Blisko ludziWygrała z białaczką, znęcał się nad nią mąż. Dziś uważa, że nic nie dzieje się bez przyczyny

Wygrała z białaczką, znęcał się nad nią mąż. Dziś uważa, że nic nie dzieje się bez przyczyny

Wygrała z białaczką, znęcał się nad nią mąż. Dziś uważa, że nic nie dzieje się bez przyczyny
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Magdalena Drozdek
04.08.2016 12:11, aktualizacja: 04.06.2018 14:48

Każdego roku ofiarą przemocy w rodzinie pada blisko 90. tys. osób, nie tylko kobiet. Na białaczkę zachoruje w tym samym czasie około 3 tys. Polaków. Ten, kto pisał scenariusz życia Magdy, postanowił umieścić w nim i białaczkę, i przemoc domową. Mało kto podniósłby się po takich przejściach. Film z takim scenariuszem skończyłby się pewnie łzami rozpaczy. W tym przypadku jest jednak zupełnie inaczej.

Magdalena Śpiewak może być niektórym znana jako „Dziewczyna z obrazka”. Jej blog to skarbnica wiedzy dla każdej kobiety. I tej, która ma za sobą toksyczny związek, ale też tej, która chce dowiedzieć się, jak mimo przeciwności losu cieszyć się życiem. Bo nawet po tych najgorszych rzeczach, które spotykają nas w życiu, można się pozbierać. A Magda coś o tym wie.

Magdalena Drozdek: Białaczka, niedosłuch, przemoc ze strony partnera, wczesna ciąża – tym, co już przeszłaś w życiu, można by obdarować przynajmniej kilka osób. Dużo jak na jedną kobietę. Myślałaś, że twoja historia tak się potoczy?

Magdalena Śpiewak: Nie zaplanowałam tego. Trudno sobie zaplanować białaczkę i niedosłuch. Dzieci, owszem, można, ale ja nie zaplanowałam, ja po prostu, jak to się mówi, wpadłam.

Jaka była twoja pierwsza reakcja, kiedy dowiedziałaś się o ciąży?

Przyjęłam to spokojnie. Spóźniał mi się już dość długo okres. Wtedy miałam regularny cykl, więc jednak z każdym kolejnym dniem opóźnienia podejrzewałam, że jestem w ciąży. Test tylko to potwierdził. Nie byłam ani szczególnie zdziwiona, ani zrozpaczona.

Wtedy byłaś jeszcze chora?

Nie, byłam 2 lata po zakończeniu leczenia podtrzymującego. Wciąż jednak byłam pod opieką poradni onkologicznej.

*Były obawy, że ciąża osłabi twój organizm i choroba zaatakuje ponownie? Niektórym kobietom lekarze wprost proponują aborcje. *

Lekarze mieli takie obawy. Z powodu złych wyników już na samym początku trafiłam na patologię ciąży i tam właśnie zaproponowano mi aborcję. Lekarka, która mi to proponowała, kierowała się moim dobrem. Odmówiłam od razu.

Nie bałaś się o swoje zdrowie?

Może to dziwne, może ktoś powie, że nieodpowiedzialne, ale nie. Ja wiedziałam, że wszystko będzie dobrze. Mnie te wszystkie obawy strasznie irytowały.

Obraz
© Archiwum prywatne

A co dawało ci siłę? Rodzina?

Rodzina dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Zawsze się mną opiekowali i tym razem było tak samo. Wiedziałam, że bez nich nie zginiemy: ja i moje dziecko. Nikt nie miał do mnie pretensji o tę ciążę. Priorytetem było doprowadzić ją do końca tak, aby mi przy okazji też się nic nie stało. Natomiast jeśli chodzi o moją pewność co do własnego zdrowia, to nie wiem. Od diagnozy do samego końca byłam święcie przekonana, że wyzdrowieję i nic mi nie będzie. Nawet długi pobyt na intensywnej terapii nie zmienił tego myślenia.

Może to taka skorupa ochronna? W dzieciństwie chorowałaś na białaczkę...

Miałam 14 lat, kiedy zachorowałam. To była raczej nieświadomość niż skorupa ochronna.

Pamiętasz dzień, w którym powiedziano ci o diagnozie?

Tak, bardzo dobrze. To był Dzień Matki (taki prezent dla mojej mamy przy okazji). Jadłam właśnie zupkę chińską, a rodzice rozmawiali w kuchni. Usłyszałam z całej rozmowy tylko „białaczka”. Krzyknęłam znad miski z zupą: „kto ma białaczkę?”. I wtedy rodzice weszli do pokoju i jakoś tak mi powiedzieli, że ja. Zostawiłam tę zupę, rozpłakałam się, bo miały mi wypaść włosy po chemii.

Dla nastolatki to pewnie cios. Przecież znamy te obrazki z onkologii. Musiałaś wylogować się na jakiś czas z życia, pogodzić się z tym, że zamiast ze znajomymi, czas musisz spędzać w szpitalu?

Ja nie znałam tych obrazków z onkologii. Ja nawet nie wiedziałam, czym jest onkologia. Nie rozumiałam, dlaczego ludzie reagują z taką paniką na słowo „białaczka”. Nie mogę też powiedzieć, że wylogowałam się z życia. Miałam życie po prostu inne, w którym byli nowi znajomi, z którymi razem spędzałam czas na onkologii. Moją pierwszą i jedyną przyjaciółkę poznałam właśnie podczas leczenia.

Na swoim blogu powtarzasz, że „onkologia to życie”. To jak wyglądało to twoje?

Tak szczerze? Prowadziłam życie normalnej nastolatki. Wyróżniała mnie tylko łysa głowa. Co jakiś czas musiałam jechać na oddział i tyle. Życie w domu i życie w szpitalu to były dwa różne światy, ale mogły funkcjonować obok siebie, nie przeszkadzając sobie wzajemnie.

Obraz
© Archiwum prywatne

Teraz publikujesz wywiady z osobami, które tak jak ty wygrały z nowotworem. Skąd taki pomysł?

To była chęć pokazania, że onkologia to nie jest umieralnia, że tam jest życie, radość, zabawa, przyjaźnie. Ludzie mają taką wizję, że na onkologii, szczególnie dziecięcej, wszyscy są smutni i płaczą. Kiedyś przeczytałam wypowiedź jakiegoś anonimowego internauty, że na onkologii, jak dzieci się cieszą, to tylko dlatego, że żyją. Strasznie mnie to zirytowało. Od dawna chciałam się z tym rozprawić.

Była białaczka, potem po latach pierwsze dziecko, potem drugie. Praca, dom na głowie? Ciężko to wszystko ogarnąć?

Nie, jeśli się jest dobrze zorganizowanym, a ja jestem.

Jak wyglądały twoje relacje z pierwszym mężem?

Stosował przemoc fizyczną, psychiczną i materialną. Przed ślubem nic na to nie wskazywało, dlatego radośnie złożyłam przysięgę małżeńską.

A potem magiczna bańka prysła. Długo odwlekałaś decyzję, by go zostawić?

W świetle prawa małżeństwem byliśmy 2 lata, więc wydaje mi się, że wcale nie tak długo.

Często jest tak, że kobiety, które doświadczają przemocy z rąk bliskiej osoby, boją się odejść i zacząć wszystko od nowa. Z drugiej strony jest też obawa przed samym partnerem, przed tym, jak zareaguje. Jak było w twoim przypadku?

Ja miałam ogromne wsparcie rodziny, to dzięki niej udało mi się to przerwać, uciec od niego. Nie bałam się byłego męża, wiedziałam, że z obstawą, jaką mam, nic mi nie grozi. On nawet kiedyś powiedział, że moi rodzice i starsza siostra to moje osobiste pitbulle. Trochę racji w tym było, nie pozwolili mu się do mnie zbliżyć, gdy sobie tego nie życzyłam.

Obraz
© Archiwum prywatne/ fot. Piotr Frączak

Walczyliście o dzieci?

Nie, choć cały czas groził odebraniem mi dzieci, ale ja widziałam, że to tylko groźby. Próbował nawet donosić na mnie do opieki społecznej. Pani z MOPS-u musiała wreszcie przyjść, skoro codziennie do nich dzwonił. Kiedy tylko przekroczyła próg, to zrozumiała, o co chodzi i stanęła po mojej stronie.

Pisałaś na blogu, że mimo tego, co przeszłaś, trudno powiedzieć, że „każdy facet to świnia”. Tobie udało się zaufać ponownie.

Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Jeden zły facet nie oznacza, że wszyscy są źli. Ja mam duża wiarę w ludzi.

Przekazałabyś coś kobietom, które tkwią w takich związkach?

Kobietom w podobnej sytuacji powiedziałabym, żeby nie bały się zmienić swojego życia. Niech się nie wstydzą, mówią o tym głośno, szukają pomocy. To nie one, a ich kat powinien się wstydzić.

Twój się wstydził?

A skąd, choć powinien. Znęcanie się nad rodziną to powód do wstydu. Oni się nigdy nie wstydzą. Mój były mąż jest przekonany, że był bardzo dobrym partnerem, za to ja okropną żoną.

Żałujesz czegoś w życiu?

Nie, bo uważam, że wszystko, co złe, dzieje się po coś.

To jak wygląda dziś życie „Dziewczyny z obrazka”? Jesteś świetnym przykładem dla innych kobiet, bo tak jak mówisz, nic nie dzieje się bez przyczyny…

Jestem w szczęśliwym związku z mężczyzną, którego moje dzieci uważają za najlepszego tatę na świecie. Mam własna firmę, wciąż rozwijam bloga, poznaję dużo ludzi, jeżdżę na konferencje dla blogerów i udzielam wywiadów. Mogę spokojnie powiedzieć, że mam dobre życie.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (31)
Zobacz także