Lekarze mówili jej, że nie będzie żyć
Nieuczciwi, niebezpieczni partnerzy nie byli jej jedynym zmartwieniem w życiu. Katarzyna Grochola lata temu zachorowała na nowotwór. Diagnozę usłyszała po tym, jak zasłabła na ulicy. Cudem trafiła do szpitala. Po badaniu okazało się, że ma raka.
- Lekarze powiedzieli mi, że nie będę żyć przy tym stopniu zaawansowania nowotworu. Trafiłam do bardzo dobrych lekarzy, którzy zdecydowali się mnie operować, mimo że nie byłam skierowana na operację. Reszty dokonała już siła wyższa. Usłyszałam, że mam raka w ostatnim stadium i że mam się przygotować na najgorsze. Więc poszłam do prawnika, załatwiłam sprawy mieszkaniowe, napisałam testament, skontaktowałam się z rodziną, kto się może zająć moją córką, jeśli umrę. Bardzo poważnie podeszłam do tych spraw. Natomiast cała reszta nie zależała ode mnie, a bardzo chciałam żyć – wspominała.
Gdy wyzdrowiałam, mówiła, że w życiu każdego człowieka potrzebne są takie trudne momenty. – Chorobę można zatrzymać, a na pewno trzeba próbować – mówi.