Zleciła remont na urlopie. Zamurowało ją, gdy weszła do łazienki

Według badania "Plany wakacyjne Polaków 2023", 18 proc. tych, którzy w tym roku nie planują żadnego wyjazdu, chce przeznaczyć oszczędności na inny cel - w tym na remont. Badanie na zlecenie Związku Banków Polskich wskazuje, że 26 proc. respondentów planuje w wakacje dodatkowe wydatki związane z remontem. Czasem to pomysł, który może przysporzyć mnóstwo stresu.

Czasem wakacyjny remont może zakończyć się katastrofą
Czasem wakacyjny remont może zakończyć się katastrofą
Źródło zdjęć: © Adobe Stock Archiwum prywatne
Dominika Frydrych

03.08.2023 | aktual.: 03.08.2023 15:32

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Magdalena chciała podczas urlopu wyremontować łazienkę. Zaczęło się od tego, że fachowiec, którego kobiecie wiele miesięcy wcześniej poleciła koleżanka, długo nie umiał określić się co do terminu. - Chyba od jesieni poprzedniego roku prowadziliśmy z nim dziwną grę, która polegała na tym, że pytaliśmy go o datę, on jakąś rzucał z zaznaczeniem, że to wstępne ustalenie, a potem dzwonił, że chyba jednak wtedy nie da rady i przesuwał dalej.

Dlaczego nie poszukała kogoś innego? - Ciężko znaleźć kogoś z polecenia. Koleżanka opowiadała, że ten człowiek był specjalistą w swoim fachu, że ma dużo zleceń i napięty grafik, więc trochę przymknęliśmy z mężem oko na to, że jest trudny w komunikacji - tłumaczy Magdalena. - Stresowo zrobiło się, kiedy przyszła wiosna, niby byliśmy już umówieni na lipiec, wzięliśmy urlopy i kupiliśmy dzieciom kolonie, ale on przestał odbierać telefon. W końcu oddzwonił, tłumaczył się pilnym zleceniem, ale mnie już zapaliła się czerwona lampka.

Okazało się, że majster – razem ze swoim pomocnikiem - podczas pracy też przeciągali terminy. - Umawialiśmy się na dwa tygodnie, góra trzy, ale ostatecznie prace potrwały ponad miesiąc. Wisienką na torcie było też zachowanie pomocnika - miałam wrażenie, że raz pojawił się pod wpływem albo był "wczorajszy", ewidentnie pachniało od niego alkoholem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Dzieci po wyjeździe kolonijnym miały spędzić tydzień u rodziców Magdaleny, tak, żeby wrócić do gotowego mieszkania. - Nie chcieliśmy zbytnio obciążać dziadków. Chociaż dwoje dzieci na placu budowy to nie najlepszy pomysł, musieliśmy już sprowadzić je do domu. Nie muszę dodawać, że byliśmy wykończeni, kosztowało nas to więcej stresu niż praca i więcej pieniędzy niż wypasione wakacje. Plus jest taki, że w końcu mamy łazienkę, o dziwo naprawdę dobrze zrobioną - śmieje się kobieta.

Największy błąd przy samodzielnym remoncie

- Dużo ludzi chce wykorzystać czas urlopu na remont – potwierdza Artur Witkowski, który przez osiem lat był kierownikiem ekipy budowlanej w programie "Nasz nowy dom". Dzisiaj nadal pracuje w zawodzie, a razem z architektem Maciejem Pertkiewiczem prowadzi też youtubowy kanał Twoja Ekipa.

Jako największy grzech osób, które samodzielnie biorą się za pracę wymienia brak planowania i logistyki. - To nie jest łatwa rzecz, żeby skoordynować, zwłaszcza w wakacje, elektryka, hydraulika, glazurnika, ekipę od okien i drzwi czy parkieciarza. Wystarczy, że jeden pójdzie na urlop i wali nam się cały grafik. W ten sposób remont zamiast trzy-cztery tygodnie może potrwać i trzy-cztery miesiące - podkreśla.

- Częsta sytuacja jest taka, że ktoś próbuje robić remont domowym sposobem - trochę sam, trochę przy pomocy fachowca. Ostatecznie dzwoni do nas z prośbą o pilną interwencję, żeby znaleźć na przykład elektryka czy hydraulika – bo wcześniej kontaktował się już z wieloma osobami i każdy mówił, że najwcześniej za dwa miesiące. Nagle cały remont jest w lesie - mówi Witkowski.

Dużym błędem jest też odkładanie zakupów na ostatnią chwilę. - Trzeba spisać listę zakupów, zobaczyć, które rzeczy są dostępne od ręki, a które na zamówienie, jak parkiet, panele czy płytki. Spontan sprawdzi się przy koszeniu trawnika, ale nie przy remoncie - śmieje się. Złą decyzją jest też kupowanie materiałów kiepskiej jakości - na przykład najtańszego kleju, na którym nie powinniśmy oszczędzać.

Mimo wszystko jego zdaniem laik jak najbardziej może wykonać w domu prosty remont. - Jeśli ktoś nie jest fachowcem, lepiej, żeby nie majstrował przy elektryce czy hydraulice, ale raczej każdy z nas będzie w stanie położyć panele, pomalować ściany czy obsadzić drzwi. To nie są trudne prace, można podejrzeć w sieci, jakie narzędzia są potrzebne i co krok po kroku trzeba zrobić. Najlepiej zobaczyć dwa-trzy filmiki, sprawdzić różne rodzaje farb czy podłóg. Ważna jest logistyka, o której już wspomniałem. Inaczej zostaniemy na przykład z rozwaloną podłogą, ale bez dobijaka do paneli i będziemy na gwałt biegać po sklepach - tłumaczy.

Zleciła remont i pojechała na urlop. Oto co zastała

Właśnie taką wpadkę zaliczyła Marta. - Z narzeczonym pomyśleliśmy, że żeby zaoszczędzić, sami zrobimy remont na urlopie - pomalujemy ściany i ułożymy parkiet. Popełniliśmy chyba wszystkie możliwe błędy, od niedoszacowania ilości materiałów i nerwowego ganiania po sklepach po smugi, których narobiliśmy. Nigdy więcej - mówi ze śmiechem.

Agata Skrzypek też chciała wyremontować łazienkę podczas urlopu. - Poprosiłam znajomego z okolicy. Był stolarzem z wykształcenia, ale brał różne prace – taka złota rączka od wszystkiego. Wyjechałam z mężem na parę dni i zostawiłam go. Miał do pomocy syna i kolegę, który znał się na podłączeniu i przesunięciu rur z wodą. Kiedy wróciliśmy, oniemiałam - opowiada.

Zdjęcie efektu remontu u rozmówczyni
Zdjęcie efektu remontu u rozmówczyni© Archiwum prywatne
Zdjęcie efektu remontu u rozmówczyni
Zdjęcie efektu remontu u rozmówczyni© Archiwum prywatne

Największym zdziwieniem była szafka z umywalką. Kiedy Agata ją odsunęła, okazało się, że panowie nie przykleili płytek, tylko je ułożyli i to nie wszędzie. - Zapłaciłam tylko część kwoty - mówi. Zadzwoniła po kuzyna koleżanki, który też był budowlańcem. - Stwierdził, że w życiu nie widział takiego partactwa. Kiedy kuł, okazało się, że poprzedni "fachowiec" przewiercił rurę z wodą, gdy przykręcał regipsy – dodaje.

Zdjęcie efektu remontu u rozmówczyni
Zdjęcie efektu remontu u rozmówczyni© Archiwum prywatne

Klienci narzekają często na jakość prac i wpadki rodem z programu "Usterka", ale czasem trafiają też na zwykłych oszustów. Przekonała się o tym Ewelina, która zamówiła zabudowę meblową. - Chcieliśmy zgrać termin tak, żeby wypadł na nasz urlop, wpłaciliśmy 4 tysiące zaliczki. Dziś już wiem, że to był błąd. Pan odwlekał miesiącami pracę, nasłuchaliśmy się o chorobach, wypadkach i chyba wszelkich możliwych problemach z pracownikami. Umówiliśmy się na datę, ale pan ani nie zrobił zabudowy, ani nie zwrócił zaliczki i przestał się z nami kontaktować – kwituje. - Wezwania do zapłaty pozostały bez odpowiedzi, więc idziemy z tym do sądu.

O tym pamiętaj podczas remontu mieszkania

Ludzie przy zakupie mebli i materiałów myślą tylko o wymiarach swojego mieszkania. Zapominają niestety o... klatce schodowej i windzie. - Kiedyś do klienta przyjechały blaty marmurowe za kilkadziesiąt tysięcy złotych. Okazało się, że w żaden sposób nie wejdą i trzeba było je ciąć. Duży ból, bo gdyby od razu kupić mniejszy gabaryt, kosztowałyby połowę taniej – opowiada Witkowski. - Podobnie z parapetami. Klient zamówił fajny, dębowy, czterometrowy. Tylko jak to przenieść?

W bloku przed rozpoczęciem pracy koniecznie trzeba sprawdzić też zasilenie i odcięcie wody. - Nawet niedawno moi chłopcy popełnili ten błąd. Weszli na demolkę i zanim przyjechał hydraulik, już zdążyli uszkodzić zawór w łazience, więc zaczęła z niego lecieć woda. Jeden trzymał palcem wodę, a drugi szybko szukał na klatce zaworu. Chłopak, który trzymał palcem, dosłownie płakał, bo okazało się, że to jednak gorąca woda. Powiedziałem hydraulikowi, żeby się nie spieszył, niech trzyma – to będzie dla niego kara. Teraz, zanim weźmie młotek, krzyczy, czy na pewno jest odcięta woda - śmieje się Witkowski.

Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski

Komentarze (306)