Z wybiegu na wojnę z ISIS. Niezwykła historia kanadyjskiej wojowniczki
Wróżono jej karierę modelki. Po wypadku jednak postanowiła zmienić życie o 180 stopni. Wybrała walkę z Państwem Islamskim. Hannah Bohman wzięła karabin i przystąpiła do składających się wyłącznie z kobiet oddziałów YPJ.
Państwo Islamskie doprowadziło w XXI wieku do wielu aktów terroru, których konsekwencje są przerażające. Gdyby nie upór i odwaga tych, którzy zdecydowali się na stawienie czoła islamskim fanatykom, sytuacja byłaby jeszcze poważniejsza. Wśród tych, którzy wiedzieli, jak należy się zachować, gdy ktoś uderza w takie wartości jak pokój i bezpieczeństwo, znalazło się też wiele kobiet.
„Wojna z ISIS” to hasło, które w ostatnich latach mocno zdominowało medialne doniesienia. Zdeterminowani, gotowi na wszystko ekstremiści okazali się bardzo trudnym przeciwnikiem. Aby móc coś zdziałać, konieczne było połączenie wielu sił i integracja różnych środowisk. W walkę wciąż zaangażowanych jest mnóstwo organizacji, ale też osób, które włączały się w walkę indywidualnie. Wśród tych, którzy wykazali się nieprzeciętną odwagą, znalazła się m.in. ona - Hanna Bohman.
Fotografie Hanny w pełnym rynsztunku obiegły w ostatnim czasie media na całym świecie. Stała się ona jednym z symboli oporu kobiet wobec sił zła na Bliskim Wschodzie. Kanadyjka dołączyła do 10 tysięcy kurdyjskich kobiet, które zdecydowały się na stworzenie jednostki oporu wobec gotowych na wszystko radykałów z ISIS i walczą w ramach Kobiecych Jednostek Ochrony (YPJ – skrót od: Yekîneyên Parastina Jin). Niedawno na temat działalności jej oraz innych kobiet walczących w tym oddziale powstał film dokumentalny „Fear Us Women”, w którym Kanadyjka opowiedziała o tym, co nią kierowało.
Hanna Bohman jest byłą modelką, ale nie przepada, kiedy jej się o tym przypomina. Nie lubi, gdy jej obecna działalność analizowana jest przez pryzmat tego, czym zajmowała się wcześniej. Ma też żal do niektórych mediów, że opisując jej działania, podnoszą również kwestię jej urody. Według niej, to nie powinno mieć w tej chwili znaczenia. Ci, którzy o tym przypominają, nie rozumieją zaś sensu jej obecnej aktywności. Kobieta chętnie opowiada natomiast o tym, czym zajmuje się teraz oraz o problemie, jakim dla współczesnego świata stało się Państwo Islamskie. Członkowie tej organizacji są dla niej synonimem wszystkiego co najgorsze. Nie kryje ona pogardy wobec nich. Upór, z jakim Hanna Bohman oraz jej podobne bojowniczki podchodzą do kwestii wyplenienia zła, jakim stał się terroryzm, nie może być też obojętny dla szaleńców z ISIS.
Dla Kanadyjki zwalczanie Państwa Islamskiego stało się czymś w rodzaju obsesji. Jak tłumaczy, członków tego ugrupowania nie można nazywać ludźmi. Nie ukrywa, że zdarzało się jej spędzać całe noce w oczekiwaniu na okazję, by któremuś z nich strzelić prosto w twarz. O tym, jak wielką odrazę żywi wobec wojowników ISIS, można się dowiedzieć, przyglądając się jej tatuażowi, który głosi, że wrogowie ludzkości, którzy zginą z rąk jej oraz innych kobiet, „spłoną w piekle”. Zresztą wierzą w to także sami islamscy terroryści. Zgodnie z ich przekonaniami, śmierć poniesiona z ręki kobiety to obelga, która w dodatku przekreśla szanse na raj. To dlatego obawa przed wyszkolonymi i uzbrojonymi po zęby wojowniczkami jest wśród nich szczególna.
Bohman spędziła w Syrii trzy ostatnie lata. W jaki sposób stała się wojowniczką o wolność oraz bezpieczeństwo? O sytuacji żyjących tam ludzi dowiedziała się tuż po wypadku motocyklowym, który miała w Kanadzie. Zaczęła wtedy szukać jakiegoś celu - czegoś, czym mogłaby się zająć, wspomagając innych ludzi. Zaczęła wtedy czytać o poczuciu permanentnego zagrożenia, w jakim żyją ludzie w Syrii, o bezlitosnych wojownikach ISIS, którzy nie oszczędzają nikogo. Bardzo szybko podjęła decyzję, że wyjedzie na Bliski Wschód i zacznie działać na miejscu. Początkowo nie planowała, że stanie do walki; chciała po prostu pomagać tym, którzy cierpią z powodu konfliktu. Na miejscu stwierdziła, że chcąc poprawy sytuacji mieszkańców tego regionu, musi się zdecydować na bardziej radykalne działania. Postawiła wszystko na jedną kartę, wzięła karabin w rękę i przystąpiła do składających się wyłącznie z kobiet oddziałów YPJ.
- Są ludzie, którzy zostali powołani do walki. Moje dojrzewanie to walka. Rzeczy, które w opinii ludzi powinny być dla mnie przeszkodą, takie jak ciała, fragmenty ciał czy zapach palących się ludzi, nie są dla mnie problemem – powiedziała cytowana przez magazyn „Forbes” Hanna Bohman.
Jest jedna rzecz, na którą kobieta, jako wojowniczka o prawa słabszych, musiała być w każdej chwili gotowa. To śmierć. Przekonuje jednak, że to również nie jest dla niej problemem. Jej zdaniem, każda osoba, która decyduje się na taką bezpośrednią konfrontację, musi być pogodzona z myślą, że koniec może nadejść nieoczekiwanie. Cały czas pamięta też o nadrzędnym celu, jaki przyświeca jej walce. Jest nim nadanie kobietom na Bliskim Wschodzie należnych im praw. To dlatego, gdy ludzie pytają się jej, czy warto było opuszczać bezpieczną Kanadę i wygodną codzienność, by ruszyć na drugi koniec świata i walczyć z narażeniem własnego życia o pokój i prawa innych, ona nie ma żadnych wątpliwości, co odpowiedzieć.