie powstania na zawarcie związku zdecydowało się aż 256 par. Oznacza to, że średnio dziennie odbywały się aż cztery takie ceremonie! Czy młodzi nie chcieli poczekać, aż wojna się skończy, i pobrać się "normalnie"? "Nie, nie chciałam. Chciałam tylko męża mieć, bo wiedziałam, co to za człowiek" – mówiła po prostu "Zosia".
W ekstremalnych warunkach powstania takie decyzje podejmowało się szybciej. Młodzi, którzy codziennie ryzykowali wszystko, nie chcieli czekać na życie, które mogło nigdy nie nadejść. I dla wielu niestety rzeczywiście nie nadeszło – nie wszyscy młodzi małżonkowie doczekali końca walki…
Podczas zrywu miłość stanowiła jednak prawdziwą pociechę. Także dla innych. "Ciepłe były te śluby powstańcze" – opowiadała Magda. A "Leszek" (Leszek Dąbrowski) zaznacza, że ślub kolegi był dla niego jedną z najpiękniejszych chwil tego okresu. "Odbywało się wesele i grałem na akordeonie. To było najlepsze wspomnienie, jak kilka godzin się bawiliśmy" – wspominał. W końcu na chwilę można było zapomnieć o bombach i karabinach, i żyć zwyczajnie i szczęśliwie...
Bibliografia:
- Jan Nowak-Jeziorański, Kurier z Warszawy, Znak Horyzont 2019.
- Agnieszka Cubała, Miłość ’44. 44 prawdziwe historie powstańczej miłości, Prószyński Media 2019.
- Anna Swatowska, Miłość i małżeństwa w powstaniu warszawskim, wPolityce.pl 30.07.2012.
- Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego, relacje Wiesława Feligi, Zofii Szczepańskiej, Anny Uklejskiej, Marii Haliny Kucenty, Leszka Dąbrowskiego, Krystyny Kunowskiej-Prędeckiej.
O Autorze: Anna Winkler - Doktor nauk społecznych, filozofka i politolożka. Zajmuje się przede wszystkim losami radykalizmu społecznego. Interesuje się historią najnowszą, historią rewolucji i historią miast, a także kobiecymi nurtami historii. Chętnie poznaje dzieje kultur pozaeuropejskich. Publikowała między innymi w "Kulturze miasta", "Glissandzie" i "Autoportrecie". Jej teksty pojawiały się także na łamach Res Publiki Nowej.
Zainteresował cię ten tekst? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o najodważniejszych kobietach Powstania Warszawskiego.