Seryjne morderczynie
Mary Elizabeth Wilson to jedna z barwniejszych postaci, które zapisały się w więziennej kartotece. Zawsze rozpromieniona, nigdy smutna. Do Holloway trafiła w 1958 roku, gdy lokalna policja znalazła ciała jej dwóch byłych kochanków. Wilson była kilkukrotnie zamężna. Trzeciego męża pochowała już 12 dni po ślubie. W rozmowie z organizatorami przyjęcia żartowała, że powinna dostać zniżkę, za tych wcześniejszych partnerów. Na ślubie z czwartym żartowała, że resztki z przyjęcia trzeba zachować na jego pogrzeb. Jak powiedziała, tak się stało. Mąż numer cztery umarł dwa tygodnie po weselu, gdy panna młoda upewniła się, że odziedziczy po nim majątek.
Policja nabrała podejrzeń do wesołej wdowy dopiero po kilku tygodniach. Na terenie jej posiadłości znaleziono ciała dwóch mężczyzn, którym Wilson podała trutkę na szczury. Gdy przekroczyła mury Holloway, miała już 64 lata, uniknęła więc kary śmierci. Tam żyła jeszcze przez 5 lat.