Rzuciła korporację dla budowlanki. W pracy robi "demolkę"

Kamila Nawój po kilkunastu latach pracy w korporacji postanowiła zmienić pracę. Zatrudniła się jako pomoc budowlana. Opowiada o nowej pracy, zarobkach oraz tym, jak na jej widok reagują koledzy z pracy.

Kamila Nawój chawali sobie pracę na budowie
Kamila Nawój chawali sobie pracę na budowie
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Marta Kosakowska

09.06.2023 06:00

Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Jak dziś minął pani dzień w pracy?

Kamila Nawój, pomoc budowlana: Zajmowałam się tzw. "demolką". Dostaliśmy zlecenie generalnego remontu mieszkania. Najpierw ściągałam framugi drzwi łomem, potem musiałam pozbierać śmieci po demontażu. Następnie szef wysłał mnie do innego zlecenia, gdzie nasza ekipa będzie kładła kafle na balkonie. Moim zadaniem było odkurzenie tego balkonu i pomalowanie tzw. folią, którą się kładzie pod kafelki.

Brzmi jak ogrom ciężkiej pracy fizycznej. Miała pani na to wszystko siłę?

Wbrew pozorom mam jej bardzo dużo, choć pewnie tego po mnie nie widać. Jestem drobną osobą. Mam 165 cm wzrostu i ważę około 60 kg.

Dziś pierwszy raz robiła pani "demolkę"?

Ściąganie framug tak, ale samą "demolkę" - nie. Wykonywałam już inne prace, które można pod to podciągnąć. Już kiedyś burzyłam mur, takie ogrodzenie śmietnika, młotem pneumatycznym. Szef pokazał mi, jak to się robi. Oczywiście dostałam okulary ochronne, słuchawki i kask, i pozwolił mi spróbować. Zburzyłam ten mur, bo zależało mi, żeby zobaczyć efekt końcowy, kiedy z muru nie zostanie nic. Zrywałam też dach drewniany z altanki, a potem kładłam na nim papę.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rozumiem, że wszystkie te prace są dla pani nowe?

Tak, codziennie na budowie uczę się czegoś nowego. W przyszłości chciałabym się nauczyć kłaść gładzie, malować ściany i kłaść tynki strukturalne. To jest zajęcie bardziej artystyczne, tworzy się obrazy na ścianie. A ja mam taką artystyczną duszę, więc właśnie to w przyszłości bym chciała robić. Ale nie chcę od tego zaczynać kursu, wolę nauczyć się wszystkiego od podstaw. W przyszłości chciałabym mieć firmę, która kładzie takie tynki.

Jak się pani czuje po dniu pracy na budowie?

Wracam do domu i nadal mam bardzo dużo energii. Potrafię iść jeszcze na spacer albo na rower. Czasami ręce mnie bolą, ale nie jest to tak wykańczające, żeby już po pracy niczego nie robić. Jestem zadowolona, bo robię to, co lubię.

Kamila w przyszłości chce mieć firmę wykończeniową, w której będą pracowały kobiety
Kamila w przyszłości chce mieć firmę wykończeniową, w której będą pracowały kobiety© Archiwum prywatne

Cofnijmy się o kilka miesięcy. Czym się pani wcześniej zajmowała?

Moim ostatnim zajęciem była praca w dziale windykacji dużej międzynarodowej korporacji. Zajmowałam się windykacją telefoniczną. Można sobie wyobrazić, jak wyglądały rozmowy z dłużnikami. Egzekwowałam spłatę długów od osób, które miały już komorników, wyroki sądowe, więc rozmowy z nimi nie były przyjemne. Nierzadko osoby, którym nie powiodło się w życiu, zrzucały na mnie winę. Słyszałam wyzwiska pod swoim adresem. Ta praca była psychicznie wyniszczająca.

Jak się pani czuła po takim dniu pracy?

Byłam dużo bardziej zmęczona niż po pracy na budowie. Po pracy w windykacji nie miałam siły na nic. Kończyłam dzień, zalegając na kanapie i oglądając serial. Teraz jest zupełnie inaczej.

Rozumiem potrzebę zmiany branży, ale zastanawiam się, dlaczego akurat na budowlankę. Wśród kobiet to wciąż rzadkość.

Wybrałam budowlankę, bo w niej widać efekt pracy. Przy sprzedawaniu kredytu, to choćbym zastosowała nie wiadomo jaką technikę, to go nie sprzedam, jeśli ktoś akurat nie potrzebuje kredytu. Przy ściąganiu długów, choćbym była w tym bardzo dobra, jeśli ktoś nie ma pieniędzy, to i tak tego długo nie ściągnę. Natomiast przy pracy w budowlance widać, jak praca postępuje. Poza tym zawsze ciągnęło mnie do takich zajęć. Kiedy moi rodzice remontowali domek letniskowy, na równi z bratem uczestniczyliśmy w pracach. Słuchałam też opowieści kolegów, którzy pracują w budowlance i ich historie mnie pchnęły w tę stronę.

Jakie historie?

Chociażby o przypakowanych mężczyznach, którzy przychodzili do pracy i nie potrafili utrzymać w ręce wiertarki. A ja wiedziałam, że sobie doskonale z tym radzę. Zanim podjęłam ostateczną decyzję, zamieściłam post na Facebooku na grupie wykończeniowej z informacją o swoim pomyśle. Napisałam, że po 15 latach postanowiłam rzucić pracę w korporacji i chciałabym pójść w budowlankę. Zapytałam, od czego powinnam zacząć.

Kamila nie boi się ciężkiej pracy
Kamila nie boi się ciężkiej pracy© Archiwum prywatne

I jaki był odzew?

Otrzymałam mnóstwo pozytywnych komentarzy - głównie od mężczyzn - którzy mi kibicowali. Pisali, że kobiety dobrze się sprawdzają na budowie, bo nie piją, bardziej się przykładają do pracy, mają często lepsze zdolności manualne. Jeden pan napisał, że kiedyś do jego pracy przychodziła żona i czekała, aż skończy. Pewnego dnia postanowiła mu pomóc i okazało się, że tak się wyszkoliła, że teraz kładzie kafelki lepiej niż on.

To panią ostatecznie przekonało?

Tak. Wtedy zamieściłam wpis, że szukam pracy jako pomoc budowlana. I udało się! Znalazłam pracę w firmie, w której obecnie pracuję.

I jak powitali panią koledzy pierwszego dnia w pracy? Pozytywny odzew z internetu przełożył się na życie?

Kiedy szef mnie przyprowadził pierwszego dnia, to jego pracownicy popatrzyli na mnie, nie skomentowali w żaden sposób, ale ich miny mówiły: "O, baba. Co ona będzie tu robić?". Po kilku dniach, kiedy przekonali się, że nie jestem tam na ozdobę, i zobaczyli, że imam się każdej pracy, nabrali do mnie szacunku. Zaczęli mi pomagać, bardzo grzecznie się zachowywali.

Nie było seksistowskich żartów?

Nie spotkałam się z żadnymi negatywnymi, uwłaczającymi komentarzami. Jedyne, co pamiętam, to pewien żart, kiedy w pewien ciepły dzień pracowałam w koszulce bokserce, żeby się trochę opalić. Przyszła ekipa do pracy i zaproponowali, żebym pracowała w bikini. Natomiast nie uznałam go za coś obraźliwego, raczej koleżeński żart, który nie był wypowiedziany w złej intencji.

Porozmawiajmy o zarobkach. Zakładam, że w windykacji nie zarabiała pani źle.

Pensja była zależna od efektów, a po pandemii, dało się zauważyć, że wiele osób ma problem z pieniędzmi, więc nie było łatwo ściągać długi. Przed pandemią premie były dobre, dlatego też po pracy w banku, przeszłam właśnie do windykacji, ale sytuacja się zmieniła. Nie byłam zadowolona z zarobków, do tego dochodziła specyfika tej pracy.

Praca na budowie przynosi Kamili satysfakcję
Praca na budowie przynosi Kamili satysfakcję© Archiwum prywatne

Teraz zarabiam lepiej, choć pracuję dopiero miesiąc. Już po pierwszym tygodniu pracy szef zaproponował mi podwyżkę, a teraz już rozmawiamy o kolejnej, ponieważ dobrze mi idzie. W korporacji nie mogłabym liczyć na tak szybkie podwyżki i możliwości rozwoju. Myślę, że doświadczony pracownik jest w stanie zarobić dwa razy tyle, co w korporacji.

Jakie były reakcje pani najbliższych, kiedy podjęła pani tę decyzję?

Rodzice nie byli zachwyceni. Mówili, że to jest ciężka praca i dopytywali, czy wiem, co robię. Kiedy moja mam usłyszała, że idę na budowę, to się załamała. Tata próbował ją uspakajać, twierdząc, że pójdę, zobaczę i na pewno zrezygnuję. Ale okazało się, że spełniam się w tej pracy, a zarobki idą w górę, więc rodzice zaczęli mi kibicować.

Jakie ma pani plany na przyszłość?

Moim celem jest artystyczne kładzenie tynków strukturalnych. Wiem, że ta umiejętność jest doceniana przez wiele osób, które chcą mieć oryginalne obrazy na ścianach. Kiedy się już wszystkiego nauczę, chciałabym założyć firmę wykończeniową, w której będą pracowały kobiety. W planach są lekkie prace: tynki, kładzenie kafelków itp. Słyszę, że to niemożliwe, bo kobiety nie będą nosić np. gipsu, ale moim zdaniem, to żadna przeszkoda. Przecież mogę zatrudnić też mężczyznę, który będzie pomocny w cięższych pracach.

Brzmi dobrze, tym bardziej, że wiele kobiet ma problem, żeby dogadać się z budowlańcami.

Dokładnie tak. Nawet dzisiaj pracowałam u pani, która najpierw dopytywała mnie, czy na pewno umiem wykonywać te prace, a na koniec pochwaliła i powiedziała, że powinnam w to iść i że brakuje kobiet w ekipach remontowych. Bo kobieta samotna, która remontuje mieszkanie, często zderza się z mężczyznami, z którymi nie zawsze jest się w stanie dogadać. Rzucają technicznymi hasłami, nie tłumaczą, szczególnie kiedy widzą kobietę. Natomiast kobieta jest w stanie postawić się w sytuacji innej kobiety i wytłumaczyć jej krok po kroku, co będzie robione.

Rozważa pani powrót do korporacji?

Nie, 15 lat wystarczy. W mojej nowej pracy cenię bezpośrednie relacje z szefem. W korporacji jest się jedną z tysięcy osób. Komunikacja opiera się na tabelkach. W małej firmie, w której pracuje kilka osób, jest inaczej. Obrałam nowy cel i zmierzam w jego kierunku.

Rozmawiała Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
budowabudowlankapraca na budowie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (113)