Jak mawiał Platon, „kobieta bez makijażu jest jak jedzenie bez dodatku soli”. Jeśli mielibyśmy dosłownie potraktować porównanie greckiego filozofa, to jego zdaniem dama stroniąca od kolorowych kosmetyków wygląda po prostu niesmacznie. Najwidoczniej naiwne panie za bardzo wzięły sobie do serca tego rodzaju opinie, bo dla pięknego wyglądu były w stanie poświęcić naprawdę wiele. Kontrowersyjne metody w dbaniu o urodę cieszyły się niegdyś wielką popularnością i w większości przypadków doprowadzały do poważnych chorób oraz śmierci.
O zjawiskowej urodzie starożytnych Egipcjanek krążą legendy. Wówczas makijaż był nie tylko sposobem na podkreślenie atrakcyjności – miał on również znaczenie symboliczne i duchowe. Nic więc dziwnego, że kobiety przywiązywały do niego szczególną wagę.
Choć podstawowym zadaniem makijażu było podkreślenie oczu (oko w starożytnym Egipcie było najważniejszym symbolem – przyp.red.), kobiety z równą dbałością podchodziły do malowania innych części ciała. Niestety, damy zakochane w odcieniu purpurowej czerwieni na ustach, nie cieszyły się długo z efektów modnego trendu. Otóż barwniki takich kosmetyków zawierały szkodliwe związki bromu, często będące przyczyną wielu chorób, a nawet śmierci. Biada mężczyźnie, który zakochał się w piękności z czerwonymi ustami – namiętny pocałunek mógł być dla niego ostatnią chwilą miłosnego uniesienia.
Śmiertelna bladość
Złota opalenizna, a czasem nawet skóra w odcieniu dojrzałej pomarańczy to marzenie wielu współczesnych kobiet. W końcu wiele z nich żyje w przekonaniu, że kwadrans odpoczynku w mieniącej się ultrafioletem trumnie z solarium jeszcze nikomu nie zaszkodził. O zgubnych skutkach takich przyjemności żadna oczywiście nie pomyśli.
Najwidoczniej z podobnego założenia wychodziły kobiety w dawnych czasach– te, w przeciwieństwie do wyżej wspomnianych, pożądały jedynie skóry w kolorze mleka. Im jaśniejszą karnację miała dama, tym wyższy był jej status społeczny. Aby wspiąć się na najwyższy szczebel społecznej drabiny, unikały słońca, stosowały zabiegi flebotomii, czyli upuszczania krwi, albo piły ocet. Jednak powyższe metody nie niosły za sobą tak poważnych konsekwencji jak popularne m.in. na wersalskim dworze bielidła.
Mieszanka białego ołowiu, kredy oraz rtęci maskowała brud oraz wszelkie niedoskonałości cery. Skutki uboczne wyglądu porcelanowej lalki kończyły się utratą włosów oraz śmiercią.
Arszenik dla urody
Magiczne tabletki z arszenikiem miały czynić cuda – zapewnić piękne i zdrowe włosy oraz gładką bladą cerę bez niedoskonałości. Dziś każdy wie, że popularny niegdyś specyfik to trucizna, która była przyczyną wielu groźnych chorób oraz śmierci.
Wzrok, który zabijał
Wilcze jagody dla urody? Dawniej kobiety nieświadome trujących właściwości tej rośliny nie miały nic przeciwko używaniu zrobionego z nich ekstraktu. Krople do oczu z pokrzyku wilczej jagody z założenia miały dodawać blasku spojrzeniu i rozszerzać źrenice. Panie były zachwycone efektem, jaki uzyskiwały za pomocą magicznego płynu – tylko dzięki niemu oczy wydawały się większe i bardziej atrakcyjne.
Włoszki nazywały wilcze jagody „Belladonna” (po włosku „piękna pani” – przyp.red.). Marzące o pięknym wyglądzie kobiety nie spodziewały się jednak niepożądanych efektów. Otóż krople zaburzały zdolność widzenia. Ostatecznie używanie kontrowersyjnego kosmetyku kończyło się utratą wzroku. W najgorszym wypadku również śmiercią.
Radioaktywne kremy
Odkrycie radu przez Marię Skłodowską-Curie i jej męża Piotra Curie miało niezaprzeczalny wpływ m.in. na rozwój medycyny ( sole Ra2+ były niegdyś używane w terapii nowotworowej – przyp.red.). Właściwości pierwiastka doceniono również w przemyśle kosmetycznym, czego dowodem są treści reklam z początku XX wieku. W jednej z nich, z 1915 roku, zapewniano o skuteczności radioaktywnych kremów w walce ze zmarszczkami:
„Kiedy zaaplikujesz krem na zmarszczki na twarzy lub na zmęczoną skórę, radioaktywne moce natychmiastowo zadziałają na nerwy i tkanki. Prąd stały energii przepłynie przez twoją skórę i w niedługim czasie zmarszczki znikną”.
Skuteczny sposób na ucieczkę od starości? W sumie tak. W końcu regularne stosowanie takich kremów nie pozwalało jej spokojnie doczekać, bo prowadziło do śmierci.
Śmierć w platynowej fryzurze
Jean Harlow była pierwszą platynową blondynką, która zdobyła popularność w Hollywood. Co ciekawe, to właśnie jasny kolor włosów zagwarantował jej miejsce wśród najsłynniejszych gwiazd srebrnego ekranu. W latach 30. dziennikarze rozpływali się w zachwytach nad jej wyjątkową urodą, nazywając młodą aktorkę „słodkim, blondwłosym stworzeniem” i nowym ideałem kobiecego piękna.
Za takie wyróżnienie musiała jednak zapłacić bardzo wysoką cenę. Otóż osiągnięcie wymarzonej platyny było możliwe tylko dzięki szkodliwym metodom rozjaśniania włosów. W skład toksycznej mikstury wchodziły płatki mydlane, utleniacz, amoniak oraz wybielacz. Choć oficjalnie Jean Harlow zmarła na mocznicę, czyli przewlekłą chorobę nerek, to często mówi się, że przyczyną jej dolegliwości były właśnie zabójcze chemikalia. Hollywoodzka blondynka zmarła w wieku zaledwie 26 lat.